Zmęczenie

W domu nie świeci się żadne światło. Z wyjątkiem lampy solnej w pokoju dzieci.

Zmęczony. Zmęczenie ma wiele odczuć, podobnie jak ból. Tyle, że ból łatwiej zauważyć, choć i to nie musi się zdarzyć. Łatwiej przegapić zmęczenie.

Zmęczenie, w którym wcale nie czuje się zmęczenia. Zdradliwe, bo można w nim narobić głupot. Na przykład zmęczenie kierowcy, który im bliżej celu, tym jedzie bardziej niebezpiecznie. Albo wypalenie w pracy, kiedy wszystko wydaje się iść jak zawsze, lecz wewnątrz duszy rośnie robak, który zajmuje sobą coraz więcej miejsca, aż w końcu zostaje tylko robak.

Ludzie zmęczeni łamią nogi, z przyjaciół czynią sobie wrogów, katują własne ciało i duszę, oczekując od siebie więcej niż jest to możliwe, rozsądne. W zmęczeniu czuje się często ból, ale czasem przestaje się go czuć, a jedynym objawem jest… powolne i stopniowe, albo nagłe wyłączenie się mózgu.

Niektórzy, zmęczeni, niepotrzebnie zaczynają zastanawiać się nad sensem wszystkiego. Wydaje się im, że wreszcie dostrzegają sprawy w ich prawdziwym świetle. Przeważnie – ciemnym. Wyciągają wnioski dotyczące ich samych (zwykle niezbyt zachwycające). Inni próbują zmęczenie przezwyciężyć np. jedzeniem. Jeszcze inni mają różne sposoby, lecz nie zawsze jest to po prostu… odpoczynek.

Podróże

W przychodni, w poczekalni, stoją stare ławki, jakie pamiętają jeszcze czasy socjalizmu. Nogi z metalowych grubych prętów, a poziome, cieńsze pręty łączą te nogi, żeby się nie rozjechały. Na szczycie tej konstrukcji-kratownicy – płaskowniki, do których grubymi nitami mocowano grube drewniane listwy, na których mieli siadać pacjenci. Teraz te ławki odmalowano staranniej, w kolorze trochę dopasowanym do wnętrza. Ale to są te same ławki.

Z jednej z nich wstał mężczyzna w obszernej kurtce i trochę za dużych spodniach, szczególnie nogawkach. Ciekawe, że mężczyzna sam z siebie był raczej wysoki, duży, a obszerne ubranie powiększało go, a jednocześnie sprawiało wrażenie, że jest jak pusty w środku, jak wieszak.

Wstał i zaczął się chwiać, jak tylko postawił pierwszy krok. I chwiał się dalej, przechodząc w stronę wind i klatki schodowej. Wkrótce po tym jak wstał pomiędzy drewnianymi listwami ławki, na której siedział, prześlizgnęła się i spadła na podłogę kartka. Podszedłem spiesznie z myślą, że mu ja oddam. Mój wzrok padł na nierówne pismo, nakreślone na kartce w kratkę ale tak, jakby te kratki i linie nie zostały przez piszącego zauważone, jakby go nie obchodziły i dla niego nie istniały:

W przeciwieństwie do innych kobiet nie mówiłaś wiele. Dlatego słuchając innych odkrywałem Ciebie. Te potoki słów, których zwykle nienawidzą faceci, gdy siadają z gazetą do obiadu, te całe serie zdań, których wysłuchiwałem, ale nie od Ciebie, stały się moim objawieniem. Każda z nich, która chciała mi o sobie cokolwiek opowiedzieć, odkryć siebie, wobec której prędzej czy później stawałem jak podróżny u podnóża pagórka, który w końcu okazywał się górą, każda z nich była nieco inną stroną tej samej kobiety – mojej.

Dlatego nigdy żadna inna nie sprawiła, że przestałem chcieć być z Tobą. Przeciwnie. Nawet, jeśli większość z nich podziwiałem, jeśli próbowałem rozwikłać splątane odciski pozostawione w ich duszach, nawet jeśli każdej z nich byłem wdzięczny, ba, właśnie dlatego byłem wdzięczny, że dzięki nim zbliżałem się do Ciebie. Tak, to może się wydawać niepojęte, absurdalne. Może wyglądać jak tanie łgarstwo na usprawiedliwienie. Ale jeśli to nie jest proste, banalne i kłamliwe usprawiedliwienie…?

Wtedy te wszystkie podróże są jedną, w jedną stronę. Do Ciebie. Tak, już widzę, jak odwracasz głowę z niedowierzaniem.

