Co się lubi

Coś się we mnie zmienia pod względem fotografii. Podobają mi się zdjęcia, które coraz mniej innym ludziom się podobają. Na przykład to tutaj. Albo to tutaj. Obawiam się, co z tego wyniknie, bo jeśli się nie opanuję, to stracę posadę fotografa. Naturalną skłonnością jest, że fotografuje się tak, jak się lubi i co się lubi…

Nie umiem

Nie mogę, nie umiem wyrażać emocji przez zdjęcia. Czasem tylko mi się udaje. Boleję nad tym – tym bardziej, że wydaje mi się, że dużo lepiej umiałem to robić w muzyce. Natomiast obraz jest czymś innym, wymaga poznania, a w zasadzie – wyrobienia w sobie, stworzenia, odkrycia – całego języka, zestawu skojarzeń… To coś dla mnie zupełnie nowego. Ilość kombinacji jest nieskończona, czasem kusi mnie, żeby czytać historię sztuki, recenzje, opinie krytyków i teoretyków. Ale na szczęście nie daję się całkiem skusić.

Wdepnąłem w tę fotografię i znów jestem w pół drogi, podobnie jak z muzyką i kilkoma innymi przedsięwzięciami. I często wydaje się, że łatwiej byłoby tam, gdzie mnie właśnie nie ma.

To, co się tworzy, musi poruszać uczucia. Inaczej – nie ma sensu…

Prawdy

Moja dobra znajoma otwiera nowy gabinet lekarski i poprosiła mnie (rok temu) o kilka zdjęć do wystroju. Zgodziłem się oczywiście, mam przecież przynajmniej kilkanaście tysięcy zdjęć w archiwum. Jednak kiedy zacząłem się zastanawiać nad doborem fotografii, sprawa okazała się wcale nie tak prosta.

Teraz, z perspektywy czasu i doświadczenia, widzę, jak często kwestie np. reklamy i marketingu załatwia się "na kolanie". Wracając do mojego przykładu – tematyka zdjęć, ich rodzaj przedstawienia, kolorystyka i tak dalej, zależy nie tylko od wnętrza, jego kolorystyki, oświetlenia, walorów przestrzennych i tak dalej, ale też od tego, kto będzie w nim przebywał i jakim charakterze. Zdjęcie świetne do wnętrza, nie musi się nadawać jako nadruk na t-shirta, kubka do kawy lub czapeczkę. Łatwo popełnić faux pas, wybierając po prostu "piękne zdjęcie" do wszystkiego.

Sesje wyglądają więc często tak: rób zdjęcia, coś z tego wybierzemy. Postępując w ten sposób trudno jednak spodziewać się spójnych efektów, konsekwencji i elegancji w efekcie końcowym. To liczenie na łut szczęścia. Fotograf powinien uczestniczyć od początku w procesie kreowania idei reklamy, lub w sesji powinien uczestniczyć producent, który wie doskonale, czego chce. Mam na myśli określenie takich "szczegółów" jak np. wyrazu twarzy modela / modelki. Ostateczność to przekazanie fotografowi drobiazgowych instrukcji na temat pożądanego kadru wraz z jego rozrysowaniem na papierze.

Dość często widzę na reklamie piękną dziewczynę, a jednak o wyrazie twarzy nie pasującym do reszty. Często np. uśmiech staje się grymasem… Patrząc na taką reklamę, ostatnio na ul. Basztowej, zacząłem się zastanawiać, ile może kosztować autentyzm… I jak go znaleźć. Mam wrażenie, że większość ludzi w Polsce nie zwraca na to uwagi. Prawdziwy uśmiech, prawdziwe zainteresowanie, zaangażowanie. Ile powinna zarabiać modelka, która naprawdę się uśmiecha…?

Z drugiej jednak strony – reklama, zdjęcia reklamowe – to jedno wielkie kłamstwo… Z pierwszej jednak strony – kłamstwo tym bardziej wydaje się prawdziwe, im więcej zawiera w sobie prawdy.

Fotoblog

Mogę chyba uznać, że mój fotoblog ruszył i będzie żył jakiś czas. Publikowanie codziennie jednego zdjęcia, która byłoby refleksją z dnia, to nie jest łatwe zadanie, ale skłania do systematycznej analizy życia za pomocą obrazu. W przeszłości też zdarzały się dni bez jednego zdjęcia, ale chcę to zmienić. Na razie, od 15 sierpnia, udało mi się zamieścić 11 zdjęć, pozostałe zdjęcia pochodzą z wcześniejszych lat.

Adres do fotoblogu znajdziecie w zakładkach obok. A oto "zajawka":

Uśmiecham się

Wrzucam moje zdjęcia na Trekearth i uśmiecham się widząc, że nie ma odzewu. Domyślam się, że forumowicze albo uważają je za nieudane (tzw. gnioty) albo nie bardzo wiedzą co o nich myśleć. Przypominam sobie czasy, kiedy sam nie wiedziałem, co myśleć o moich zdjęciach, zazdrościłem innym "pięknych" zdjęć. Jednak teraz, po sześciomiesięcznym kontakcie z fotografikami, zaczynam sam poznawać wartość moich obrazów, i uniezależniam się od innych w ocenie. Zaczynam też rozumieć, jak przekazać coś więcej niż "dobry kontrast, kolor i ostrość". Ale i tak, oprócz przekazu, pozostaje zabawa formą, w której ukazać się może kunszt, lata doświadczeń, pomysłowość, dowcip, kreatywność twórcy.

Twórczość to piękna podróż wgłąb – siebie, ludzi wokół, świata wokół. To rozpoznawanie, odkrywanie przede wszystkim w sobie stanów, wrażeń, ale i myśli, opinii.

