Czy to już istota?

Myślisz, że jesteś w średnim wieku, szaleństwa młodości za tobą teraz najważniejsze to zarabiać pieniądze i dzieci dochować do dorosłości. Myślisz, że już nie oczekujesz ciekawego życia, nuda, rutyna – toż to chleb powszedni. A mylisz się dramatycznie. Bo znów teraz, nie po raz pierwszy, otwiera się przed tobą nowy świat, tym razem nie górskich wędrówek, komputerowego programowania czy zabaw z dźwiękiem i obrazem. Świat ludzi. Znaczenia nabierają przedmioty, ułożone na czyjejś domowej półce, albo kogoś powszedni strój, na który nie zwracałeś szczególnej uwagi. Nie mówiąc o ludzkich gestach, intonacji głosu. Nie mówiąc o całej tej mieszaninie słów, uczuć, czynów – tego konglomeratu, tak różnego dla różnych postaci. Wydaje ci się, że mógłbym godzinami patrzeć, jak ułożone jest czyjeś mieszkanie, biuro, samochód – i nie widząc ich właścicieli – napisać o nich książkę.
Czy to może początki dostrzegania problemu, zwanego – życiem?

Ściskać!

Witaj Piotr!

Marta jest tak zajęta, że powierzyła mnie odpowiedź Tobie. Wiesz, wielu pacjentów…
Na pewno nie będę tak fachowy w słowach i pewnie dołożę coś od siebie, ale może nawet z pożytkiem. Rozmawialiśmy dzisiaj przy śniadaniu i przekazuję Tobie.

Odpowiedź brzmi – ściskać, jak najbardziej. Potrzeba bycia ściskanym tkwi w każdym człowieku, bez względu na to, czy był ściskany czy nie. Co więcej, ci co nie byli, tym bardziej do tego tęsknią później. Ale ponieważ nie byli, więc nie bardzo wiedzą i umieją, jak się do tego zabrać, i jak sprawić, żeby być ściskanym. To rodzi tym większe problemy, bo z jednej strony bardzo tego chcą, a z drugiej – nie wiedzą, jak to zrealizować. Brak wzorców, odruchów, poczucie winy, niskiej wartości – tego, że nie zasługują. Co próbują nadrobić w innych dziedzinach, dowartościować siebie. Niestety, substytut ściskania nie istnieje. Więc próbują siebie przekonać, że im to nie jest potrzebne… No sam widzisz, droga bez wyjścia.

Twoje dzieci, będąc ściskane w dzieciństwie, dadzą sobie radę później! Przede wszystkim łatwiej znajdą, poczują i dogadają się z podobnymi sobie. Mniej będą podatne na uroki "nieściskających", same – bardziej stabilne uczuciowo i zdolne do "ściskania innych".

Myślę, że nie musisz się obawiać. Zresztą, życie zawsze przyniesie coś równie ciekawego, co stresującego, nie martw się na zapas :-)))

Jakbyś pomyślał o jednym wieczorze z "sześcioraczkami" – mam nadzieję, że pamiętasz jeszcze te zestawy z kuflem – to byłoby miło, dokończylibyśmy rozmowę na ten i jeszcze inne tematy 😉

Trzymaj się, i nie daj się złapać (hehe, przy Twojej jeździe to będzie prędzej czy później). Pozdrawiam, Paweł.

Ściskać – nie ściskać…

Droga Marto!

Piszę do Ciebie w zaufaniu, że doradzisz, jak zwykle to bywało. Mając na względzie Twoje doświadczenie rodzinne oraz zawodowe. Chodzi o ściskanie. Wiem, że mnie nie wyśmiejesz, choć to może zabrzmi śmiesznie, ale chciałbym zapytać, czy są jakieś granice w ściskaniu dzieci. Nie chodzi o to, czy mocno, tylko jak często.

Bo widzisz, mam takie dzieci, które aż się proszą o ściskanie. Zaczyna się od samego rana, zanim wstaniemy z łóżka – przychodzi Beniamin. Potem Sara. No i… Potem trochę jeszcze śpimy, a jak się budzimy, to mówimy sobie "dzień dobry" i znowu… Potem ubieranie, śniadanie i tak dalej, no i co jakiś czas… wiesz… A jak wracam z pracy, to rzucają mi się na szyję, no i nie da się uniknąć…

Tak sobie myślę, że mogę im robić krzywdę tym, że im pozwalam. Ja też się nie powstrzymuję zbytnio. Bo jak, dajmy na to, się przyzwyczają? A odzwyczaić się, oj, trudno. A ileż ja będę mógł ich jeszcze ściskać… Albo jak im zabezpieczyć ściskanie na przyszłość…? Jaką mam gwarancję, że ktoś je kiedyś będzie… A jak nie będzie? Albo będzie za mocno?

