Się zmienia

Mój przyjaciel Michał powiedział w słuchawce, że to się
zdarza – mieć głowę jak z waty, dziury w myśleniu i niechęć do
najbardziej ulubionych zadań. I że to po prostu jakiś wirus jest grypy jest, i że jego trzymało tak ze trzy tygodnie.

Słucham jakiegoś starego koncertu The Return of the Brecker Brothers,
którego zapis wideo zapodział mi się jakoś na dysku. Wracam do tego po
ponad roku przerwy i stwierdzam, że więcej z niego mi się podoba, niż
przedtem. To jazz (nie umiem go zaklasyfikować…), intelektualny,
miejscami potwornie szybki, nafaszerowany feerią dźwięków,
ekspresjonistyczny, ale i zdarza mu się odrobina romantyzmu.

Dostrzegam w nim niesłychaną konsekwencję. Mimo feerii pędzących dźwięków, wszystkie one są ułożone w odpowiedniej
hierarchii, nie przeszkadzają sobie nawzajem. I wydaje się, że każdy
(właśnie: każdy!), jest zagrany ze świadomością miejsca, następstwa, w
którym się znalazł, i tego co wyraża. No tak,
to są określenia rozumowe, brzmią bezceremonialnie w kontekście samej
muzyki. Mówiąc inaczej, albo –
próbując powiedzieć inaczej – każdy dźwięk jest zagrany z uchwytnym, wręcz namacalnym uczuciem. Czy wyrachowanie, zajadłość, wściekłość,
pośpiech, zniecierpliwienie, drapieżność, nuda, niepokój, krzyk,
stoicyzm, pogoda i tak dalej – intencja jest rozpoznawalna, wykonanie
skrupulatne, co musi wywołać podziw wobec owego szaleńczego tempa. Bo jest jasne, że tempo utworu, granego świadomie, musi odpowiadać szybkości odczuwania wykonawcy. Tego nie da się oszukać, zamarkować, wyuczyć.

Oczywiście zastanawiam się,
na ile sam koncert został potem obrobiony w komputerze, co zostało
sprostowane, wyrównane. Ale wiem, że istnieją granice retuszu, w których
może wyglądać jeszcze naturalnie. TO brzmi naprawdę naturalnie. 

Skoro w ciągu roku moja zdolność odbierania wzrosła o tyle, że nudne wcześniej partie teraz zaczęły być interesujące, to oznacza, że jestem wewnętrznie w innym miejscu. Opuściłem stare, coś wzrosło, coś się zmieniło, coś niezrozumiałego stało się zrozumiałe. Powrotu raczej nie ma 😉

Skazany

Relacje międzyludzkie to najdziwniejsze zjawiska… Tak wiele rzeczy z otaczającego nas świata – przyrody ożywionej i nieożywionej – można wytłumaczyć, a nawet, jeśli nie można, to pozostają one tam gdzieś… Niewyjaśnione po prostu, i nawet jeśli niszczą, jak na przykład trąby powietrzne, to z pokorą przyjmujemy ich siłę. Z tą samą pokorą nie jesteśmy w stanie znieść grymasów drugiego człowieka.

Ciągle nie rozumiem, jaka jest moja rola wobec ludzi, gdzie jest moje miejsce. Nie umiem ustawić granicy między sobą i nimi. Nie umiem siebie ocenić. Z daleka oni nie istnieją, z bliska – wtapiają się we mnie momentalnie, nie, to ja ich "pochłaniam", by potem… odczuwać ich bardziej, niż oni sami siebie. To moja "wina", to z mojego "powodu", skrzywienia jakiegoś, masochizmu, pogoni raczej, nieskończonej, za czym…

W pracy spotykam ludzi pracujących w szatni, to studenci. Jest pewna dziewczyna, która w swoim optymizmie, czy chęcią optymizmu, czy wrodzonemu optymizmowi, czy raczej wrodzonej pewności, spokojowi monstrualnemu… znajduje odpowiedź na każde pytanie, wątpliwość, każde zawieszenie głosu przeczuwające niejasność. W zasadzie przestałem w jej obecności mówić to, co myślę, czuję się jak uczniak. Bo moje myślenie to pytanie: dlaczego, i poszukiwanie odpowiedzi, z których żadna mnie nie zadowoli. Jej myślenie to uporządkowany świat, dość jasny i określony, i jakże pewny, jak na jej dwadzieścia kilka lat.

