Piramida

Na szczycie potrzeb niezachwianie stoi sen. Pewnie dlatego, że jedzenia mam pod dostatkiem, a nawet bronię się przed nim, od kilku tygodni.

Niesamowicie ciekawe – mniej jem i czuję się lepiej. Nie najadam się do syta, tylko aby zaspokoić uczucie głodu. Czytałem gdzieś o tym, a może oglądałem film, może ktoś mi mówił – sprawdziłem to i potwierdzam. Trzeba tylko zrobić coś z uczuciem ssania w żołądku.

Jak sobie z nim poradzić? Zaprzyjaźnić go. Brzmi absurdalnie, ale najtrudniej zrobić pierwszy krok i przekonać siebie, że tak jest dobrze, tak powinno być. Potem jest łatwiej, i ze zdziwieniem się patrzy – tak, to możliwe!

Wracając do snu. Co zrobić, gdy trzeba spać, a nie można? Nic. Po prostu leżeć. Jak nie można leżeć, to wstać. Można spróbować coś robić, cokolwiek, np. dla domu albo do pracy. Ale jak nie wychodzi – przestać. Najważniejsze – to nie przejmować się tym, że trzeba spać, a nie można.

Tak jak na szczycie moich potrzeb jest sen, tak największym moim wrogiem jest frustracja. Na przykład z tego powodu, że powinienem spać, a nie mogę usnąć. Jeśli więc nie można spać, to nie należy się z tego powodu przejmować. Ani z żadnego innego powodu.

Sposoby na radzenie sobie z frustracją są dwa. Jeden, to widzieć świat innym, niż jest w rzeczywistości. Na przykład – mam jeden stary samochód, ale jestem przekonany, że tak naprawdę mam trzy, tylko jeden z nich pożyczyłem koledze, a drugi jest na tuningu w warsztacie. Można też uważać, że im starsze auto, tym lepsze. Drugi sposób to patrzeć wprost na rzeczywistość, oceniać adekwatnie, a nawet lubić taką, jaka jest: mam stary samochód, bo nie stać mnie na nowszy. Inny przykład – nie mam predyspozycji by być pisarze, muzykiem, menadżerem (wielu ludzi uważa, że mogłoby być). Nie mam absolutnego słuchu, świetnej pamięci, nie umiem świetnie oceniać ludzi. Mylę się, i nawet nie zawsze wiem kiedy.

W ogóle przyjmowanie codziennego potoku życia z lekką nutą rezygnacji (że co ja mogę na to poradzić) jest dość niezłym sposobem. Najgorsze wydają się wzbudzone nadaremno nadzieje. Na przykład bardzo zależy ci na spotkaniu z kimś, i umawiasz się, ale jakoś ciągle okazuje się, że jeszcze nie teraz. Chodzisz z nadzieją i czekasz, tłumacząc sobie, dlaczego jeszcze nie teraz, i wykluczając kolejne powody (że jeszcze nie teraz), widzisz następny nadchodzący sposobny moment, że już i już. Okazuje się on jednak, według  kolejnych zrządzeń, znów nie tym. W końcu ciebie, nieświadomego do końca, co dzieje się w Twojej głowie, nagle trafia po prostu szlag.

Najlepiej więc byłoby żyć z przeświadczeniem, że na niczym mi nie zależy. I można by olewać (nawet z ubolewaniem lub politowaniem) wszystkich innych, oszołomów, którzy do czegoś dążą, o coś walczą, i jeszcze wierzą.

Skoro tak byłabym żyć, to po co żyć.

PS. Zostawiam Wam film, który oglądałem o pierwszej w nocy, gdy nie mogłem usnąć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *