Zegar

Jest 2:18 w nocy, wieszam pranie… Słyszę tykanie staroświeckiego zegara z kukułką, który rodzice powiesili sobie na kortarzu, piętro niżej. Przypominam sobie te chwile, gdy mając kilka lat leżałem w środku bezsennej nocy. Nieznane jeszcze wtedy odgłosy rozlegały się w ciszy, zmieszane z półsnem, wzbudzały strach, ale i ciekawość. Przypominam sobie, jak odkrywałem, co one oznaczają. To tak, jak dziecko słyszy i czasem powtarza na pamięć jakieś zwroty, ale w pewnym momencie rozumie wreszcie, co to za wyrazy i co znaczą…

W nocy – głos spuszczanej wody, głos włączającej się w kuchni lodówki… Nieznane, tajemnicze. Nad nimi górował głos zegara. W ciszy wydawał się kroczącym ogromem, a zwykłe za dnia – tykanie po prostu: tyk, tyk… – w ciszy nocnej przeradzało się w grzechoczącą maszynerię – tak były wtedy słyszalne te trybiki i sprężynki, zamknięte w środku, pociągające jedne drugie. Kiedyś na zegar w sypialni nałożył się drugi, z pokoju gościnnego, tworząc symfonię uzupełniających się głosów…

34 rocznica…

… ślubu moich rodziców. Z życzeniami byłem tylko ja, Ioana – ciągle przy małej.
– Już trzydzieści cztery lata razem się mordujemy – powiedziała mama. Nie mordują się razem, wiem to dobrze.
– A trwało jakby trzy i pół miesiąca – dodał tata.
I to właśnie czasem wydaje mi się przerażające. Ale może właśnie dlatego, że dla nas zawsze jest "teraz". Liczy się to, co teraz. Jeśli teraz zrobisz to, co do ciebie należy, nie musisz martwić się o jutro. Jutro to też teraz. I przeszłość też. Zapachy jaśminu, który rośnie w tym samym miejscu od trzydziestu lat. Rozbite kolana…

Za kierownicą wózka dziecięcego

Jadąc samochodem wiele razy dziwiłem się a nawet złościłem, kiedy matki z wózkami, a czasem i mężczyźni z wózkami, zamiast korzystać z chodnika, prowadzili wózek tuż obok, ale po szosie.

Jednakże już przy pierwszym spacerze dowiedziałem się, dlaczego tak robią. Czasem mając do przejechania tylko sto metrów po rozpadającym się, podmytym chodniku, byle jak położonych płytkach chodnikowych, bezsensownie wyprofilowanych wjazdach do bram i podwórek, serce kraje się gdy widzę podskakującą w wózku główkę dziecka. Dorosły tego by nie wytrzymał…

Też osiągnięcie – dostrzec coś, czego przedtem nigdy nie dostrzegałem 🙁

Szkoda, że z tą małą istotą nie można się porozumieć… Gdy spotyka się ciekawego, dorosłego człowieka, to czasem nie można przestać rozmawiać. A tutaj…

Dzisiaj, przy kompieli, był jednak pewien sukces… Nie mam na myśli dialogu słownego… oczywiście. Ale było coś więcej, oprócz porozumiewania się na drodze płacz-jedzenie, albo płacz-mokro w pielusze. Podczas namydlania i przy kompieli mała przeważnie zanosiła się potężnym płaczem.  Przedwczoraj udało mi się trzymać ją za dłonie, oplotła swoimi paluszkami moje dwa palce, a ja resztę palców zacisnąłem na jej przedramionach. W pewnym momencie zrobiło się cicho… Dzisiaj powtórzyliśmy ten sposób, zresztą tuż przed zanurzeniem w wodzie puściłem na chwilę i na próbę jej rączki, co szybko skończyło się znów nerwowym ich wymachiwaniem i płaczem.

