Powinno a nie jest

Wczoraj i dziś – to samo. Tuż przed wyjściem z domu, kiedy już wszystko prawie gotowe, zapakowane – obraz świata ciemnieje mi w oczach. To hipoglikemia. Ależ oczywiście, to się da wytłumaczyć, i to wytłumaczenie, oczywiście i jak najbardziej, wskazuje na jakieś moje niedopatrzenie. Chociaż z drugiej strony, dzisiaj jestem raczej zdziwiony, bo Actrapid nie powinien tak szybko zadziałać rankiem, a zadziałał. Zaskoczył mnie. Choć jednak, z pierwszej strony, coś mi mówiło, że tak może się zdarzyć, bo to już druga insulina, jaką dzisiaj wziąłem. Pierwsza, choć jej czas działania powinien się kończyć już godzinę temu, to się najwyraźniej nie skończył, a to dlatego, że rano zawsze czasy działania insulin są u mnie bardzo rozciągnięte w czasie, nawet 300%.

No, w miarę doszedłem do siebie, czas więc do pracy.

Strzał

Otóż spragniony! Przeglądając artykuły w sklepie papierniczym, w zasadzie – taśmy samoprzylepne, takie dwustronne, mocne, nagle zatrzymuje się w pół gestu. Jakby nie dowierzając czemuś, albo coś badając, może próbując sobie coś przypomnieć? Nagłym ruchem niemal rzuca taką czarną rolkę z powrotem na sklepowy wieszak, miota się trochę w lewo, w prawo, i wypada przez drzwi, zostawiając tam plastikowy koszyk.

Dysząc, przez podwórko! Potem brama, szybciej, i w lewo. Tam jeszcze dziesięć metrów, między przechodniami, jest spożywczy. Pamięta, przy wejściu stoi czerwony stojak ze zwisającymi butelkami. Chwila zawahania – dwu i pół litrowa? Litr wystarczy. Nie idąc do kasy odkręca, może w pół sekundy, czerwoną nakrętkę z białym, falującym napisem. Pół sekundy! Dobry jest!

Pije. Dysze i pije, przysiada przy ladzie. Pije to, czarne. Nadyma się, pije, już nie może, ale jeszcze. Spokojniejszym wzrokiem sięga ponad ladę, tam kobieta o zwykłej, sklepowej twarzy mówi: dwa dziewięćdziesiąt dziewięć.

To nie nowa reklama, tylko hipoglikemia cukrzyka na insulinie. Coca-Cola lub Pepsi-Cola z cukrem należą do najszybciej przyswajalnych "zastrzyków" węglowodanowych.

Szczęśliwy znów

Mówiąc słowem – powoli zmartwychwstaję. Poruszanie kończynami przestaje zajmować moją uwagę, podobnie jak schylanie się, jedzenie.

Co ciekawe – jak po każdym "odjeździe" – przez jakiś czas, np. przez dwa tygodnie, czuje wewnętrzne uspokojenie. Co prawda, można to też określić jako "wypranie" z uczuć, o lekkim, depresyjnym zabarwieniu, ale fakt faktem – przynajmniej na razie mam spokój od męczącej euforii. Dziś rano wstałem jako pierwszy z rodziny, z niespotykanym u mnie spokojem – kąpiel, śniadanie… Tak, przecież hipoglikemii z drgawkami używano jako terapii np. w schizofrenii ;-))

Dobrego dnia! 🙂

Szczęśliwy mimo wszystko

Napisz, że jesteś szczęśliwy, a zaraz życie cię utemperuje. Straciłem przytomność we śnie, właśnie jestem tuż po powrocie na ten świat. Okropne jest to, że budząc się nie wiem kim jestem i co robiłem w ciągu ostatnich dni. Nie pamiętam, że była katastrofa lotnicza, nie pamiętam, gdzie byłem dzisiaj, wczoraj. Nie mogę sobie przypomnieć twarzy drogich mi osób. Przypominam sobie z trudem.

W łazience zobaczyłem swoje odbicie – wystraszyłem się, jakbym widział kogoś, kogo nie znam. To ja… Zapomniałem, jak wyglądam… Bez pamięci – jesteśmy niczym. 

