uwalniam się od jakichś strachów. Od tego, że z czymś nie zdążę i dam plamę. Że czegoś nie przewidzę, co powinienem, bo to coś jest dla wszystkich jasne, tylko dziwnym trafem nie dla mnie. Od strachów np. przed salą operacyjną (dziecięce koszmary), przed wyrzuceniem ze szkoły (w końcu sam zrezygnowałem), i… strach myśleć, przed czym jeszcze (choć dokładnie wiem przed czym). I przeczuwam w sobie taką obawę, że kiedy wreszcie uwolnię się od trwóg przed tymi wszystkimi wypadkami, wtedy one, na mnie, w końcu, przyjdą. Ale jaka będzie ulga! – przyjąć je spokojnie.