Irytujący spokój i optymizm, z lekarstwem na wszystko, i są ludzie, którzy tak przeżywają całe życie. Sposób dla mnie niedosięgły. Może niedowiarek powinien żyć właśnie z kimś takim, kto by w szczytowym momencie wyartykułował i wyegzekwował jedyną obowiązującą prawdę. Wtedy ja z Wieśkiem, już bez dywagacji, uspokojeni, jak nakarmione niemowlęta, z błogim wyrazem twarzy, poszlibyśmy spokojnie na piwo.

Twórczość jeszcze

Z korespondencji

Twoja uwaga na temat wpływu wieku oczywista i słuszna.
Nie dawało mi to jednak spokoju, bo miałem wrażenie, że
jest tu jeszcze coś.
Otóż jest!
Olśniło mnie pod prysznicem wczoraj wieczorem.
Mam duże ciśnienie żeby tworzyć, a nic takiego się nie dzieje
Odczuwam jałowość totalną, a jak sam wiesz, nie da się tego
stanu zmienić gorącym postanowieniem.
Muszę zmierzyć się z tym i trochę odpłynąć duchem, mimo że
okoliczności są niesprzyjające.

Hm. Co jakiś czas coś umiera, po to, aby urodzić mogło się następne. Ale jeśli ty nie chcesz następnego, by zostało to, co jest? Lecz nie masz wiele do powiedzenia, w zasadzie – nic. Jedno umiera, drugie przychodzi, i jakbyś miał drobny wpływ tylko na ten moment zmiany, żeby wtedy skręcić trochę w kierunku, w którym chcesz. Jak go przegapisz, to zmiana i tak się zrobi, "w swoją stronę". Może na tym polega cała twórczość… Ona płynie tam, gdzie chce, a nam pozostaje tylko uczepić się jej i próbować nie odpaść, w miarę, jak wierzga, płynie, skręca, podskakuje. I oczywiście – przyjąć te wszystkie kuksańce z maksymalną pokorą, na jaką cię stać, bo to tobie na niej (och… jest rodzaju żeńskiego…) zależy, nie odwrotnie.

To kompletna niepewność, poruszanie się w ciemności, to samotność przede wszystkim, często taka dziecinna i "na własne życzenie" (jak by powiedzieli postronni), przeżywanie tragedii, które dla nikogo innego nie są tragediami, dopóki nie stworzysz czegoś, co będzie zachwycające, ale wtedy to już nie jest ta tragedia, którą przeżywałeś. To pokręcenie jakieś, chcesz tego? Nie wystarczy ci usiąść popołudniami przed telewizorem…

Zresztą, kim jestem, żeby pisać o twórczości.

Ten podły świat

(z prywatnej korespondencji)

Przyczyny bólu, bólu psychicznego, są przecież
subiektywne, relatywne. Powiedziałbym, że prawie całe nasze życie poświęcamy na to, żeby pozytywem zwalczać przeciwności. Żeby w sobie
mieć źródło energii, bo jeśli sami sobie tego nie załatwimy, to nikt tego nie zrobi za nas.


Psychika jest plastyczna, w dwie strony, niestety. Nie wątpimy chyba, że
najbardziej cierpią ci, którzy wożą swoje
ciała wyłącznie na delikatnych skórach foteli najlepszych samochodów.
Ich ból psychiczny, w pięknych mieszkaniach, przewyższa ból sprzątaczki
z wielkiego biurowca, której mąż podkrada pieniądze na wódkę, a ona mierzy w nocy
cukier 17-letniemu synowi, bo ten ma swoją cukrzycę głęboko gdzieś.


