Celem artysty jest wywołanie wrażenia. Wywołanie tak, aby wciągnąć, pochłonąć odbiorcę zanim on zorientuje się, że jest wciągany i pochłaniany. Jest to możliwe dzięki konstrukcji mózgu, w którym połączenia nerwowe zajmujące się uczuciami działają o wiele szybciej niż połączenia związane z myśleniem (np. Kahnemann, „Pułapki myślenia”).
Tak więc konstruowanie dzieł tak powinno przebiegać, by zaskakiwać. No niestety. Ale ktoś powie – ileż można zaskakiwać, już wszystko zostało powiedziane, pokazane, wyjaśnione, przeżyte przez masy ludzkie na przestrzeni dziejów i globu.
Ale nie. Bo najprostsze odruchy, instynkty, są nieczułe na to, co było. One rezonują ciągle, zwłaszcza te najsilniejsze. A najsilniejszą emocją jest strach. Uczucie pierwotne i nieusuwalne, mimo wszelkich starań, treningu, medytacji, modlitwy i tak dalej. Drugą przemożną siłą jest pożądanie, głównie seksualne (patrz np. spektakl „Testosteron” Saramonowicza). Trzecim, które gdzieś tam pałęta się wokół dwóch pierwszych, jest zachwyt. Zachwyt również może obezwładnić totalnie. Uwaga na zachwyt! Wydaje się piękny, dobry, nieszkodliwy. Ale to właśnie w jego sidła łapiecie się niezliczoną ilość razy oglądając reklamy, widząc nowy produkt (torebkę, sukienkę, samochód), zyskując nadzieję na polepszenie Waszej egzystencji.
Teraz uwaga – uważajcie bardzo na twórców, którzy potrafią połączyć w jednym dziele zachwyt + strach + pożądanie. Wtedy my, odbiorcy, jesteśmy załatwieni dokumentnie.