Piszę i tu cieszę się, że mogę pisać to, co mi się chce i jak chcę. Nie tak jak na blogu na tokfm, gdzie już załapałem, jakie powinny być teksty, żeby się wpisać w tamten portal. I nie tak jak na patrz, gdzie też powinienem pisać z głową i sensem.
Trzeba przyjąć to za atut, że nie przeskoczę sam siebie. Skoro nie
jestem specem od polszczyzny, to nie ma się co silić, że jestem. Skoro
wiem tyle, ile wiem, i jestem jaki jestem, to taki jestem. A niech tam
ktoś narzeka, że blogi to śmietnisko XXI wieku, podobnie jak ktoś inny
narzeka, że dziś świat jest „zarzygany fotografiami”. Słyszę czasem to
ubolewanie, widzę kiwanie głową, ba, nawet sam ubolewam i kiwam, bo to
łatwo mi przychodzi. Wszystko jedno! Nie obchodzi mnie to – czy mi łatwo
przychodzi, czy trudno, czy jestem oryginalny i twórczy, czy tylko
oryginalny, albo nawet i nieoryginalny.
Jaka to wolność!
No więc o co mi chodzi? Chyba o to, że przejąłem się tą premierą, a
teraz jest już po premierze i koledzy poszli odreagować, a ja nie. I mam
poczucie, że coś się skończyło i już nie wróci. A mam je pewnie
dlatego, że po prostu dawno już tak przy premierze nie siedziałem i nie
wczułem się, choć sam pewnie bym temu zaprzeczył. Bo czy ta premiera
była inna, lepsza od poprzednich? A kto to wie? Krytyk nie wie niczego,
musi tylko wyrobić wierszówkę, więc coś tam spłodzi. Widzowie dzielą się
na dwie grupy, a zresztą obie, bez względu na to, co twierdzą, są do
siebie podobne, więc szkoda więcej o nich pisać. A aktor – co on wie o
samej premierze, skoro harował na niej, stawał na głowie, na jednej ręce
i w ogóle wychodził z siebie, bo to premiera, i inaczej nie wypada…
Patrząc więc na ludzi, którzy dziś na scenie odwalili kawał świetnej
harówki, a potem siedzą zmęczeni, zastanawiam się, po co to wszystko –
te dochodzenia, analizy każdego grymasu, najmniejszego paluszka i czy
skinął we właściwą stronę; dyskusje, niekończące się próby setek
wariantów – sytuacji, światła, intonacji, skrzeków z głośnika – prawego,
lewego albo tylnego… Czy ktoś, kto siedzi na widowni, ma o tym
pojęcie, albo raczej, czy to pojęcie do czegoś byłoby mu potrzebne. Czy
to jak kromka chleba, o którego pieczeniu nie wiemy nic; co najwyżej,
jak nam nie podchodzi, do dajemy wróblom albo po prostu ładujemy do
kosza; i kupujemy zaraz inny.