Katar, śnieg i rower

Zegar w pokoju u dzieci i zegar w kuchni tykają na przemian. Z lekkim utykaniem po stronie kuchni. Dzień minął pod znakiem lekkiego bólu, który daje się wyczuć jak pieczenie czegoś, co jest pod skórą, w łydkach, udach i ramionach. Mięśni? Podobno Polacy przegrali z Katarem w piłce ręcznej i ja ich rozumiem, z katarem trudno mi wygrać, przynajmniej na razie.

Poszukuję wewnętrznej drogi, linii, która, gdybym mógł ją chwycić, doprowadziłaby mnie szybko do zdrowia. Podobno zdrowie to stan umysłu, a reszta ciała to tylko konsekwencja, po prostu się podporządkuje. Ten stan jakoś umknął, straciłem jego dotyk, skręciłem gdzieś nieopatrznie, a może to on skręcił, a ja tego nie zauważyłem.

W nocy spadł śnieg mimo, że poprzedni nie stopniał całkiem. Nałożyły się dwie warstwy. To banalne, ale rzadkie ostatnio. Beniamin zapytał mnie, czy mógłby pojeździć rowerem. „Oczywiście” powiedziałem przypominając sobie, że moi rodzice, gdy byłem mały, nie pozwalali na coś takiego. Nie tylko nie pozwalali, taki pomysł nie mieścił się nikomu w głowie. Dziś Beni jeździł, ślizgał się i przewracał na śniegu, potem wstawał i śmiał się głośno. Z Sarą robili orzełki na śniegu, kładąc się na plecach i ruszając nogami i rękami.

Na końcu ogrodu tata wykopał dół na kompost, gdzie trafiły też obtłuczone jabłka. Teraz śnieg wokół upstrzony był ptasimi tropami, które rozgałęziając się i wijąc rozchodziły się we wszystkie strony. Muśnięcia skrzydeł pozostawiły promieniście ułożone, delikatne odciski.

Co u mnie

Sara od niedzieli jest na białej szkole. Pierwszy raz. Przez pierwsze dwa dni było tam coś nie tak. Nie chciała o tym rozmawiać przez telefon, zresztą było trudno rozmawiać, gdyż ma kłopoty z zasięgiem. Zdałem sobie sprawę, że będzie sama rozwiązywać problemy i szukać swojej drogi. To świetnie, byle tylko dała znać, gdyby zdarzyło się coś naprawdę złego.

Miałem sen, w którym widzę Sarę po powrocie. Siedzimy przy stole, chyba przy posiłku, rozmawiamy. Przyglądam się jej twarzy i widzę, że to już nie jest ta sama osoba. Stała się doroślejsza w wyrazie, trochę więcej w niej zastanowienia, powstrzymania. A nawet same rysy są trochę inne, mniej okrągłe…

Czytam „Jaspiską wolę” Ewy Szumowskiej. Odstawiłem inne książki, ta ma pierwszeństwo. Widzę, że jest to powieść ewangeliczna. Cieszę się, bo tego właśnie mi brakuje w moim kręgu – odniesienia do prostej rzeczywistości. Prostego odniesienia (które przecież nie jest proste) do prostej rzeczywistości (która też nie jest prosta, jaka by nie była).

Cicho w szpitalu

W szpitalu, w niedzielę, jest cicho. W zasadzie nie w szpitalu, tylko na oddziale ratunkowym, a dokładnie – na sali obserwacyjnej. Puste łóżka do wyboru. Czasem wyraźny dźwięk kroków dobiega z korytarza, jakby pielęgniarki albo salowe chodziły wyłącznie w drewniakach. Dźwięk nadchodzącej wiadomości tekstowej w telefonie rozbrzmiewa zadziwiająco głośno w tej ciszy…

sala obserwacyjna oddziału ratunkowego

Zdjęcie rumuńskiej rodziny i emocje

W poprzednich wpisach dawałem wyraz dopadającym mnie silnym emocjom. Teraz jestem już w Polsce i tamten czas zaczyna nabierać perspektywy… Gdybym miał te emocje jakoś przenieść poprzez fotografię, to… No właśnie, może taki mały eksperyment. Co czujecie i myślicie, patrząc na to zdjęcie i wiedząc, że to są członkowie mojej najbliższej rumuńskiej rodziny…? Piszcie w komentarzach. Można pisać prawdę, nawet pod pseudonimem!

