Fotograf jak złodziej

Czytam właśnie wspomnienia Bruno Barbey’a, fotografa, Marokańczyka, pracującego przez pewien czas dla jednej z najsławniejszych agencji fotograficznych – Magnum. Pisze jak trudno jest fotografować w Maroku. Trzeba stać się prawie niewidzialnym, zrosnąć z otoczeniem, czekać na stosowną chwilę. Jeśli się nie wybierze odpowiedniego momentu, ludzie błyskawicznie odwracają się, zakrywają twarz dłońmi, uciekają. Nie lubią być fotografowani. Przeciwieństwem tego jest Uzbekistan, albo Egipt. Tam nikt nie interesuje się pstrykającym aparatem.

Przypomniałem sobie słowa pewnego dziennikarza, który chyba sparafrazował słowa biblijne: zwykły człowiek może pozbawić cię życia, ale dziennikarz może wydrzeć duszę.

Fotoreporter jest rodzajem dziennikarza. Czasem wyrywa ludziom ich prywatność. Przypominam sobie jedno z nagrodzonych fotografii na World Press Photo 2006 – ranna dziewczyna niesiona na rękach mężczyzny-ratownika po wybuchu bomby, próbuje nadaremnie zasłonić się przed obiektywem. Krótka ogniskowa obiektywu przerysowała dłoń, która stała się nienaturalnie duża, rozmazana, w pędzie ratownika. To bezlitosne zdjęcie, nie dałbym mu żadnej nagrody. Dziennikarstwo, ale nie wbrew bezbronnym ludziom…

Robię czasami zdjęcia na przystanku tramwajowym, wśród tłumów. Przeważnie udaje się zespolić z otoczeniem, staję się jakby jego częścią, wraz z aparatem, który trzymam w ręce. Ludzie zauważają go, słyszą, kiedy pstryka, a jednak nie protestują, jakby był akceptowalną częścią przystanku. Czasem usuwają się, ale moje zachowanie może wzbudzić w nich jakieś zaufanie, przerzucić nić porozumienia, która pozwala zrobić zdjęcie na wprost ich nieznajomych mi twarzy. To ciekawe, psychologiczne zjawisko.

Nie zawsze udaje się osiągnąć takie porozumienie. Czasem to moja psychiczna niedyspozycja, czasem nagromadzenie negatywnych postaw w otoczeniu. Ale reporterka, fotografia ulicy – to wyraźne balansowanie na psychologicznej granicy – jakiegoś niejasnego, tworzonego na chwilę zaufania.

Model, bez różnicy – czy w studiu fotograficznym, czy na ulicy złapany w 2 sekundy – potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, akceptacji w momencie, gdy naciskam na spust migawki. To takie oczywiste, tak wyraźne. A czasem tak niewiele brakuje, by ktoś zaprotestował. Widzę to, czuję. Ale… udaje się często. To polowanie, to wykradanie chwil, których setki zdarzają się ciągle.

Dzień bez zdjęcia

Dzień bez zdjęcia to dzień stracony… Choć oglądałem dzisiaj setki zdjęć, to brak nowego pomysłu, czegoś, co dałoby nowe tchnienie. Zbyt szybko zostawiam stare osiągnięcia i próbuję biec do nowych. Zbyt chaotycznie, z brakiem ciągłości. Za mało refleksji, odczuwania… Jestem na etapie, na którym już więcej czasu pochłania myślenie o zdjęciach, niż ich fizyczne wykonywanie. Poszukiwanie w sobie – to fascynujące, ale wymaga wyciszenia, koncentracji, i w końcu zderzenia z otoczeniem.


Alina Kamińska – aktorka

Wszystko już było – powiedział znajomy fotograf. Silić się na oryginalność nie ma co. Trzeba po prostu realizować to, jakim się jest, i iść po własnej drodze własnym rytmem.

Mieć coś do powiedzenia, to jest coś, ale to powiedzieć w kontekście. Który albo się rozpozna w otoczeniu, albo samemu stworzy.

Ach, teorie, gdy niedaleko północ…

Z fotografią – naprzód

Udało się wreszcie – zacząłem tworzyć własną stronę ze zdjęciami. Strona www to oczywiście tylko część przedsięwzięcia… raczej wskaźnik czegoś, co dzieje się w moim życiu…

Z pewnością podoba mi się chwytanie momentów w kadrze. Chwytanie ulotności wymaga jej dostrzegania. Poszukiwanie tematów, zwłaszcza blisko związanych z ludźmi – szalenie rozwija, pozwala zrozumieć innych, jest po prostu fascynujące, jest super. Fotograf może mieć ogromny potencjał wpływu na rzeczywistość. Mnie interesuje taki wpływ na ludzi, aby oni otwierali swoje wnętrze i pokazywali najdrobniejsze odcienie swoich uczuć, osobowości. Fotograf może działać jak katalizator, uwalniając te uczucia, prowokując do nich. Kiedy widzisz, że człowiek otwiera się na ciebie, wystarczy tylko naciskać na spust migawki… A wtedy oni sami są zdziwieni, bo takimi siebie nie znali, nie widzieli… Nie zauważyli tej chwili…

To ciekawe, ale na mojej stronie www nie ma na razie tego, czym najbardziej żyję w fotografii. Może właśnie to jest najmniej medialne. Ale myślę, że znajdzie się w końcu. Potrzebuję tylko więcej poszukiwań. Na razie – to raczej warsztatowe wprawki…

Zostawiam Was z adresem mojej strony Moje fotografie oraz ze zdjęciem mojej córki.
Hm… Ona wcale taka nie jest – Sara, moja córka. Na zdjęciu… – czy to inne dziecko? Nie, może raczej uchwycona właśnie w tym krótkim momencie, "innym" momencie… Nie wiem. Ale to nieważne. Może ważne jest właśnie to, żeby stworzyć trochę "inną rzeczywistość"…


Z fotografią po cichu

Zbyt dużo naraz… siadając do komputera podłączonego do internetu rozmieniam się na drobne. Postanowiłem sobie, że w trakcie urlopu dam zielone światło fotografii. Kompletuję moje galerie, przeglądam konkursy, robię wizytówki i reklamówki. Wzbraniałem się przed zaglądnięciem na forum fotograficzne… ale nie wytrzymałem. Nie można robić wszystkiego naraz, ledwo ciągnę do przodu plan, uczyniony na kartce w terminarzu. Tak więc wrzucenie 4 zdjęć na forum zajęło mi 3 godziny, wraz z przeglądnięciem zdjęć innych kolegów i koleżanek pasjonujących się fotografią.

