Migawka II – „miastowy cham”

Apteka w małym miasteczku. Druga w kolejce – drobna, starsza kobieta, w wieku około 60-70 lat, ubrana po wiejsku, z chustką na głowie, z delikatnym zarysem gustu ukrytym w wiśniowym płaszczu. Trzeci w kolejce – mężczyzna lat około trzydziestu pięciu. Dwie kobiety, w wieku około 50 lat, na końcu. Otwiera się druga kasa:
– Proszę!
Mężczyzna robi gest do stojącej przed nim kobiety.
– Proszę, niech pani podejdzie.
Zanim jednak kończy ów gest, kobieta z końca kolejki jest już przy wolnej kasie.
– Przepraszam, ale ta pani była wcześniej – mówi mężczyzna.
– Ale nikt nie podchodzi – ripostuje kobieta.
– Może trzeba dać komuś trochę czasu.
– Ale się pan znalazł dokładny – marudzi kobieta, ale wraca na koniec kolejki. Sprawa ucichłaby, gdyby nie odgłosy niezadowolenia, dobiegające od dwóch ostatnich kobiet. Sprawa ucichłaby również, gdyby ów mężczyzna puścił je mimo uszu. Ale nie puścił, bo były na jego temat, bo trochę mieszały go z błotem, a on akurat nie miał dnia do cierpliwości.
– Szanowne panie – odwrócił się – cóż to za kultura? Cóż to ma znaczyć? Czy to tak się u nas traktuje ludzi?
– A pan co, z Warszawy przyjechał?
– Ja tutaj mieszkam od urodzenia – żachnął się, jakby słowo "Warszawiak" było obraźliwe.
– To co się pan tak dziwi? Trzeba podchodzić, ja też stoję w kolejce.
– Dziwię się. Bo pani stoi, ale na końcu. A przecież ta kobieta jest starsza niż panie obie. Stoi cierpliwie, nie pcha się. Czy nie trzeba popatrzeć trochę na innych? To ludzie ze wsi mają więcej kultury.
– Znalazł się miastowy cham.

Jeśli tak, to zaszczyt być chamem 😉 A niechby i miastowym.

Co mówią ludzie

Uczysz się, studiujesz, zgłębiasz jakąś dziedzinę, bo nie zadowala cię powierzchowność, obiegowe opinie, uproszczenia. Dociekasz, jak coś funkcjonuje, "jak jest naprawdę", gdyż to, co "mówią ludzie" zdaje się niesprawiedliwe, przynoszące szkody. Po jakimś czasie, sam nie wiesz kiedy, zaczynasz rozumieć, o co w tym czymś biega. Niestety, tego sygnałem jest uczucie, że przestajesz się rozumieć z owymi "ludźmi", pozostajesz w swoich opiniach osamotniony i niezrozumiany. Tak czasem wygląda wybór między samotnością a pozostaniem w ignorancji. 

Gorsza gorszość

Czy jest coś gorszego od sytuacji, kiedy ktoś zupełnie niespodziewanie urywa miły kontakt? Kiedy nic nie zapowiada katastrofy? Po prostu przestaje odbierać telefony, nie odpisuje na smsy, na maile. A jego współpracownicy niepewnym, niewyćwiczonym głosem oznajmiają: Tomek właśnie wyszedł.

Tak, jest coś gorszego. Wtedy, kiedy ktoś zapewnia, że chce utrzymać kontakt, choć już przestało mu na nim zależeć. I tego ani samemu sobie, ani wam nie życzę 😉