To szczególne odkryć jakąś jeszcze jedną drogę kontaktu. Wiem, że ona mnie czuje, choć pewnie jeszcze nie widzi i z pewnością nie rozpoznaje wzrokiem. Jestem jedną z plam, które wirują wokół.  Może słuch ma więcej do powiedzenia, choć w trakcie wrzasków i ta droga jest wątpliwa. Dotyk, i to ten konkretny, określony. Ona nie lubi na razie, żeby dotykać ot tak sobie jej rąk, nóg czy reszty ciała. Wyczuwa natomiast dotyk, który daje oparcie, który unosi, podtrzymuje. Dlatego tak wyraźnie rozgranicza leżenie w łóżeczku i leżenie na ręce u mamy lub taty. Lubi z nimi chodzić, uspokaja się przy tym trzęsieniu, które następuje nawet podczas niezbyt delikatnego marszu.

Odkryj nowy proszek… zestaw kina domowego… nowy Loreal Paris, Skodę Oktavię. Bzdura.

Odkrywaj ciągle swoje dziecko.

Trudniej bliżej natury

Miewam aspiracje do tego, żeby żyć "bliżej natury". Kiedyś słyszałem o tym, że matki, które nawet mogą karmić piersią niemowlaka, wolą korzystać ze sztucznych pokarmów. Myślałem sobie, że będę żonę namawiał jednak na aplikowanie naturalnego pokarmu.

W zasadzie nie muszę namawiać. Tylko 'bliżej natury" wcale nie oznacza 'łatwiej’. Widzę, jak Ioana skręca się z bólu, kiedy malutkie dziąsła zaciskają się bezlitośnie. Karmienie piersią trwa dłużej, z mniejszymi przerwami pomiędzy kolejnymi 'sesjami’, co oznacza mniej snu, mniej czasu nie tylko dla siebie, ale też na inne konieczne domowe zadania. I oczywiście – karmiąca matka nie powinna jeść wszystkiego, na co miałaby ochotę…

Karmienie piersią to podobno szkoła życia dla niemowlaka. Pokarm nie leje się tak, jak ze smoczka, musi być pracowicie wyssany, oczywiście pod warunkiem, że malcowi i matce uda się tak ułożyć, żeby małe ustom udało się w ogóle chwycić sutek.

Bliżej natury wciąż oznacza – z lepszym końcowym efektem, co wcale nie znaczy – łatwiej.

znów noc

Żałuję, że nie mogę pisać wtedy, kiedy idę ulicą, albo jadę samochodem. Często właśnie wtedy myślę o bliskich mi osobach i o tym, że właśnie wtedy wiem, co im napisać.

Jestem zmęczony… Córka śpi spokojnie, ale w ciągu godziny można spodziewać się akcji – przebieranie, karmienie. Teraz, kiedy ona jest z nami, to wydaje mi się zupełnie niezrozumiałe to, że ktoś może unikać wychowania dziecka. Wiem wiem, powiecie, że jest z nami dopiero tydzień, że i tak moja żona się zajmuje nią więcej niż ja itd. Ale to nie zmienia faktu, że jestem oczarowany.

Mam w głowie tak wiele myśli, ale kiedy próbuję o nich pisać to okazuje się, że są to określenia, które znam od lat, słyszałem tak wiele razy. Że dziecko zmienia moje życie na zawsze, że wnosi wiele nowego, inne uczucia i pasje… Nie będę dalej pisał, bo Wy pewnie też znacie te wszystkie opowieści. Co nie zmienia faktu, że kiedy dziecko w końcu przychodzi, to najśmielsze oczekiwania zmieniają się w nędzne pojęcia – wobec tego, co naprawdę się czuje.

Nadeszła

W piątek, niesiona na moich rękach. Przekroczyła próg naszego mieszkania. Czasoprzestrzeń zmieniła kierunek, już nigdy nie będzie tak, jak przedtem, cokolwiek się zdarzy.

Niech cię Pan błogosławi i strzeże.
Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską.
Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem.

