Przepraszam, że zanudzę Was wzmianką o pewnej „akademickiej” dyskusji, która jednak nie była akademicka niestety, a byłoby lepiej, gdyby taką pozostała.
Otóż w te wakacje przyszedł do mnie pewien człowiek i powiedział, że w jego okolicy, jego bracia w wierze nie przestrzegają pewnych zasad wiary. Ode mnie oczekiwał pomocy – na przykład zorganizowania grupy, która tam nadejdzie i wprowadzi zasady takie, jakie „mają być”, czyli „pomoże” zrobić „porządek”. Winien Wam jestem wyjaśnienie, że obaj jesteśmy w społeczności religijnej, która organizuje swoje życie na zasadach bardzo zbliżonych do demokratycznych. Wspólnota, która spotyka się razem na nabożeństwach, wybiera spośród siebie prowadzących nabożeństwa oraz osoby do innych, potrzebnych funkcji.
Wydaje się, że metody demokratyczne pozwalają na zaspokojenie potrzeb największej grupie ludzi. Lecz oczywiste jest to, że nie zaspokoją potrzeb wszystkich. W dodatku gdy wchodzi się na tak delikatny teren, jak wiara człowieka, sytuacja się komplikuje, bo czy w większości objawia się wola Boga? A co ma zrobić ktoś, kto uważa, że inni źle robią, mimo, że większość wokół niego ma inne zdanie? Może próbować „prosić o pomoc” kogoś spoza swojego zboru.
Dokonywanie interwencji za pomocą „zewnętrznych sił” wydało mi się czymś niestosownym, mówiąc delikatnie. W końcu nasza dyskusja oparła się o pytanie – co jest u Boga ważniejsze – sprawiedliwość, czy miłość? Ot i cała „akademickość” tej sytuacji, i byłbym szczęśliwy, gdybyśmy tylko na tym teoretycznym pytaniu się zatrzymali. Lecz niestety, kwestia dotyczyła praktyki życia i losów konkretnych ludzi. W takim sporze, jak to się zdarza, rozpoczyna się czasem „walka na miecze”, czyli na wersety biblijne. Usłyszałem cytat:
Podstawą Twego tronu sprawiedliwość i prawo;
Ps 89,15
A ponieważ nie byłem przygotowany do dyskusji (rozmówca zaskoczył mnie w korytarzu), nie miałem w zanadrzu żadnego kontrwersetu. Pozostało mi jedynie wewnętrznie przekonanie, że gdy zaczniemy wprowadzać „sprawiedliwość”, to nigdy nie dojdziemy do „miłości”, bo walka o sprawiedliwość zupełnie nas pochłonie i zniszczy w końcu. Że zaprowadzanie sprawiedliwości bez empatii, współczucia, prowadzi w efekcie do tego, co już było – stosów dla heretyków, polowań na czarownice i wypraw krzyżowych.
Dopiero dziś, zajmując się tłumaczeniem pewnego tekstu z rumuńskiego na polski, trafiłem na fragment, którego mi zabrakło. Bo skoro sprawiedliwość jest podstawą tronu Boga, to sam Bóg jest…:
Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością.
1 Jn 4,8
Mówiąc łopatologicznie – Bóg jest miłością, a tylko „siedzi” na sprawiedliwości 😉 Zresztą wystarczy przeczytać dokładnie argument mojego rozmówcy, bo brzmi on w całości tak:
Podstawą Twego tronu sprawiedliwość i prawo; przed Tobą kroczą łaska i wierność.
Ps 89:15
Otóż to: łaska. Wyobrażając sobie tę sytuację – zanim Bóg nadejdzie ze swoim tronem (sprawiedliwością), to przed nim pojawia się łaska. No i całe szczęście.