Kradła mu

Kradła mu. Kradła mimo tego, że on chciał jej dać. Długo zastanawiał się, jak to możliwe. Że ktoś, kto może wziąć coś, co jest mu dawane – otwarcie, z oczywistością – nie chce tego zabrać ot tak, po prostu – spokojnie, z uśmiechem, życzliwie. Ba, dziwił się nawet, jak ona to robi i jak to jest możliwe, że mając przed sobą wyciągniętą czyjąś dłoń – zabiera z niej to coś dla niej przeznaczone, pozostawiając po sobie uczucia właśnie takie – ukradkowości, podchodów, gorzkiego zaskoczenia, oraz to najprzykrzejsze – poniżenia. Jakby chciała pokazać, że to nie on jej daje, ale ona odbiera to, co jest jej należne. Że dostąpił łaski, doczekując się gestu jej przyjęcia. Tak kradła mu uśmiech, przyjazne spojrzenie, okazaną pomoc. I szybko znikała. Jak z…….  …

Ślad człowieka

Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że w kontaktach z ludźmi mniej interesuje mnie co ktoś myśli, tylko jak myśli. Innymi słowy – mniej interesuje mnie sama wiedza, bardziej – sposób, w jaki jest ułożona, jak są powiązane elementy tej wiedzy.

Ale jeszcze bardziej interesujące są uczucia. I znów, mniej ekscytujące jest co ktoś czuje, tylko jak czuje. Oczywiście, same odczucia mają najróżniejsze odcienie, domieszki i moce. Ale fascynujący jest sposób, w jaki ludzie podchodzą do siebie. A z tego wynika, jak podchodzą do innych.

I ciągle nie mogę się nadziwić, jak wiele śladów pozostawia po sobie istota ludzka – we wszystkim, czego "dotknie", na co ma jakiś wpływ. Te ślady mówią tak wiele o człowieku. Ale – uwaga! – mówią jeszcze więcej tym, którzy nie są pospieszni i kategoryczni w ocenie innych. Bo uczciwą przyjemnością jest obserwacja, nieuczciwą zaś – pochopne wyciąganie wniosków z obserwacji, zwłaszcza pobieżnych.

Bydło

Dworzec. Stanowiska dla autobusów. Ostatnie w rzędzie – jeszcze puste, z grupką czekających, może piętnastu. Nuda, dreptanie w miejscu, zamyślenie szarego jesiennego, nijakiego, ohydnego, zaściankowego, wieśniackiego dnia. O! Wreszcie! Sennie podjeżdża autobus. Manewruje. Wciska się do końca w wyznaczony mu rękaw. Pasażerowie cisną się do drzwi. Drzwi trudno otworzyć. Ktoś musiałby ustąpić. Ja…? Trwa milcząca, drepcząca, falująca medytacja, a twarze – nie patrzące na inne twarze. Twarze patrzące gdzieś tam przed siebie. Czyżby twarze wzniosłe, natchnione, świetliste, niewinne, anielskie? Drzwi autobusu, jak wielkie ucho słonia, jak odrzwia katedry, rozedrgane wachlują w tę i z powrotem. Wreszcie – uch!! Jakiś "mnich" odpuścił. Kto? A co tam, w tym kłębie…

Oczywiste, tak! W wozie dla wszystkich starczy miejsca! Dlatego rozpoczęło się, a w zasadzie – ciągle trwa – nieme, anonimowe ciśnienie – do przodu! Centymetr po centymetrze, konsekwentnie, nieustępliwie. To tradycja! Nasza! Regionalna zasada! Jak zbiorowa modlitwa wcielona od razu w czyn – wepchać się pierwszym.

Podbiega lekko spóźniona dziewczyna, z rozwianymi, rudawymi włosami. Jeden skręt młodego ciała… Już pod drzwiami! Obok – mniej filigranowa, lecz postawna, nastoletnia brunetka, o jakże rozmodlonym innocent wzroku utkwionym w dal, zdobywa sukcesywnie dystans – raz lewym raz prawym biodrem.  Z tyłu został, zrezygnowany dzisiaj – Wacek – oparty na dwóch kulach. Ktoś woła – "proszę państwa przepuście człowieka" – Wacek zaprzecza ręką – nie trzeba, daj spokój, nie mnie, nie dzisiaj… "Przepuście tego na dwóch laskach"! Natchnione twarze rozglądają się. Co? Gdzie? Kule? Jakie? E… gdzie te kule… My tutaj – natchnieni!

