Wiesz…

Dzień w pracy spędziłem wśród skryptów programowania… To chyba nie jest moje miejsce.

Zatopiony we wspomnieniach, z dopiero co…

To wszystko…
Nie zatrzymywać się… Być.
Jestem dzisiaj, czy jutro…?
Uśmiech, gest, uścisk.

Wiesz, że myślę…

Na czym polega

Doszło do tego, że nie jestem w stanie Ci opowiedzieć wszystkiego, co chciałbym – co przeczytałem, co w związku z tym przeżywam, o wszystkich moich odkryciach, podróżach w nowe rejony intelektualne i emocjonalne. A gdybym nawet znalazł na to czas, to i tak byłby to dopiero początek. Żyjemy tak blisko siebie, a pomimo tego – jak w oddzielnych mydlanych bańkach. Płynących w powietrzu poprzez codzienność, i zderzających się, a wtedy na krótko jesteśmy w stanie zetknąć się ledwo dłońmi…

Życie z kimś… polega więc na czymś innym… Może: widzieć, nie patrząc, czuć – nie dotykając… Wierzyć, ufać – przez przestrzeń i czas…

Nienasycona

Tęsknię, choć nie wiem do czego. Bo nawet nie mam do czego tęsknić, wszystko mam. Mam przede wszystkim wspaniałych ludzi wokół. Mam dobre życie, które oszczędza mi szczególnych trosk. Mam ciekawe życie, sam nie wiem, jak się to dzieje – czy może jest ono rzeczywiście ciekawsze od innych, czy jakoś za ciekawe potrafię uznać zwykłe zdarzenia codzienności. Zwykłe czy niezwykłe, przecież to ja o tym decyduję. Może udaje się zwykłe interpretować jako niezwykłe? I patrzą na mnie ludzie i dziwią się, jaki to naiwniak, bo to przecież wszystko i normalne i nudne, a dla mnie – nie nudne.

A jednak tęsknię. Niepokorna, nienasycona duszo! Czy można karmić się tylko tym, co nieznane, zagadkowe? Czy to może uzależnienie. Nie wiem, po prostu nie wiem. Trzeba się zmusić i iść spać, żeby jutro tęsknić znów, od rana i w dalszym ciągu.


Wydaje mi się, że on też tęskni. 😉

Beniamin

Płakałeś tygodniami, w przerwach między snem i karmieniem. Pamiętam ten pierwszy raz, gdy przebudziłeś się, popatrzyłeś na nas, i zamiast wykrzywić usta w podkówkę, rozciągnąłeś je w szerokim uśmiechu. I choć płakałeś jeszcze przez następne dni, to ten uśmiech ci pozostał. I wydaje mi się, że już zostanie. Gdybym mógł mieć takie życzenie, że kiedy będziesz mnie żegnał, a ja już nie będę mógł ciebie zobaczyć to uśmiechnij się tym samym uśmiechem. Dobrze?

Teraz twoja twarz zdradza każdą twoją myśl, każde wrażenie. I muszą być one wesołe, bo śmiejesz bardzo często. Oprócz uśmiechów widać fascynację tym, co widzisz wokół. I zamyślenie. Gdy siedzisz naprzeciwko okna, wpatrzony w niebo, albo patrzysz gdzieś w dal. Gdy słuchasz muzyki – sam w pokoju. Jesteś często zajęty swoimi myślami. Wiesz, czego chcesz, prosisz o to, walczysz. I mówisz – czasem bez przerwy, nie bacząc na słowa, za to – z pełną intonacją, ze zdziwieniem, zapytaniem, ciekawością.

Złościsz się, a jakże. Nieprzeciętnie, z wrzaskiem przeraźliwym, pełnym żalu. Walczysz, szarpiesz się. Lecz umiesz zrozumieć, można cię przekonać. Przytulasz się wtedy, szloch szarpie twoją pierś, ale coraz wolniej.

W twoich ruchach masz to, co bardzo lubię – szybkość połączoną z łagodnością, zgrabnością i elegancją. Mówiąc krótko i banalnie – jesteś piękny.