Lb 6:24-26


Echa, ślady niewyraźne… mgliste i całkiem wyraźne mgnienia w pamięci, tajemnice, które odkrywać będziesz idąc przez życie, których początek niech będzie teraz, w tym domu, wśród nas, nasz gościu… Niech ślady tych wrażeń będą warte tego, że będziesz ich szukać i wracać do nich, tworząc kiedyś  tam, w przyszłości… Głosy, zapachy, ciepło upalnego, słonecznego i zastygłego popołudnia, gromy burzy, zapach jaśminu, pod którym z piasku i odłamków płytek i cegieł powstawały budowle. Tajemnice świata, kryjące się za rogiem domu, za następnym krzakiem porzeczek… Pierwsze zapamiętane wyjście za furtkę, rozbite kolano, brudne od ziemi ręce. Skojarzenia dziecięce, błędne i nierealne, a przez to odkrywcze, nieskalane schematyzmem, których szukamy później w dorosłości, za które inni dostają medale, zdobywając nagrody.

Stoję pod niebem, wśród zwykłych polnych traw, mając nad głową przepływające zwyczajne chmury. Za nimi – pustka, rozsypane gwiazdy, rozstrzelone galaktyki, granice Wszechświata, rozpływające się, nieokreślone w czasie i przestrzeni. Patrzę na rękę – rozmieniając niewidzialnym wzrokiem na cząsteczki, atomy… idąc dalej… nie ma nic, nic, co byłoby stałe, materialne i niezmienne. To niemożliwe, ja nie istnieję… Istnieje moja świadomość, oparta na… niczym

Świadomość to sens istnienia, to ona potwierdza istnienie galaktyk, mojej ręki i Hektora, szczekającego i podskakującego na swojej budzie. Świadomość – to jedyna rzecz, o którą warto walczyć.

Nadejdzie

Już dzisiaj spodziewam się powrotu mojej pani, i jednocześnie przybycia tej trzeciej – całkiem nowej w naszym domu. Kiedy podczas dnia myślałem o tym wydarzeniu, to przychodziły mi do głowy różne porównania, skojarzenia. Miałem nadzieję, że zatrzymam je w pamięci, żeby je Wam opisać. Ale teraz – nic…. zresztą o tej porze próbuję jeszcze w domu poukładać i uporządkować co się da, przygotować do sprzątania odkurzaczem, które planuję rano.

Nie będzie tak łatwo umieścić jeszcze jednego człowieka w naszym małym mieszkaniu, w którym największym pomieszczeniem jest… kuchnia 😉 Tak jakoś wypadło, zresztą dla mnie nic dziwnego – od dzieciństwa dzienne życie toczyło się w kuchni. To w kuchni, prawie trzydzieści lat temu, podczas dnia, szumiały ziemniaki, gotowane przez babcię na kaflowym piecu. Babcia była w domu od zawsze… W ogóle 'nasz’ dom to oddzielna opowieść. Może na kiedy indziej…

Przekonywałem babcię, że będzie jej dane zobaczyć prawnuka, i udało się tego dotrzymać. Ona, dzisiaj, już w niewielkim stopniu przypomina tę aktywną, trzymającą w porządku i karmiącą trzyrodzinny dom osobę… Ale najfajniejsze jest to, że można z nią ciągle pożartować, choć miejsca, daty i osoby zacierają się w jej świadomości.

Idę jeszcze coś zrobić, zanim owinę się kołdrą… Jutro to już dziś, to już dziś się zdarzy – przekroczy próg, choć jeszcze nieświadoma, nierozpoznająca… Zostanie otoczona tą aurą, tym zapachem, którego nigdy nie będzie czuć, tak, jak nie czuje się zapachu własnego rodzinnego domu. Przynajmniej ja nigdy nie czułem, za to pamiętam zapachy wielu domów. Ona będzie otoczona wszystkim, co trwa tutaj od lat. Muzyką, ciszą, hałasem przejeżdżających samochodów, szczekaniem psów, bakteriami i pyłkami, sposobem wysławiania, myślenia, radościami, lękami, kompleksami, zwycięstwami. Przesiąknie.

