„Banalne”(?) pytanie

Kiedyś na jednym z forów internetowych na których czasem piszę, przyznałem się, że właśnie zastanawiam się nad sensem życia. Od razu zaczęto się zastanawiać, jakie to problemy skłoniły mnie do tych rozważań. Czy nad sensem życia zastanawiają się tylko ludzie w depresji? Czy zastanawianie się nad sensem życia dowodzi, że się go nie posiada, albo się go straciło?

Przyznanie się w gronie przyjaciół, znajomych, współpracowników do owych rozważań powoduje chyba raczej kiwanie z politowaniem głowami. Tak, jakby każdy normalny człowiek nie myślał nad sensem życia, jakby było to zadanie banalne, dziecinne, zdradzało niedojrzałość.

Mnie przypomina to banalizowanie pytania, na które nie bardzo chcemy, może nie umiemy przekonywująco odpowiedzieć. Albo chcemy tę odpowiedź zachować tylko dla siebie…? Czyżby sens był tak osobistą, intymną wartością, o której nie rozmawia się z każdym? Chyba jednak to ostatnie… Choć jeden z moich mądrych przyjaciół powiedział, że nie spodziewa się że wielu ludzi ma silne przekonanie o sensie swojego życia…

Mnie brakuje rozmów o sensie. Gdy wracam do domu w nocy samochodem i widzę na szosie te czerwonych i białych świateł, to zastanawiam się co popycha ludzi w nich siedzących do tego, by jechali tymi samochodami. Ale nie chodzi o odpowiedź – jadę do domu, odwożę dzieci, dostarczam meble…  Chodzi o to, co powoduje, że ludzie podejmują choćby najprostsze działania. Czy przyzwyczajenie, czy zaprogramowana konieczność utrzymania się przy życiu, czy świadome dążenie do uświadomionego sobie celu.

Ja komentuję

Moja wierna komentatorka nie odezwała się na zamieszczone zdjęcia. Może nie wie, co napisać… A może nie miała czasu. A mówiłem sobie, że nie będę zwracał uwagi na komentarze, a jednak…

Jestem teraz wściekły, z powodu którego nie znacie. Nie będę o nim pisał, ale mój nastrój wpłynie na mój poniższy komentarz do wczorajszych zdjęć.

Te zdjęcia przedstawiają dla mnie szczególne piękno. Same zdjęcia nie są świetne, ale to, co na nich widać – jest niesamowite. I proszę wybaczyć, ale wiele zdjęć przedstawiających wypacykowane kobiety i mężczyzn, zrobione w świetnym studio za setki tysięcy złotych, swoją treścią nie dorastaja do tego zwycięstwa, które widziałem kiedy robiłem te zdjęcia. Sukces tych dzieci i ich wychowawców można porównać do zdobycia wysokiego szczytu górskiego albo do wygranej na olimpiadzie informatycznej. Skala osiągnięcia w stosunku do możliwości jest taka sama, a może nawet większa.

Wszyscy mamy wady, braki. Jedni – na ciele, inni – w charakterze. Tych drugich nie widać od razu, ale są boleśniejsze, szczególnie dla innych. Człowieczeństwo to walka o dobro wbrew wszystkiemu. Dlatego o wiele bardziej cenię pomoc innym niż realizowanie siebie przez zdobycie Mount Everestu.

Czy dziecko z zespołem Downa jest mniej szczęśliwe od zdrowego dziecka? A może tak chcą mu wmówić inni zdrowi ludzie? Czy człowiek mieszkający pod mostem jest mniej szczęśliwy od tego jeżdżącego Mercedesem?

Szczęście jest często nie tam, gdzie chcemy szukać – czasem przez całe życie.

Coś urodzić…………. ? ………

KasiaSk – mój wierny komentator… pomimo moich na wstępie zapewnień, że raczj nie będę odpowiadał, nie będę też uczestniczył w życiu blogowiska blox.pl…

Kiedyś pisałem dlaczego. Ale mam jeszcze inny powód – czuję, że zaczynając kontakt z człowiekiem, staję się zobowiązany do jego kontynuacji. A może dlatego, że szybko wygasające znajomości uważam za mało sensowne… Poznać kogoś, docenić – na to trzeba czasu. Nie można poznać szybko, a każdy z nas ma ograniczony czas… Nigdy nie wiesz, na ile powierzchowność, którą szybko poznałeś, odpowiada głębszym pokładom. A tak naprawdę to one są interesujące. Wtedy, kiedy minie pierwsza i nawet druga fascynacja.

