Nie fair

Kiedy przesuwał usta po jej policzku, tracił jej postać z oczu.
Kiedy na nią patrzył – była zbyt daleko.
"Dlaczego", myślał, "nie może mieć tych dwóch rzeczy naraz".
"To nie fair."

W notatniku

W notatniku miał schowaną protezę. Laskę dla swojej osobowości. Miał listę osób, spraw, rzeczy, ze skrzętnie ponotowanymi uwagami i instrukcjami. Jeśli ktoś zapytał go – chciałbym cię prosić o przysługę – to on zerkał do notatnika, a tam znajdował już tę osobę i tę sprawę, i zapisaną odpowiedź. Na przykład – w przypadku pani Stasi odpowiedź brzmiała – jeszcze nie wiem, muszę sprawdzić, a w przypadku kolegi Jacka – przez najbliższy tydzień jestem zawalony pracą. Czasem zapominał zaglądać do notatnika, czego zwykle później bardzo żałował. Ale z upływem miesięcy i lat uczył się zwrotów na pamięć, więc trudniej było o pomyłkę.

Niektóre osoby nigdy nie znalazły się w notatniku, gdyż im mógł odpowiadać zgodnie z prawdą, niczego później nie żałując. Jak to się działo – nie miał pojęcia. A tak w ogóle – chciałby się obywać bez notatnika…

Co z nią zrobić

No i co miał z nią zrobić? W jakich momentach kobieta przypomina sobie o mężczyźnie… Oczywiście, nigdy się o tym do końca nie dowie. Ale kobiety – myślał – gdy minie pierwsza, "bezinteresowna" (teraz nawet tego nie był pewien) fascynacja, dość szybko wkładają poszczególnych mężczyzn do szufladek, z napisami: pomaga przy komputerze, pociesza, załatwia to lub owo.

"Och, wybacz, że tak długo się nie odzywałam. Wiesz, jestem ciągle zajęta. Co u Ciebie? Jakie ostatnio przemyślenia?" Gdyby chciała rzeczywiście je poznać, zaglądnęła by do jego blogu. Pisał jej o tym, ale ona nie pamięta. Skoro nie pamięta, to nie zwróci większej uwagi na to, co napisze w kolejnych listach. Czyli – szkoda pisać. Zresztą, właśnie dlatego tak dobrze idzie mu pisanie bloga, bo przestała odpowiadać na jego listy.

No i co ma z nią zrobić?

Ona

Szła środkiem przejścia wielkiej hali targowej, wśród fortepianów. Kroczyła szybko ale spokojnie i zdecydowanie, a przede wszystkim – elegancko. Elegancja stała się jej naturą już dawno, nie myślała o niej ani kiedy szła teraz, ani kiedy wcześniej nakładała kolejne części makijażu, z delikatnymi akcentami na powiekach i przygaszonym walorem na twarzy. Walorem, który starannie pasował do czarnego ubrania – krótkiego, prostego płaszcza, czarnych, niezbyt szerokich spodni. A przede wszystkim – do czarnych dalekowschodnią czernią włosów. Kroków wyprostowanej, godnej postaci nie zaburzała czarna, niewielka walizka na kółkach z długą rączką, którą ciągnęła za sobą. Ot podróżny image około trzydziestopięcioletniej kobiety, zwykły dla niej, niezwykły wśród otoczenia.

Zmierzała w stronę wyjścia, wśród chaotycznego tłumu zwiedzających, kiedy dostrzegła z drugiej strony nadchodzącą powoli postać mężczyzny, europejczyka. Zwróciła uwagę ponieważ on z daleka zatrzymał na niej wzrok spojrzeniem nieco zbyt długim i zbyt konkretnym. Zbliżali się do siebie szybko z przeciwnych stron, a on, czuła to, czekał na kolejny moment. Wreszcie z bliska zmierzył wzrokiem jej drobną postać. Oczywiście nie musiała patrzeć, by to zauważyć. Na chwilę przed tym jak mieli się minąć on skręcił w prawo i obracając się wokół siebie spojrzał znów, z boku – ale tak, że nie mogła tego nie dostrzec. Znała ten prosty sposób, gdy mężczyźni chcąc zyskać trochę czasu idą w jedną stronę, by spoglądać w drugą. Ale on nie zrobił tego ukradkiem, nie czekał, aż ona przejdzie, by popatrzeć z tyłu, jak robi to większość mężczyzn na ulicy.

Zdążyła jeszcze zauważyć, że podszedł do wystawowej gabloty, kiedy pomyślała, że mogłyby ją zainteresować części fortepianiu, wystawione tuż obok. Pochyliła się nad stołem, patrząc na małe młoteczki, dźwigienki, zapadki rozebrane na części i poukładane na czarnym materiale. On był blisko, po lewej stronie. Kiedy zaczęła się odwracać, otworzyła swoją twarz wprost na… jego wzrok! – jasny, otwarty, zaskoczony. Jednym nagłym lecz delikatnym powiewem ogarnął jej czoło, oczy i policzki, zatrzymał je w pół drogi do jego twarzy. Poczuła na sobie jego zdziwienie i badawczość, i swój nagły niepokój. O jakość makijażu nie musiała się martwić – ani o dyskretne niebieskawe cienie, ani o odrobinę mocniejsze, czerwone, na górnych powiekach. Była pewna, że wygląd jest bez zarzutu. Ale on najwyraźniej… zrozumiał. Nie zdążyła popatrzeć ale poczuła tę falę, która z tak bliska, bezkarnie, zabuszowała po jej twarzy. Jasną falę zaskoczenia, uśmiechu, może nawet triumfu i… bezczelności.

Odwrócił się jakby na chwilę… Wtedy szybko… zniknęła.

Ostatni gest

Długo, bo tygodnie chyba myślał o tym, dlaczego nie może do niej pisać. Uczucia wyprzedzają ludzi. One są, zanim dają się opisać, choć w części zrozumieć, ba, przede wszystkim – zauważyć. Niedobrze działać uczuciom na przekór, mszczą się, prędzej lub później. Lepiej stwierdzić – nie rozumiem, nie mogę, chyba nie powinienem.

Teraz już wie, dlaczego. Po prostu nie chce, nie może wysyłać listów do czarnej dziury. Nie może znieść tego, że ona potraktuje milczeniem fragmenty, które pisał z największym poruszeniem. Nie może znieść oczekiwania na odpowiedź – dzień po dniu, z absurdalną, niemożliwą do stłamszenia nadzieją. Na odpowiedź, która powstanie w zbywającym pośpiechu, albo nie powstanie w ogóle.

Nie może zrozumieć milczenia. Czy to wyrachowanie, czy nieumiejętność? A może niezrozumienie. A może – zwykła obojętność. Publiczny policzek byłoby łatwiej znieść od tego ostatniego.

Już otworzył skrzynkę nadawczą… kiedy wielkim wysiłkiem rozsądku… ją zamknął. Ostatnim swoim gestem zemsty będzie pisał – do szuflady.