Rodzina

Jeszcze w Rumunii

Jestem w Rumunii i ciągle zwala się na mnie ogrom emocji, z różnych stron, z którymi muszę sobie jakoś poradzić. Spotykamy, jak zwykle, wielu znajomych, z którymi bardziej lub mniej jesteśmy związani i różnie utrzymujemy kontakt. Napotykam na uśmiechnięte, pełne życzliwości twarze, ale nie jestem w stanie na te gesty odpowiadać, jakbym nie miał siły. Plan fotografowania na ulicy nie bardzo się udaje, bo za dużo ról chciałbym spełnić, wręcz czuję się w obowiązku – być nieustannie niezłym rodzicem, dobrym gościem, gdy jesteśmy w gościnie, nie najgorszym zięciem i szwagrem, nie wrednym dzieckiem (ojciec pisze do mnie maile, że oboje z mamą tęsknią, choć sądzę, że mama bardziej, a kiedy przesyłam mu zdjęcia, na którym brak jednego z jego wnuków, muszę potem uzupełniać korespondencję).

Przed chwilą córka oczekiwała ode mnie, że posłucham, bo oto czyta książkę (jak się cieszę, że czyta) i natrafiła na zabawny fragment, którego muszę posłuchać. W tej samej chwili teść zaproponował mi dolewkę piwa, na którą się zgodziłem. Słuchając, co czyta mi córka po polsku zacząłem wołać do teścia, żeby przestał mi już nalewać, ale on nie reagował i szklanka napełniła się po brzegi. Zdałem sobie sprawę, że mówię do niego coraz to bardziej podniesionym głosem: „dziękuję”, czego on przecież nie rozumie, bo do niego powinienem mówić po rumuńsku. Najwyraźniej nie panuję nad rzeczywistością.

Dwa razy wyrwałem się na przechadzkę. Trafiłem jednak na dzielnicę zamożnych ludzi, bo domy i obejścia przypominały te nasze, znane mi z małopolski. Prędzej wywierają na mnie wrażenie  detale, niepozorne miejsca, które jeszcze pozostały i nie zastąpiła je znana nam zachodnia nowoczesność. Na przykład takie jak to.

Stara Dacia, wejście do bloku, Rumunia, fot. Piotr Kubic

W wyprawach przeszkadza też mróz, który osiąga nawet minus trzynaście stopni, i towarzyszący mu wiatr. Ale najbardziej brak mi siły i determinacji, by wstać o siódmej rano, wypaść na miasto i wrócić na jedenastą, kiedy reszta rodziny właśnie rozpoczyna właśnie działalność.

Udało się przynajmniej napisać kilka tekstów, które umieściłem pod tym adresem. Mam jeszcze co najmniej dwa w planach, może powstaną. Załączę tu jeszcze jedno zdjęcie, które jest dla mnie osobistym osiągnięciem typowo warsztatowym, związanym z nowym (starym) obiektywem.

Zauważyłem w autobusie, że kobieta będzie wysiadać i przejdzie obok tego oto młodego człowieka. Ekspozycję miałem już ustawioną na wnętrze autobusu (nie korzystam z automatyki, robię to ręcznie), pozostało zadbać o ostrość. Obliczyłem szybko, że zrobię zdjęcie, kiedy kobieta będzie niewiele ponad metr ode mnie. Ustawiłem odległość na obiektywie. Liczba przysłony wynosiła, jak się zdaje f5,6, co zwiększa głębię ostrości i pozwala nieco zniwelować błąd ustawienia odległości. Już nie pamiętam, czy podniosłem aparat do oka, czy strzeliłem spod brody, wszystko działo się tak szybko.

W autobusie, Rumunia, fot. Piotr Kubic

Na zdjęciu widać dwie postaci, które wydają się sobie dość podobne. Lecz dzieli je kilkadziesiąt lat życia. Na starszej twarzy widać wysiłek i skupienie. Na młodszej – skupienie i spokój. Mógłbym powiedzieć, ze to typowy wygląd współczesnego, młodego Rumuna – studenta, intelektualisty. Mam wrażenie, jakbym widział tę samą osobę z różnych okresów w jej życiu. Albo jakby nastąpiło spotkanie rodzeństwa, bliźniąt wręcz, których życie zostało  jakimś sposobem rozsunięte w czasie. Myślę o tym, jak inny był świat, kiedy kobieta miała tyle lat, co ten chłopak. I o tym, że on nie ma o tym pojęcia, jaki był świat, gdy ona była młoda. A jednak on byłby skłonny zmierzyć się z jej światem, o wiele mniej przyjaznym, bardziej surowym, bezwzględnym. Świadczy o tym jego spokój, pokora i gotowość do pogodzenia się z losem. Właśnie te cechy charakteryzują Rumunów – takich, jakich poznałem.

Człowiek jest powodem niepokoju

W Rumunii, chodząc ulicami. Gdybym nie spotykał ludzi, byłbym spokojniejszy. Każdy człowiek powoduje jakieś emocje, a one nie dają spokoju. Gdyby ulice były puste, to jeszcze pozostawałyby ślady ludzkiej pracy, emocji i myślenia – czyli to wszystko, co można zobaczyć na ulicy w mieście. Żeby uzyskać całkowity spokój należało by zatem opuścić miasto i udać się w tereny, gdzie rzadko bywa człowiek… Jak na razie nie mogę sobie na to pozwolić.