Najbardziej porusza historia ludzka. "Wszystko, co mógłbyś wymyśleć, nigdy nie będzie tak niespodziewane, jak rzeczywistość". W tym kontekście reportaż nie ma konkurencji. Ludzkie zmagania, radości, smutki, oczekiwania, rozczarowania, zwycięstwa. Uczucie przede wszystkim.

Własne zdjęcia…

Wróciłem do zamieszczania zdjęć na dwóch forach internetowych – Trekearth.com i Treklens.com. Kiedyś dość dużo się na nich nauczyłem, głównie obróbki zdjęć. Ale te fora, podobnie jak inne, które znam, mają dość poważne ograniczenia i nie należy sądzić, że można na nich nauczyć się prawdziwej fotografii. Teraz wróciłem po to, aby zamieszczać tam moje wizje, interpretacje. Kiedyś naśladowałem innych, teraz chcę kreować własny świat. Na Treklens postanowiłem zamieszczać codziennie zdjęcie będące odbiciem mojego codziennego dnia. Na razie opowiadam o moich spacerach z Sarą. Na Trekearth postanowiłem pokazywać moje otoczenie bez selekcjonowania "pięknych widoków". To prawda, że podnoszę kontrast i nasycenie tych zdjęć, ale chcę szukać piękna w pospolitych miejscach, nawet zaniedbanych, zniszczonych…

No właśnie. Spacerując z dziećmi po moim miasteczku przekonałem się, jak bardzo przyzwyczajamy się do brzydoty. Wprost przestajemy ją zauważać. Popatrzcie np. na to zdjęcie. Tak wygląda nasza rzeczywistość. A często jest jeszcze gorzej. Z drugiej jednak strony takie miejsca ja to właśnie, mówią bardzo dużo o ludziach. Na tych drzwiach został ludzki ślad, podobnie jak na ławce… Po ławką – butelka i puszka… Ktoś tu był, nie sam, z kimś siedział, rozmawiał… To jednak raj dla fotografa… tyle, że nie landszafcisty…

Ból fotografa

Bolało wczoraj, ponieważ podczas rodzinnej wycieczki rowerowej ukazały się na niebie piękne, niecodzienne kształty skroplonej pary wodnej, zwane chmurami, niemniej jednak były o kilometr za daleko, biorąc pod uwagę obiektyw aparatu, który ze sobą zabrałem. Oceniając odległość słońca od horyzontu obliczałem, ile mam czasu do zachodu, i czy może zadzwonić do taty, żeby dowiózł mi samochodem ów obiektyw. Poddałem się jednak, uważając za niegodne posunięcie się do takiego rozwiązania. Trudno, fotograf powinien pocierpieć, skoro taki bezmyślny.

Załączam Wam próbkę tego, co udało się uratować. Za owymi ciągnącymi się po polach dymami leży moje miasteczko, byłoby je widać, gdybym miał inny…. ech…


Autofocus off

Łukasz Trzciński mówi nam na zajęciach, żeby ustawiać ostrość ręcznie. Mnie do tego rodzaju praktyk zniechęcał coraz gorszy wzrok oraz przekonanie, że nauczyłem się dobrze oszukiwać autofokus, i że on i tak ustawia ostrość tam, gdzie ja chcę. Jednak na ostatnim spacerze z dziećmi zacząłem się niezobowiązująco bawić ręcznie ostrością. Poniższy kadr miałby znikome szanse powstać przy włączonym autofokusie, choćby fotograf starał się bardzo. Ostrość pada na usta i nos, w samym rogu kadru. Cała reszta jest nieostra – to wbrew klasycznym zasadom, oczywiście, ale to dobry pretekst do ciekawszego zdjęcia.

To portret Sary, w którym najbardziej podoba mi się to, że jej czerwone usta znajdują odbicie w czeronym serduszku po przeciwległej stronie kadru. Usta się usmiechają – to widać i to decyduje o atmosferze zdjęcia. Oprócz tego podobają mi się linie skośne, tnące kadr, tworzące romby (największy to zieleń w centrum) i trójkąty. Wydaje mi się, że ten żywy kadr nie tylko w kolorach ale i kształtach, odpowiada nastrojowy z placu zabaw, na którym byliśmy.


Opakowanie

Kupiłem kilka kabelków do połączenia telewizora. Pozostały mi po nich plastikowe opakowania, które zajmują dwa razy więcej miejsca niż kabelki. Gdybym je pociął na drobne kawałki, zmieściłyby się w połowie szklanki. Niestety, nie mam takiego urządzenia. W naszym miasteczku zamknięto w końcu wysypisko śmieci, niestety teraz pozbywanie się odpadków kosztuje więcej. Piękne opakowanie kabli podziwiałem przez 5 minut, teraz myślę nad tym, jak się go pozbyć.

Rozmyślania te zbiegają się z tematem fotografii. Opakowanie fotograficzne, czyli pewien rodzaj estetyki i formy, musi być ładne bez względu na temat, jaki ukazuje, zawiera. Zdjęcia ogromnych ludzkich tragedii, rozgrywających się w brudnych, ponurych, brzydkich czy po prostu paskudnych, wstrętnych sceneriach, są "ładne" – w pięknych kolorach, nienagannie ostre, nienagannie skomponowane. Powstaje teatr. Maltretowani ludzie stają się dla fotoreportera aktorami, ziemianki, katownie, zagrzybione piwnice, pogorzeliska – scenografiami, pięknie oświetlonymi. To, mówiąc delikatnie, nieporozumienie.

Opakowanie – ważniejsze od zawartości.