Tak, jest czas na płacz, i to jest też sposób na siebie. Są momenty, że
jest źle. I ktoś napisze parę słów albo powie coś dobrego, a potem jest
lepiej i ciągniemy dalej.


Świat jest podły. Tak, ten podły świat tworzymy my wszyscy. Nie powiesz chyba, że Ty czy ja
jesteśmy lepsi od innych? No właśnie! My jesteśmy też podli dla
innych, i ten, kto cierpi z powodu podłości, sam ją tworzy, tylko w
innym czasie i miejscu.

Pisać, nie dopisując do końca

Jak pisać? W muzyce wydaje się to takie proste – dotknąć klawiszy albo strun, i już – to, co męczy wewnątrz, wypływa, uwalnia duszę. Słowa dla mnie – toporne.

Pisać, ale bez konkluzji, wniosków. Być w drodze, nie docierać do czegokolwiek. Snuć opowieść jak przekładając między palcami koralik za koralikiem, ich następstwo ułoży się w coś… może… To może może wywoła jakiś wniosek u kogoś czytającego, ale nie czekać na niego, nie liczyć. Oto sposób; sposób roboczy, tak na chwilę, na początek, na wyrwanie się z oczywistości, które przestały mi coś mówić, znaczyć.

Napiszesz wniosek, a tu pojawia się od razu anty-wniosek. Stwierdzisz, ale po chwili myślisz, że stwierdzić można też coś przeciwnego. Trzeźwo patrząc – każde zdanie ma swoje anty-zdanie, i tylko chyba silny stan emocjonalny pcha nas do kategorycznych opinii, które, tylko wtedy, wydają się tak oczywiste.

Niedziela po weselu

Nie wiedziałem, że Pani Młoda ma dziewięcioro rodzeństwa…. Szok… Jej ojciec miał właśnie przeszczep nerki. W sobotę mówili, że idzie dobrze, bez temperatury ani innych powikłań… Za to ojciec Pana Młodego umarł dzisiaj. Podobno lekarze starali się, żeby nie
było to wczoraj… No i udało się… Cóż można napisać więcej.

Stany emocjonalne, smutek, szczęście, apatia, ekscytacja, wzniosłość, przyziemność… To wszystko takie delikatne, niepewne, zmienne, nieokreślone. Jadę do domu z myślą, że mógłbym
teraz, zaraz rozpłynąć się w chmurach, które tkwią tam, ponad tymi
domami w ogrodach – obiektami wzdychań i marzeń ludzkich, ponad drogą i pędzącymi
samochodami… Ponad tą materialną nędzą. W zasadzie tylko myśl, że jestem
potrzebny dzieciom, sprowadza mnie na ziemię.

Potem wracam do domu i okazuje się, że nastrój się poprawia,
nawet zmienia na przeciwny. Więc jaka jest prawda… Że jesteśmy bardzo podatni na wpływ wszystkiego, i nie
wiadomo czego? Czasem głupia zgaga wywołuje  filozoficzne
rozważania. Ot i człowieczeństwo – czy to nie żałosne w sumie?

Tak więc, mówiąc już na koniec, starając się trzymać jakiejś jednej
konsekwentnej linii myślenia, oceniania, muszę stwierdzić, że jest
całkiem, dość, a nawet bardzo dobrze, że mam szczęśliwe życie, mam czas,
żeby poobserwować świat i próbować klecić teorie na jego temat, mogę
sobie pozwolić nawet na komfort odczuwania cierpienia wynikającego z
owego, nie wiadomo na ile rzeczywistego czy urojonego, przymusu klecenia
tych teorii… Śmieszne, nie? Dobrze, jeśli choć zdolność śmiania się z
nas samych pozostaje, może to jest ostatnia deska ratunku –
niewielki styk z rzeczywistością…

O ile mieścisz się

Wszystko ma dokładnie poukładane, nie tylko na półkach w domu, ale i poukładane życie, toczące się na różnych poziomach i w wielu wątkach jednocześnie. Ma poukładane, dlatego funkcjonuje, pcha do przodu codzienny wózek, a w nim – dom, dziecko, praca i nikt więcej. Zresztą, o samotności nie myśli za często, jest na to sposób – nie zatrzymywać się, po prostu.