 

Apteka o przedłużonym programie otwarcia 6-24

 

Kiosk sprzedaży biletów, utrzymywany zdaje się przez przedsiębiorstwo komunikacji, bo niczego innego się w nim nie sprzedaje. Widziałem próby wprowadzenia automatów, ale na razie stoją one zupełnie martwe, nawet bez etykiet.

Kiosk biletowy, Rumunia, Cluj-Napoca fot. Piotr Kubic

 

Więcej zdjęć oraz tekstów związanych z Rumunią na blogu fotograficznym.

Na rumuńskiej ulicy fot. Piotr Kubic

Spotkanie wigilijne

Zniknąłem nie dlatego, że Was nie lubię. Przeciwnie. Bo góra emocje zwaliła się na mnie i przygniotła. Bo za dużo ludzi naraz, a składać szczerych życzeń nie umiem w takim tempie. Zaś mówić byle coś tam nie jestem w stanie. Nad każdym człowiekiem trzeba się pochylić, żeby czegoś mu życzyć. Inaczej to tylko kurtuazja.

Zrozumieć kobietę…? Kiedy być facetem

– To powiedz w końcu, czy kobietę można zrozumieć? – postanowiłem zapytać Wieśka wprost. Odczekałem kilka dni po jego ostatniej tyradzie na ten temat, wcześniej nie śmiałem o nic pytać.

– Problem polega na tym, że myślisz właśnie tymi kategoriami, co wszyscy faceci – odparł dość spokojnie Wiesiek – słowo zrozumieć jest niefortunne. Wybij to sobie z głowy.
– Więc jednak nie – odparłem nie bez nuty triumfu.
– Nie chodzi o to, żeby zrozumieć – ciągnął niewzruszenie Wiesiek – ale aby poczuć.
– Aha…! Ok, rozumiem.
– Ty znowu z tym rozumieniem. Nic nie rozumiesz.
– No dobrze, to nie rozumiem. Spróbować poczuć… I co dalej?
– I to wszystko. Jeśli ci się uda, nie będziesz już o nic pytał.
– Skąd ty jesteś taki mądry? Że już wiesz, kiedy będę pytał a kiedy nie.
– Nie obruszaj się. Ta mądrość (skoro tak twierdzisz) i tak mi na nic.
– A dlaczego?
– A dlatego, że nawet jeśli poczujesz, albo wreszcie, co ci się marzy, zrozumiesz, to i tak na nic ci się to nie przyda.
– Nie przyda? Dziwne. Przecież kiedy wreszcie dojdę o co chodzi, to wtedy można coś poradzić. Znaleźć jakiś sposób, wyjście, zrobić to lub tamto.
– I tu właśnie widać twój męski, ograniczony sposób widzenia. Nie w tym przypadku! Nie jeśli chodzi o kobietę. Porzuć to, czego cię uczono na inżynierskich studiach. Powiązania skutek – przyczyna, akcja – reakcja i tak dalej. Porzuć logikę.
– Logikę?
– Tak. Porzuć też chęć zrobienia czegokolwiek.
– Jak to?
– A tak, bo wtedy jest już za późno.
– Nigdy nie jest za późno.
– No masz. Ja mu swoje a on swoje. Czy nie miałeś czasem wrażenia, że kobiety postępują zupełnie nielogicznie?
– Pewnie, i to nie jeden raz.
– No widzisz. Porzuć logikę a będziesz miał szansę coś z tego zrozumieć… To znaczy – poczuć. No nie wiem, jak to nazwać, ale wreszcie będziesz miał szansę, żeby już o nic nie pytać.
– Hm…
– Jest jeszcze jedno, o czym powinienem ci powiedzieć. A w zasadzie – przestrzec.
– Słucham.
– Bardzo możliwe, że kiedy wreszcie już poczujesz i dostaniesz to objawienie, które pozwoli ci o nic nie pytać, a w końcu zdasz sobie sprawę również z tego, że nic już nie można zrobić, to…
– No co? Gadaj szybciej.
– To zupełnie opadną ci ręce i odechce ci się wszystkiego.
– No pięknie. I tego mi życzysz?
– Sorry, ale to nie ja zaczynałem ten temat.
– To po to mam próbować zrozumieć, a w zasadzie poczuć, po to mam szukać objawienia, żeby mnie rozłożyło na łopatki?
– Jak chcesz. Jeśli chcesz być facetem…
– Czy chcę? Chyba nie mam innego wyjścia…!
– Otóż i to. No właśnie…