Nad parapetem

Nad parapetem – wiszące krople. Dlaczego nie przychodzi odwilż? Ale byle nie nagle, lepiej – powoli. Zmęczone rynny… Rynny – jaki banał. A jednak – zmęczone rynny, skute lodem, na granicy oberwania. Cóż rynny, a cóż dach. Dziwne – jeszcze nie padł.

Widzę cię wśród postaci na Floriańskiej. Zginasz się lekko, w twojej długiej kurtce, przechodząc między bruzdami śniegu. A ludzie to nawet ubierają gumowce. Gustowne gumowce, bo to centrum starego miasta. Ludzie teraz wszystko ubierają…

Małe dłonie Sary, sprawnie lepiące plastelinę. Powinna iść spać, a jak zwykle – ociąga. "Tatuś, przeczytaj jeszcze kawałek" – sprytna, przekonuje do końca, i z uśmiechem. "No dobrze, jeszcze akapit".

Miałeś iść spać przed 23, ale jak zwykle, durny ty. To chociaż zetrzyj te krople, nad parapetem.

Kocham moje miasteczko

Opublikowałem serię zdjęć Kocham moje miasteczko. Jedna z osób starszych ode mnie, skomentowała, że musiałem mieć trudne dzieciństwo. A ja – zupełnie przeciwnie. Na blogu fotograficznym przeciwstawiłem ostatnio dwa sposoby fotografowania. Jeden prowadzi do zdjęć ładnych, drugi – do odgrzebuje głębsze pokłady wspomnień, nastrojów, wyobraźni.
Mam problem, bo z jednej strony nie bardzo mogę znieść sterylne i/lub plastikowe zdjęcia, dzisiaj wszechobecne. Z drugiej strony – takie zdjęcia przynoszą dochód, i jestem zmuszony je robić. Mój blog fotograficzny ma spełniać funkcję reklamową, w takim razie jak mam się na nim przyznać, że lubię takie oto fotografie, jak ta powyżej lub poniżej? Kto wtedy poprosi mnie o jakąś usługę fotograficzną…?
Graffiti na bocznej ścianie garażu, z wystającymi ponad nim dwiema główkami lamp, a pod nim – złamane, zaschnięte trawy, które kształtem odpowiadają tym lampom. Jest tu symetria, z drugiej stron – kompozycja lekko diagonalna, która dodatkowo, do samego graffiti, daje dynamizm.

Albo to zdjęcie. Brama, czyli jakieś paskudne zamknięcie, w zestawieniu z przestrzenią pól – wolnością, nieograniczeniem. Oba zdjęcia silnie na mnie działają.

Czy coś jest ze mną nie tak? A może już odszedłem od rzeczywistości, zamknąłem się w kręgu własnych, ciasnych, naciąganych upodobań…? Wmawiam sobie, że w tych zdjęciach jest coś, jak 98% artystów jest przekonanych, że ich dzieła są szczytem światowej sztuki…

Ioana

Idę spać… Wchodzę do sypialni, przykrywam Sarę… I wtedy zdaję sobie sprawę, że nie słyszę oddechu Beniamina, który właśnie dziś miał szczepienie. Podchodzę do łóżeczka, on jest odkryty, odkopał się, a głowa – odchylona do tyłu, z otwartymi ustami. Sprawdzam najpierw ręce… są zimne! Oblewa mnie lodowaty pot. Bo gdybyśmy musieli się z nim pożegnać… teraz… Przecież już tyle z nim przeżyliśmy…

Paulina

To bohaterka notki Trudno wyrazić…, siedziała z tyłu w samochodzie osobowym, gdy najechał na niego autobus. Od 27 grudnia jest poprawa. To znaczy, że słyszy i widzi, odpowiada natomiast mrugnięciem oczu oraz ledwo dostrzegalnym ruchem palców. Cóż więcej można napisać… Macie wyobraźnię, to spróbujcie sobie wyobrazić uczucia kochających rodziców, mnóstwa przyjaciół i znajomych. Dziś w szpitalu była do niej kolejka, musieliśmy odczekać aby ją odwiedzić… Gdyby można było siły tych wszystkich ludzi połączyć…

Ściskać!