Dlatego zanim zdążysz pomyśleć, co chciałbyś na śniadanie, ona już wie. Zanim wyciągniesz rękę, już to masz. Na jej pytania istnieje tylko jedna odpowiedź, jej. Inaczej wpada we frustrację, nie rozumie, nie ma czasu zastanawiać się i rozumieć.

Swoją pracą, zaangażowaniem, poświęceniem, tempem myślenia – za siebie, za dziecko, za siebie, za innych, za siebie – nie pozostawia wyboru, nikomu, i sobie. Nie chcesz tego dobra, poświęcenia, ogromu pracy, wypruwania sobie żył… Jesteś niewdzięcznikiem, zresztą inni też. Nie widzisz, nie dostrzegasz, nie doceniasz. A przecież masz wszystko, co… ona chce.

Istniejesz o ile mieścisz się w jej tempie i na jej ścieżce. 

Za ile umrzesz

Tak mi się pomyślało, że miarą naszej cywilizacji może być to, ile kosztują niektóre najprostsze i nieuniknione czynności w porównaniu do tych wymagających zaawansowanej technologii. Dostęp do Internetu, rozmowy przez telefon komórkowy – kilkadziesiąt złotych miesięcznie, laptop, nowoczesny aparat fotograficzny – dwa tysiące… Dla porównania popatrzcie na artykuł:

Wzrosła wysokość zasiłku pogrzebowego

Od 1.03.2010 r. wzrosła wysokość zasiłku pogrzebowego. Teraz
członkowie rodziny zmarłego otrzymają 6487,20 zł w ramach zasiłku
pogrzebowego. Zasiłek jest formą rekompensaty rodzinie zmarłego za
pokrycie kosztów pogrzebu.
źródło: wieszjak.pl

Wysokość ustala się jako 200% aktualnego, przeciętnego wynagrodzenia i suma ta w swoim przeznaczeniu ma służyć jako pokrycie kosztów – wydarzenia absolutnie najprostszego w życiu każdego człowieka, i nieuchronnego zarazem.

Pola bitew na przestrzeni tysięcy lat ktoś tez musiał sprzątać, ciekawe jednak, czy kiedykolwiek tak wysoko szacowano koszt pochówku.

Ceny tutaj

Po ponad tygodniowym pobycie w Rumunii wiemy już, że artykuły codziennego użytku są tu droższe niż w Polsce, zwłaszcza te pochodzenia "zachodniego". Pampersy droższe o 80%, podobnie proszki do prania, lekarstwa, i ogólnie rzecz biorąc wszystko, co znane u nas – tutaj droższe od 30 do 100%.

Ale, jak mi się wydaje, Internet i komórki są tańsze niż u nas. A Internet, który mamy tutaj z kablówki, jest naprawdę szybki – ściąganie ponad 800 kB/s, wysyłanie 250 kB/s. Przychody ludności za to na poziomie 30% naszych. 

Sara i Beniamin

No, to jestem jeszcze winien zdjęcie choć moich dzieci. Na rumuńskiej zjeżdżalni 🙂

Przypominam tym, którzy już nie pamiętają, że dwulatek, szczególnie, a może nawet chłopczyk, potrafi być dość upartym i stanowczym istnieniem ludzkim. Oby humor mu dopisywał, wszystkim nam wyjdzie na dobre. I Wam też, bo wpisy będą lżejsze… :-)))