Ale nie o tym chciałem pisać.

Słuchałem dziś w TokFM rozmowy na temat współczesnej sztuki, chodziło konkretnie o malarstwo. Nie pamiętam z kim rozmawiano, pamiętam wniosek, który pobrzmiał w moich niedawych rozmowach z reżyserem Waldemarem Śmigasiewiczem.

Wielu jest ludzi, którzy opanowali warsztat artystyczny. Ale zdecydowanie mniej jest takich, którzy za jego pomocą mają coś do przekazania. Jak to nazwał Waldemar – cała aparatura – mikrofony, kamery, realizatorzy, wozy transmisyjne, anteny, inżynierzy – są gotowi do transmisji, nagrania, przetworzenia. Dziesiątki krytyków czekają, aby coś skrytykować. Nawet pieniądze się znajdą na realizację artystycznych przedsięwzięć. Czekamy tylko na kogoś, kto przyjdzie i coś urodzi. Kto stworzy pewną wartość – duchową, intelektualną, niematerialną. Setki rekinów wykształconych w przerabianiu tego materiału rzuci się wtedy z pasją, ale musi być to mięso, żer, powstały gdzieś między bólem, poświęceniem, a wyzwoleniem. Tylko mało jest chętnych do przeżycia tego bólu, więcej tych, którzy na jego skarłowaconej wersji dla mas czekają by zbić własny interes. Bo czy nie liczy się w końcu pełna lodówka, piwko, ulubiony film w telewizji…

Nasza cywilizacja specjalizuje się w przetwarzaniu, analizowaniu, w końcu – sprzedawaniu. Mniej za to potrzebuje specjalistów od tworzenia czegoś, co przetrwa wieki.

Słabość i arogancja

Człowiek często sam nie wie, co jest dla mniego najlepsze, to fakt, i niestety, jego słabość. Ale już przekonanie polityków, że wiedzą, co jest lepsze dla innych, to zwykła arogancja. 

Blog to powierzchowność

Dziś po raz kolejny pomyślałem, ze to szkoda, że internetowy blog nie może być prawdziwym pamiętnikiem. Czasem chciałbym napisać o kilku rzeczywistych dylematach, które czekają na rozwiązanie. Wyliczyć wszystkie za i przeciw, wątpliwości, nadzieje. Nie mogę tego tutaj zrobić, przez skórę czuję, kto mnie czyta. Przychodzi refleksja, że tak popularne pamiętniki internetowe nie są tym czymś, czym były (i są, choć może rzadziej) osobiste pamiętniki pisane do szuflady. Nie są miejscem odreagowywania najskrytszych uczuć, uporządkowywania myśli, rzutem oka na rzeczywiście przeżyty dzień, tydzień. Zamknięty w szufladzie pamiętnik jest zapisem spowiedzi gdzie grzesznik i spowiednik to ta sama osoba. Zwierzenie ograniczone jest tylko sposobem pojmowania siebie, zdolnością samoobserwacji, wstydem przed samym sobą, lecz nigdy przed kimś innym, choćby najbliższą istotą. 

Spowiadanie się w blogu to jak przesłuchiwanie siebie przed weneckim lustrem, za którym, choć nie wiadomo dokładnie kto, to jednak obserwują inni… Sam fakt ich obserwacji wpływa na zjawisko bloga, podobnie jak w fizyce najmniejszych cząstek. 

Blog to tylko powierzchowność, to "ja" jakie chcę pokazać, choćby nawet ludziom, których nigdy nie spotkam. Najdelikatniejsze niuanse, jeśli istnieją, chcemy zachować dla siebie, i dla bliskich, którzy nie zdradzą nikomu…

Największe skarby ludzkiej duszy pozostają skryte…

Sięgać w odcienie

Rozwój to zdobywanie nowych obszarów.

