Przemek, wychodząc z pracy, zawsze oddawał klucz na portierni. Teraz też oddał, ale zaraz potem otworzył na chwilę swoją torbę, żeby sprawdzić, czy nie zgubił kluczy od samochodu. Sprawdzanie kluczy od samochodu było rytuałem Przemka. Myślał, że gdyby zgubił klucze, gdyby np. wpadły mu do studzienki ściekowej w momencie, gdy chował je do kieszeni, albo do torby właśnie, gdyby więc wpadły mu klucze, miałby niezły problem. Mogły mu przecież wpaść niepostrzeżenie, co początkowo byłoby zupełnie bezbolesnym wydarzeniem, aż do momentu takiego jak ten, kiedy wychodzi z pracy i zmierza do samochodu, a kluczy brak. Mogłoby się okazać, że kluczy brak, gdy jest już przy samochodzie, czyli daleko od swojego biura, i nie mógłby sprawdzić, czy kluczy nie zostawił na biurku, albo czy nie spadły pod biurko.
Dobrym więc momentem na sprawdzenie kluczy od samochodu wydawał się ten, w którym zostawia klucz od biura na portierni i zamierza wyjść na ulicę. Mógłby jeszcze zawrócić, z portierni do biura, gdyby okazało się, że nie ma kluczy od samochodu.
Klucze były na miejscu. Czyli wszystko dobrze, wszystko jak zawsze. Ale nie uspokoiło to Przemka. Znalazłszy klucze w torbie, przypięte do wewnętrznej zapadki, karabińczyka na klucze, Przemek nie zamknął torby i nie wyszedł. Wyczuł w torbie twardy metal, to był ASG AEP UZI MIKRO. Czekał na takie okazje, jak ta. Z pozoru nie wyróżniające się niczym, ot zwykły dzień, ale Przemek wiedział, że właśnie dziś, po południu; że czuje i wie, że chce to zrobić, właśnie teraz. Pomyślał, że pierwszym celem, zupełnie naturalnie, będzie portier. Portier był jednocześnie ochroniarzem, ale tego Przemek nie obawiał się wcale. Kolejnym celem może być ktoś, kto będzie wychodził, w końcu było po południu i więcej osób opuszczało budynek. Kolejni będą przechodnie na ulicy, tak to zwykle bywa w strzelaninach urządzanych przez desperatów. Na samym końcu desperat, nazywany potem przez media szaleńcem, strzela sam do siebie, więc Przemek powinien zostawić przynajmniej jedną kulę. Musi zdążyć, zanim zostanie złapany i obezwładniony.
Żal się zrobiło Przemkowi portiera. Choć był to człowiek niemłody i inwalida, to jednak był jak swój, Przemek gadał z nim nieraz. Z kolei nikt inny z biura teraz nie nadchodził, a Przemkowi nie chciało się czekać. W niektórych zamachach desperaci sami szukali ofiar, chodząc korytarzami i zaglądając do sal np. szkolnych. Dziś Przemkowi nie bardzo się chciało. A przechodnie…? Dlaczego miałby strzelać do przechodniów…? To może chociaż po ścianach sobie postrzela. Ale to nie byłby wystarczający powód do tego, żeby potem zastrzelić siebie…
Tak rozmyśla Przemek, waży argumenty, czując pod palcami twardy metal, stojąc przy portierni i zerkając na portiera-ochroniarza, który niczym się nie zajmuje. Czyli nic z tego. Czyli jednak nie dziś. Czyli wyszło jak zawsze, byle jak. Bez determinacji i zdecydowania. Uzi mikro pozostaje w torbie, może na inne okazje, a Przemek wychodzi na zewnątrz, czuje ciągnący ulicą chłodny wiatr i dziwi się, że dziś tak jakby chłodniej.