No i takie mam wątpliwości, gdybyś mogła, odpisz szybko, bo idę zaraz spać, i mógłbym jeszcze dzieci, choć śpią, to przez sen…

Pozdrawiam, Piotr.


Gorsza gorszość

Czy jest coś gorszego od sytuacji, kiedy ktoś zupełnie niespodziewanie urywa miły kontakt? Kiedy nic nie zapowiada katastrofy? Po prostu przestaje odbierać telefony, nie odpisuje na smsy, na maile. A jego współpracownicy niepewnym, niewyćwiczonym głosem oznajmiają: Tomek właśnie wyszedł.

Tak, jest coś gorszego. Wtedy, kiedy ktoś zapewnia, że chce utrzymać kontakt, choć już przestało mu na nim zależeć. I tego ani samemu sobie, ani wam nie życzę 😉

Kradła mu

Kradła mu. Kradła mimo tego, że on chciał jej dać. Długo zastanawiał się, jak to możliwe. Że ktoś, kto może wziąć coś, co jest mu dawane – otwarcie, z oczywistością – nie chce tego zabrać ot tak, po prostu – spokojnie, z uśmiechem, życzliwie. Ba, dziwił się nawet, jak ona to robi i jak to jest możliwe, że mając przed sobą wyciągniętą czyjąś dłoń – zabiera z niej to coś dla niej przeznaczone, pozostawiając po sobie uczucia właśnie takie – ukradkowości, podchodów, gorzkiego zaskoczenia, oraz to najprzykrzejsze – poniżenia. Jakby chciała pokazać, że to nie on jej daje, ale ona odbiera to, co jest jej należne. Że dostąpił łaski, doczekując się gestu jej przyjęcia. Tak kradła mu uśmiech, przyjazne spojrzenie, okazaną pomoc. I szybko znikała. Jak z…….  …

Ślad człowieka

Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że w kontaktach z ludźmi mniej interesuje mnie co ktoś myśli, tylko jak myśli. Innymi słowy – mniej interesuje mnie sama wiedza, bardziej – sposób, w jaki jest ułożona, jak są powiązane elementy tej wiedzy.

Ale jeszcze bardziej interesujące są uczucia. I znów, mniej ekscytujące jest co ktoś czuje, tylko jak czuje. Oczywiście, same odczucia mają najróżniejsze odcienie, domieszki i moce. Ale fascynujący jest sposób, w jaki ludzie podchodzą do siebie. A z tego wynika, jak podchodzą do innych.

I ciągle nie mogę się nadziwić, jak wiele śladów pozostawia po sobie istota ludzka – we wszystkim, czego "dotknie", na co ma jakiś wpływ. Te ślady mówią tak wiele o człowieku. Ale – uwaga! – mówią jeszcze więcej tym, którzy nie są pospieszni i kategoryczni w ocenie innych. Bo uczciwą przyjemnością jest obserwacja, nieuczciwą zaś – pochopne wyciąganie wniosków z obserwacji, zwłaszcza pobieżnych.

Reklama i bezsilność

Znów jestem przeziębionym banitą. Na pociechę – śpię w pokoju, gdzie mogę słuchać radia. Gdy w nocy przyszła do mnie Ioana, na Dwójce grali akurat Lutosławskiego. Zapytała:
– To jest straszne. Nie boisz się?
– Tak, straszne i boję się. Ale piękne, dlatego również, że straszne.

Ale ja w zasadzie nie o tym. Jaki ciekawy fragment o zazdrości w kontekście obrazu, reklamy i… człowieka oczywiście:

Bycie kimś godnym zazdrości jest formą samopotwierdzenia się jednostki. Ściśle zależy od tego, by nie dzielić swojego doświadczenia z tymi, którzy mają ci zazdrościć. Jesteś celem ich zaciekawionych spojrzeń, sam jednak nie zwracasz na nikogo uwagi – gdybyś to robił, natychmiast stałbyś się mniej godny zazdrości. Pod tym względem osoby, którym się zazdrości, przypominają urzędników: im bardziej są bezosobowe, tym większy wydaje się – a iluzji tej ulegają zarówno one same, jak i inni – zakres ich władzy. Ich siła tkwi w ich domniemanym szczęściu, podobnie jak siła biurokraty w jego domniemanym autorytecie. Tu leży przyczyna owego nieskoncentrowanego na niczym, nieobecnego spojrzenia postaci uosabiających blichtr, występujących w obrazach reklamowych. Patrzą one ponad
zazdrosnymi spojrzeniami widzów, znajdując w nich samopotwierdzenie.