Lecz w pewnym momencie życia poszerzanie granic wszerz zamienia się w odkrywanie subtelności i odcieni, dostrzeganie szczegółów – na terenach, które już, wydawałoby się, dobrze znamy.

Młody muzyk upaja się zawrotnością gam i pasaży, które może wypuścić spod swoich palców. Lecz kiedy szybkość przestanie fascynować, okazuje się, że ci wielcy artyści grają wolniej, ale ciekawiej. Zawierają w swoim tworzywie większą ilość odcieni, subtelności, nastrojów, narosłych przez lata – doświadczeń, rozmyślań, przeżyć z dziedzin, które wydają się czasem odległe od muzyki. Od malarstwa, poezji, aktorstwa.

Sztuka to przede wszystkim człowiek – on sam, to, co sobą reprezentuje. Tekst sztuki, partytura, płótno to jedynie nośniki, narzędzia, którymi można wyrazić coś, lub… nic.

Odkrywać subtelności…

Jedni chcą, innym nie wydaje się to potrzebne. Ci, którzy widzą ich więcej, duszą się przy tych, którzy są dwa szczeble niżej… To jest nie do przekazania, uzmysłowienia wprost, np. topornymi słowami. To efekt zachwytu i dążenia w górę, ryzyka, i przeżycia.

Dlatego też niektórym ludziom trudno się zrozumieć.

Jestem banitą

Enriqueta naapisała kilka ciepłych słów pod moim ostatnim komentarzem…

Hey!

Mam nadzieję, że w Twoim przypadku wszysko nie kończy się na
"uświadomieniu"… Ostatnio wśród ludzi często spotykam się z taką
sytuacją, że oni doskonale rozumieja, są świadomi, ale i tak z tym nic
nie robią, choć wiedzą doskonale wszystko! I nie da się z tym walczyć,
rozmowy nic nie dają, bo ciąglę tylko słyszę: ja wiem, ale co z tego?
No włąsnie, nic.

Pozdrawiam gorącą i ucałuj córeczkę cieplutko 🙂

Córeczka już śpi, a ja, by być posłusznym moim własnym słowom z ostatniej notki, powinienem spać już od dwóch godzin. Na ile jestem gołosłowny…? To może ocenić lepiej moja druga połowa… Z pewnością nie jestem ideałem.

To, co ostatnio napisałem, było trochę przekorne bo… na tej liście są rzeczy, które się wykluczają, po prostu.

Tak, masz rację. Mnóstwo ludzi jest świadomych, ale nic albo niewiele z tym nie robią. Tak, nie da się z tym walczyć – z marnym skutkiem słowami, rozmowami. To, co ich naprawdę może skłonić, to przymus, przyparcie do muru, brak innego wyjścia, twarda i nieubłagana sytuacja. To dlatego właśnie tak wielu ludzi, którzy przeszło przez wojnę, biedę, cierpienie i walkę z nim – zyskało żelazną konsekwencję, i tę praktykę życia, a nie teorię tylko. Podobną lekcją może być zmierzenie się z górami, albo morzem. One nie mają litości, za brak przewidywania, wyobraźni, nieostrożność, zabawę ponad granicami, płaci się konkretnie i nieodwołalnie.

Konsekwencje niektórych naszych działań możemy zobaczyć po latach, kiedy będzie już za późno.

Ja może chciałem dorobić, może za długo siedziałem w pracy, zapomniałem, że ten wiatr to jeszcze nie letni, nie ciepły i… teraz jestem banitą. Ale może już niedługo. I teraz muszę już kończyć, jeśli choć trochę mam posłuchać własnych słów 😉

Pozdrawiam ciepło…

Robić coś porządnie

Jedną rzecz robić w życiu porządnie. Na tyle, by być ekspertem, specjalistą, którego nikt nie zaskoczy czymś niespodziewanym… By coś znaczyć w jakiejś dziedzinie, by inni liczyli się ze zdaniem.