Monika Kozień-Świca nazwała internetowe forum fotograficzne… nie pamiętam dobrze, ale jako coś w stylu "pralnia kompleksów"…?! Nie pamiętam dobrze, pamiętam za to, że było to świetnie pasujące określenie. Przypominam sobie tych kilka chwil spędzonych w krakowskim Muzeum Historii Fotografii – prawie w oderwaniu od realnego świata, oglądaniu starych i nowych fotografii, bez uprzedzeń, rywalizacji i nadęcia.

Dla mnie jeszcze nie czas na forum, choć wpadam tam, żeby podpatrzeć techniki. A może już nie czas… Największa wada znanych mi forów to skoncentrowanie na jednym zdjęciu, upośledzenie możliwości budowania serii. Nawet jeśli się je buduje, to mało kto zwraca uwagę na ich układ, konsekwencję. Najlepszy dowód – to możliwość zamieszczania przeważnie 1-2 zdjęć naraz. Tymczasem potrzeba przynajmniej 3, a najlepiej – nawet do 10 i więcej.

Pracuję nad reportażem z domu spokojnej starości. Ale nie interesuje mnie pokazywanie tragedii starszych, raczej coś przeciwnego. Zwłaszcza, że ten dom który fotografuję, tętni życiem, młodym personelem i stymulacją do działania. I wiarą w Boga.

Litości!!

Nic nie umiem z fotografii. Zrobiłem dzisiaj jakieś 50 zdjęć, na krótkiej wycieczce-spacerze po południu. Nad każdym starałem się zastanowić, nie strzelałem bezmyślnie. Po powrocie do domu oglądnąłem – i praktycznie wszystkie nadają się do kosza. Nie mówią nic, poza tym są blade, bez życia, więc nawet na 'postera’ się nie nadają.

Pocieszam się, że tak musi być, że jest to jakiś okres przejściowy. Oglądam sporo zdjęć każdego dnia – znajduję w internecie klasykę starej i nowej fotografii. I co….? Nie wiem. Pozostaje nadzieja, że kiedyś to przyniesie jakiś efekt…

Tak, kiedyś, będąc nastolatkiem, nie przypuszczałem, że istnieje różnica pomiędzy np. grą (na scenie, w teatrze) śpiewaka operetkowego, a grą aktora. Ba, nie przypuszczałem nawet, że sam będę mógł tę różnicę dostrzec z łatwością. Bo przecież to zupełnie coś innego. Tak teraz – zaczynam widzieć, jak wiele jest poziomów w fotografii, jak wiele rodzajów, spojrzeń, realizacji. A jak już masz warsztat i znasz przegląd światowych zdjęć w danej dziedzinie, to i tak wszystko kończy się (albo właśnie zaczyna) na pytaniu: "czy masz coś do powiedzenia".

Przekorna natura

Zauważyłem, że unikam oglądania zdjęć, które podobają się innym. No i właśnie to jest w sumie fatalne… Powinienem oglądać zdjęcia najlepsze. Nie po to, żeby je kopiować, ale żeby wyjść na pewien poziom myślenia, wyobraźni.

Mam problem ze stylem, rodzajem. Istnieje niezliczona ilość stylów, kierunków fotografii… Chciałbym umieć je wszystkie, ale przecież – co to znaczy "umieć". Gdyby wyzwoliś się z takiego myślenia, a doskonalić w tym "moim".

Nic to. Dzisiaj wróciłem z zajęć znów zdołowany, ale też zdeterminowany. Byle nie stracić do jutra wizji, którą mam. A jutro – żeby móc zrealizować przynajmniej jej część. Bo jeśli nie, to ciągłość się urwie… Tak więc jutro – bez odwołania – przynajmniej 2 godziny fotografowania.

Nowy sprzęt

Mam nowy sprzęt. O jakim od dawna marzyłem. Prawie profesjonalny aparat, za to profesjonalne dwa obiektywy – w zasadzie minimum dla fotografa. Dzisiejszy dzień minął pod znakiem zaznajamiania się z całym tym oprogramowaniem, kabelkami i co do czego. Jakość zdjęć – świetna, takiej jeszcze nigdy nie udawało mi się uzyskać.

Jednak jakość sama w sobie nie jest wartością. Mam nadzieję, że przebrnę przez ten etap "sprzętowy" i znów popatrzę na aparat jako na narzędzie wyrażania czegoś. Poszukiwania czegoś. Marne na razie te moje poszukiania, ale są MOJE. Oby autentyczne i nieprzerwane. Może coś z nich z czasem wyniknie…?

Ale aparat jest piękny.

Cichy Wawel

Niedzielny, zapadany śniegiem wieczór na Wawelu. Widok w ulicę Straszewskiego. Moment, w którym światła uliczne zaczynają przeważać nad ciemniejącym niebem. Ten moment trwa kilka minut, a światło zmienia się ciągle. Zrobisz zdjęcie za 3 minuty – i już jest inaczej.