Zapominalski

W ferworze zajęć zupełnie nie pamiętam, czy wstrzyknąłem sobie nocną insulinę. I co teraz…? Nie ma możliwości tego sprawdzić :-(( Wydaje mi się, że nie wziąłem, ale jeśli teraz wezmę, a jednak wcześniej wziąłem…? Oj, niedobrze…

Małe cieszy

Mam nowe wstrzykiwacze! Mała zmiana, ale zawsze coś 🙂 Trochę inaczej działają, mają blokadę przed przypadkowym nastawieniem, chyba też lepiej podają insulinę. W każdym razie – zamieniłem te już odrapane, na nowiutkie. Starzy towarzysze odejdą na razie na półkę, może na pamiątkę 🙂 To już 8 lat!!

Zgryz

Przygryziony język – się zdarza. Zwykle jednak pamiętamy, kiedy go sobie przygryźliśmy. A ja nie pamiętam. To się zdarza po raz drugi w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Za to znam to charakterystyczne przygryzienie – to po szczękościsku. A on następuje m.in. w wyniku hipoglikemii.

Skoro tak, to musiało się to zdarzyć w nocy, a skoro tego nie pamiętam, to znaczy, że się nie obudziłem. Idąc dalej – to oznacza, że kiedyś… już się mogę nie obudzić…? Nie wiem.

Podobno

W samo południe
pochylam się
nad wielkim łóżkiem
kołyszę się
miękko się zsuwam
kładę na wznak
futrzana mapa
a w środku ja

dobrze tak…


z płyty "Świnie"
Morawski, Waglewski, Nowicki, Hołdys

W sobotę obudziłem się prawie w samo południe, w karetce pogotowia. Pani doktor-ratownik, brunetka (!) z włosami ściętymi równo powyżej ramion, wlewała mi do ust ampułkę glukozy. Ach… glukoza…! Z martwych wzbudziła moją świadomość, puściła na nowo taśmę pamięci. Tak! Byłem na zajęciach w szkole, położyłem się na chwilę w samochodzie, później, niepokojąco wyrwany ze snu, odwijałem naprędce z papierków cukierki. I…? Dalej…?
O tym, co dalej, świadczą zmaltretowane mięśnie, poprzestawiane kręgi i poraniony język. Zaczęła mnie szukać Olga, musiałem już przejść najgorsze, bo podobno odebrałem od niej telefon i podobno bełkotałem coś z niewielkim sensem. Gdy mnie zaleźli, to podobno sam przesiadłem się do ambulansu, podobno nie wiedziałem, jaki był dzień i miesiąc, a pielęgniarzom podobno pesel wyrecytowałem bezbłędnie.

Ten kawałek życia znam tylko z opowiadań. Ioana mówi, że to moje szczęście.
Olga, dziękuję Ci.

Och

Jeden z pierwszych momentów, który wpływa na mój nastrój na początku dnia, to liczba ukazująca się na wyświetlaczu glukometru. Dziś – moje zdziwienie – to 77. Jest dobrze, jak dawno nie było 🙂 Tylko wystarczyło wczoraj nie zjeść nadziewanej czekolady (albo i półtora), dwóch ciepłych lodów (może trzech), powstrzymać się od słodzonego jogurtu, piwa, dojadania winogron, chipsów, paluszków, pierniczków…

Jeszcze o „innym świecie”

Fizyczne dolegliwości tej głębokiej hipoglikemii to jedno, a psychiczne – to oddzielna karta. Od wczoraj mam wrażenie, jakbym dotknął czarnej, bezlitosnej siły, która jak walec zmiażdżyła mnie. Mam straszne poczucie tamtego niebytu, w którym tkwiłem przez moment. To chyba z powodu zaniku pamięci. Wyszedłem z niego, ale on może mnie dopaść w każdej chwili. Patrzę na świat wokół – dom, rodzinę – jakbym nie miał już z tym wiele wspólnego, jakbym już jedną nogą oddalił się od ich istnienia na tyle, że nie mam prawa, ale i siły, by z nimi przebywać.

Prawie każdy ruch powoduje u mnie ból, który sprowadza znów to wrażenie. Wieczorem jestem już tym zmęczony. Pojawia się obojętność na innych ludzi, na moje dzieci. Nie cieszy mnie ich radość, ale nie dlatego, że jestem skoncentrowany na sobie, tylko jakbym już nie należał do ich świata, jakbym za chwilę miał osunąć się w niebyt.

Z pewnością to tylko przelotne wrażenie. Ale, jak zwykle, staram się je zbadać w sobie, opisać, zrozumieć. Może coś takiego jest częścią niektórych umierających ludzi…