Dziewięć lat temu rozmawiałem z jednym z moich przyjaciół w starszym wieku, jeździł już wtedy na wózku inwalidzkim. Byliśmy na spacerze, gdy powiedział mi: "W życiu można robić jedną rzecz bardzo dobrze, albo wiele rzeczy, lecz kiepsko. Ja wybrałem to drugie". Ale i tak był podziwianym autorytetem dla młodszych o 20-30 lat od siebie ludzi.

Niestety, jak dotąd idę tropem zajmowania się wszystkim, co interesujące…

Z drugiej strony – dochodzenie do ideału wymaga odpowiedniego otoczenia. Trudno jest wyskoczyć wysoko ponad otaczającą przeciętność. Zajść wysoko można tam, gdzie już są góry, zamiast sypać kopce na równinach… W jednej rozmowie możesz zyskać miesiące sanmotnej pracy, w centrum idei możesz dosięgnąć najlepszych wniosków. Wspiąć się po nich i wyjść ponad.

Tylko czy chcę wędrować, ciągle opuszczać ludzi, i przenosić się w coraz wyższe góry, gdzie i tak samotność.

„Forteca głupców”

Gdy konsekwencja jest realizowana w sposób bezrefleksyjny, jej skutki mogą być katastrofalne.


Czasami od myślenia odstrasza nas nie związany z nim wysiłek, lecz wnioski, do jakich moglibyśmy dojść, gdybyśmy się oddali tej czynności. Istnieje bowiem wiele takich rzeczy z których wolimy nie zdawać sobie sprawy, a popadanie w automatyczny, bezrefleksyjny sposób reagowania skutecznie chroni nas przed nimi. Kryjąc się w fortecy sztywnej konwekwencji schronić się możemy przed zakusami rozumu.

Robert B. Cialdini "Wywieranie wpływu na ludzi" GWP Gdańsk 2003, str. 67, 68

Szczerym być – to nie tylko chcieć, ale i umieć

Skrótowo i potocznie – szczerość, to wypowiadanie się, okazywanie na zewnątrz tego, co się naprawdę myśli, czuje. Szczerość wobec siebie to zdać sobie sprawę z prawdziwych pobudek, przyczyn, uczuć.

"Bądź ze mną szczery(a)" – to życzenie partnerów, "Będę z Tobą szczery" – można czasem od kogoś usłyszeć. Ale nawet szczera chęć bycia szczerym nie gwarantuje rzeczywistej szczerości. Gdyż by o czymś móc się wypowiadać, należy to coś przynajmniej w części poznać. By więc mówić o tym, o czym naprawdę myślimy i czujemy, musimy poznać siebie i wykształtować język, który jakoś to poznanie wyrazi.

Dodając do tego fakt, że człowiek jest obiektem zmieniającym się ciągle, to aby być szczerym, trzeba nadążać za tempem zmian we własnej osobowości, nadążać za własnym rozwojem (lub dekadencją).

Szczerość zatem jawi się jako efekt ciągłej analizy samego siebie i jednoczesnych prób opisania tego, co się w środku nas dzieje, za pomocą określeń zrozumiałych dla innych. Analizę tę można skrótowo przedstawić jako poszukiwanie odpowiedzi na pytania: dlaczego coś robię, dlaczego coś czuję. Szczególnie intrygujące

szczerość = chęć ujawnienia swojego wnętrza + autoanaliza + przełożenie wniosków na język zrozumiały dla innych

Chęć zatem jest jedynie pierwszym etapem, który może prowadzić do szczerości. Lecz następnie konieczne są umiejętności autoanalizy oraz przełożenia wniosków na język zrozumiały dla innych.

Umiejętności mają to do siebie, że nie pojawiają się nagle, lecz są wynikiem ćwiczeń, wysiłku. Im większe doświadczenie, tym łatwiej o szczerość. Można przypuszczać, że im bardziej rozwinięte osobowość i wrażliwość człowieka, tym większych umiejętności potrzeba, aby je wyrazić.

Tak więc nie oczekujmy natychmiastowej szczerości od innych, a jeśli jej nie otrzymujemy, nie posądzajmy o brak chęci. Gdyż od chęci bycia szczerym do prawdziwej szczerości jest długa droga.

😉