Często ostatnio myślę, że przeznaczeniem człowieka jest przejść pewną drogę… Jednym z jej etapów jest udział w stworzeniu istoty. To część, którą Bóg dał człowiekowi – na podobieństwo swoje. Stworzenie czegoś, co nie będzie ślepo posłuszne, ale niezależne, nieprzewidywalne, i co zarazem sprowadzi kłopoty i troski, podobnie jak my ludzie przysparzamy ciągle trosk Bogu. Dzieci – tak coraz mniej popularny, choć stary jak świat, a przez to nieoryginalny i wydający się nieciekawym – element ludzkiego życia. O wiele ciekawszym może wydawać się pięcie po szczeblach służbowej, finansowej kariery, niż właśnie – kariera spokojnego człowieka, który jak miliony innych, codziennie i bez rozgłosu, pracuje nad nowym istnieniem. Ale czy to ostatnie może równać się ze stworzeniem programu komputerowego, namalowaniem obrazu, który zyska sławę, albo wspięciem firmy na wyżyny sukcesu? Jeszcze nie wiem… Na razie wydaje mi się, że nie…

Kończę – już naprawdę…

Dziękuję…

Chciałbym podziękować Panu oraz Pani, którzy dzisiaj, na zbiegu ulic Karmelickiej i Batorego odpowiedzieli na moją prośbę o pomoc. Dziękuję Pani, która kupiła mi Marsa i była ze mną w trakcie tych ciężkich minut, i Panu, który nie zapomniał o mnie i przyniósł cukierki. To dzięki Pani przetrwałem bez utraty przytomności, z przeświadczeniem, że nie jestem sam wśród tłumu ludzi. Uratowaliście od przykrego zmartwienia moją żonę, przebywającą w szpitalu z nowonarodzonym dzieckiem, a mnie od transportu pogotowiem, szpitala, cierpienia w kilku następnych dniach, i bardzo poważnych kłopotów w pracy.

Wierzę w ludzi. Można wierzyć i to jest chyba najpiękniejsze uczucie.

Piotr

PS. Obiecuję, że będę starał się lepiej liczyć węglowodany, wysiłek oraz dawki insuliny 😉

Omijaj, nie uderzaj

Nie idź na konfrontację, omijaj – zwłaszcza ludzi, z którymi masz problemy.

Niestety, odruchowo częściej wybieram to pierwsze, i zdarza się, że roznoszę innych na strzępy (nie fizycznie, nie jestem 'pakerem’), ale tracę potencjalnych sprzymierzeńców, zyskuję wrogów.

Udało mi się jednak wczoraj. Rozmawiałem z konsulem w ambasadzie Rumunii w sprawie obywatelstwa naszego nowo narodzonego dziecka, gdyż ma szansę, po Ioanie, je otrzymać. Konsul oświadczył, że nie będzie rozmawiał po polsku. W pierwszej chwili zdumienie odebrało mi możliwość mówienia, w drugiej chwili – zacząłem zbierać się do ataku. Zapytałem, czy może rozmawiać po angielsku – odmówił. Poprosiłem o jego nazwisko – tym razem to on był zaskoczony, i ku mojej satysfakcji, wyczułem rosnącą w nim irytację. "Ja jestem konsulem! Konsulem!" powiedział, ale podał nazwisko… ale… a fe!! bez imienia. Pomyślałem, że ten człowiek nie szanuje samego siebie… Powiedziałem "dziękuję", a on szybko odłożył słuchawkę – i to mnie uratowało – przed samym sobą 🙂

Zebrałem się w sobie, przejrzałem słownictwo (miałem je na szczęście pod ręką) i zadzwoniłem jeszcze raz… "Buna ziua" (dzień dobry) – i – dukając – zacząłem jeszcze raz – po rumuńsku.

Załatwiłem, co chciałem. Choć wzbiera mnie irytacja, to przecież co mnie obchodzi jakiś konsul, który nie umie tego, co powienien, który przynosi wstyd krajowi, który go przysłał. Rumuni mają dar do języków, uczą się polskiego w takim stopniu, w którym trudno rozpoznać, że nie są Polakami. Widocznie nie ten.

A tak mówiąc ogólnie – szkoda czasu na cienkich bolków, jeleni, guzdrały, ćwoków, nadmuchanych itp. Wyłączam wieśniaków! Według moich obserwacji ludzie ze wsi mają często większe poczucie godności, więcej elegancji, poszanowania dla innych oraz zdrowego stosunku do swoich kompetencji, niż wielu tzw. 'miastowych’.

Nie uderzaj – omijaj. A później idź na spacer 🙂