Witaj Piotr!

Marta jest tak zajęta, że powierzyła mnie odpowiedź Tobie. Wiesz, wielu pacjentów…
Na pewno nie będę tak fachowy w słowach i pewnie dołożę coś od siebie, ale może nawet z pożytkiem. Rozmawialiśmy dzisiaj przy śniadaniu i przekazuję Tobie.

Odpowiedź brzmi – ściskać, jak najbardziej. Potrzeba bycia ściskanym tkwi w każdym człowieku, bez względu na to, czy był ściskany czy nie. Co więcej, ci co nie byli, tym bardziej do tego tęsknią później. Ale ponieważ nie byli, więc nie bardzo wiedzą i umieją, jak się do tego zabrać, i jak sprawić, żeby być ściskanym. To rodzi tym większe problemy, bo z jednej strony bardzo tego chcą, a z drugiej – nie wiedzą, jak to zrealizować. Brak wzorców, odruchów, poczucie winy, niskiej wartości – tego, że nie zasługują. Co próbują nadrobić w innych dziedzinach, dowartościować siebie. Niestety, substytut ściskania nie istnieje. Więc próbują siebie przekonać, że im to nie jest potrzebne… No sam widzisz, droga bez wyjścia.

Twoje dzieci, będąc ściskane w dzieciństwie, dadzą sobie radę później! Przede wszystkim łatwiej znajdą, poczują i dogadają się z podobnymi sobie. Mniej będą podatne na uroki "nieściskających", same – bardziej stabilne uczuciowo i zdolne do "ściskania innych".

Myślę, że nie musisz się obawiać. Zresztą, życie zawsze przyniesie coś równie ciekawego, co stresującego, nie martw się na zapas :-)))

Jakbyś pomyślał o jednym wieczorze z "sześcioraczkami" – mam nadzieję, że pamiętasz jeszcze te zestawy z kuflem – to byłoby miło, dokończylibyśmy rozmowę na ten i jeszcze inne tematy 😉

Trzymaj się, i nie daj się złapać (hehe, przy Twojej jeździe to będzie prędzej czy później). Pozdrawiam, Paweł.

Ściskać – nie ściskać…

Droga Marto!

Piszę do Ciebie w zaufaniu, że doradzisz, jak zwykle to bywało. Mając na względzie Twoje doświadczenie rodzinne oraz zawodowe. Chodzi o ściskanie. Wiem, że mnie nie wyśmiejesz, choć to może zabrzmi śmiesznie, ale chciałbym zapytać, czy są jakieś granice w ściskaniu dzieci. Nie chodzi o to, czy mocno, tylko jak często.

Bo widzisz, mam takie dzieci, które aż się proszą o ściskanie. Zaczyna się od samego rana, zanim wstaniemy z łóżka – przychodzi Beniamin. Potem Sara. No i… Potem trochę jeszcze śpimy, a jak się budzimy, to mówimy sobie "dzień dobry" i znowu… Potem ubieranie, śniadanie i tak dalej, no i co jakiś czas… wiesz… A jak wracam z pracy, to rzucają mi się na szyję, no i nie da się uniknąć…

Tak sobie myślę, że mogę im robić krzywdę tym, że im pozwalam. Ja też się nie powstrzymuję zbytnio. Bo jak, dajmy na to, się przyzwyczają? A odzwyczaić się, oj, trudno. A ileż ja będę mógł ich jeszcze ściskać… Albo jak im zabezpieczyć ściskanie na przyszłość…? Jaką mam gwarancję, że ktoś je kiedyś będzie… A jak nie będzie? Albo będzie za mocno?

No i takie mam wątpliwości, gdybyś mogła, odpisz szybko, bo idę zaraz spać, i mógłbym jeszcze dzieci, choć śpią, to przez sen…

Pozdrawiam, Piotr.