John Berger, "Sposoby widzenia", Fundacja Aletheia, Warszawa 2008


Berger pisze dalej, że reklama wzbudza dysonans pomiędzy stanem obecnym człowieka a tym, który chciałby osiągnąć poprzez skorzystanie z reklamowanego produktu. To jest wręcz zazdrość do samego siebie – takiego, jakim byśmy byli, gdybyśmy kupili to, co oferuje reklama. Ogrom ludzi wiedzie życie podporządkowane uczuciu zazdrości, a nie mogąc jej zaspokoić – również uczuciu bezsilności. Zniwelować ten dysonans można "działaniem lub codziennym doświadczeniem", ale jeśli to się nie udaje, to jednostka ucieka w… marzenia, "olśniewające syn na jawie".

Dlatego właśnie reklama ciągle ciała – również wobec tych, którzy nie mają szans na skorzystanie z prezentowanej oferty.

Oko nie nasyci się patrzeniem…

Mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem.
Koh 1,8


To krótkie zdanie przywołuje u mnie wiele skojarzeń, przypuszczam, że im będę starszy, tym więcej. Ktoś dzisiątki, setki, tysiące lat temu napisał zdanie, a ja dzisiaj z mozołem odkrywam niektóre z jego znaczeń.

Nie zdołam wyrazić wszystkiego słowami. Nawet nie muszę. Nie trzeba. A nawet, czasem, jest to szkodliwe. Patrzysz na swoją przyjaciółkę, chciałbyś coś powiedzieć… Patrzysz, patrzysz chwilę, i widzisz, że ona to już wie. Wystarczy uśmiech, gest. Słowa nie trzeba, słowo – wprost, niewyszukane, niedobrane, nieostrożne – zniszczy coś… Jakby odarło z płatków kwiat po to, aby pokazać jego wnętrze.

Oko nie nasyci się patrzeniem, ucho – nie napełni słuchaniem. Dla Koheleta to powód do nazwania świata wokół „marnością”. A dla mnie – nie skończoną jeszcze piękną fascynacją.

Znów lato. Znów jesień, zima. Znów wiosna. Wydaje mi się, że mógłbym to przeżywać w nieskończoność. Fakt, że jest ciągle tyle rzeczy do poznania sprawia, że każdego dnia kręcę głową z fascynacją i niedowierzaniem – że jeszcze z tylu rzeczy, często prostych, codziennych, nie zdawałem sobie sprawy.

Ioanę, moją żonę, poznaję każdego roku. W tym roku mamy dziesięciolecie. Ona się zmienia, ja się zmieniam. Czasem wracam myślą do naszego pierwszego spotkania, jak do jakiejś bajki. A czasem wydaje mi się nieprawdopodobne, że tak, jak ja ją znałem osiem, pięć, trzy lata temu, mogliśmy jakoś razem żyć. Ale i tak ciągle jeszcze jej nie znam, i nie wiem, czy zdążę…

Chciałbym, żeby stanęło teraz jedno ważne zdanie – otwartym tekstem, bez niedopowiedzeń. Tak rzadko słyszę podobne deklaracje, rzadko spotykam ludzi, którzy chcieliby coś takiego wprost powiedzieć.

Działania mojego życia podejmuję po to, aby poszukiwać pewnej tajemnicy. Szukam Boga.

Nie jestem jakimś bohaterem wiary, zakonnikiem w cywilu, nie jestem ani mędrcem, ani moralistą. Nie jestem ideałem, zdarzały się rzeczy, które chciałbym wymazać z pamięci i z rzeczywistości. Ale jednocześnie czuję, że bez Niego moje życie miałoby niewielki sens. On jest sensem mojego życia, którego poszukuję ciągle. Powstałem po to, aby Go poszukiwać, próbować zrozumieć – poprzez ludzi i zdarzenia, które dzieją się blisko mnie.

Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, jak też powiedzieli niektórzy z waszych poetów: Jesteśmy bowiem z Jego rodu.

Dz 17,27-28