No dobra, niech se idzie…

Sposób

Fascynował ją tym, że potrafił być taki… pełen optymizmu, energii. Zdawało by się – niewyczerpanej. Miał niełatwe życie, ale swoją postawą – zdawał się zupełnie zaprzeczać tej niełatwości. Wydawało się to niewiarygodne. Była ciekawa jego, i tego, jak on to robi. Niestety, w tej kwestii, jak i w innych, osobistych, pozostawał raczej milczący. Uciekał, wymykał się obserwacji. Ona, swoja kobiecą intuicją, czuła tę ucieczkę, albo raczej – ten otaczający go mur, choć jakby miękki, ale nieprzenikniony.

Odpowiedź nadeszła wraz z czasem. Spotykali się tak, jak na początku, trochę przypadkowo, trochę nieprzypadkowo… Dalej rozmawiali o tym i owym – o swoich fascynacjach, planach, codziennych problemach. Ale ona coraz częściej czuła się źle podczas tych rozmów. Nie mogła zrozumieć, dlaczego.

Pamięta ten moment, w którym odkryła. W jednej chwili jego optymizm, energia, niezłomność, zmieniły się w coś okropnego. Ponieważ on… ignorował wszystko, co nie było mu po drodze. Co mogło wytrącić go z równowagi, zasmucić, skłonić do zastanowienia – na które nie miał czasu. Dyskretnie, ale bezwzględnie pomijał jej opinie, tak jak prośby czy sugestie. Przytakiwał, zgadzał się na wszystko, mógł powiedzieć cokolwiek, co ona chciała usłyszeć. Po czym, w pięć minut, wypierał to z pamięci. I w ten sposób pozostawał uśmiechnięty, zadowolony, pełen optymizmu.

Optymizm zanurzony w pesymizmie

Gdzieś w pamięci, niewyraźnie majaczy cytat. Niewyraźny w słowach, ale konkretny w swoim sensie. Jest właściwość umysłu, wyraźna u ludzi praktycznych, którzy na zawołanie, w nocy o północy, na egzaminie, w sytuacji oderwanej od życia – nie wiedzą prawie nic. Za to doznają olśnienia gdy trzeba zrobić coś konkretnego. .

Cytat mówi o tym, że mieć świetne pomysły to nie wszystko. Bez konsekwencji, uporu, doświadczenia i ogromu pracy – pomysły pozostają mrzonkami.

Konsekwencja… Jedno niedługie słowo, znaczy niewiele dla jednych, lecz dla innych – znaczy cały ogrom.

Co jakiś czas spotykam ludzi, którzy "mają mnóstwo pomysłów". Kiedyś w redakcji mój przyjaciel powiedział, że nie ma czasu się udzielać, ale może służyć pomysłami. Słyszy się też czasem, że "w biznesie liczy się świetny pomysł", czyli coś zaskakującego, niecodziennego, fantastycznego wręcz. ALE nie mówi się o tym, ile wysiłku kosztuje wdrożenie tych pomysłów w życie.

Bowiem sukces tworzy się w szczegółach. A tych, siłą rzeczy, jest niezliczona ilość. Co gorsza – te szczegóły trzeba przewidzieć, wyobrazić sobie, oraz rozwiązać ZANIM rzeczywiście się pojawią (bo wtedy przeważnie jest za późno).

Jeden z paradoksów – by realizować marzenia, trzeba być oczywiście optymistą, ALE zanurzonym w pragmatycznym, nieustającym, bezlitosnym pesymizmie. Obserwuję wyłącznie optymistów – ignorują rzeczywistość, zaprzeczają jawnym trudnościom, zakładają, ze wszystko potoczy się zgodnie z planem, według najpiękniejszego scenariusza. A tak nigdy nie jest! I kiedy coś się rzeczywiście nie udaje, to im pozostaje twierdzić, że się udało i jest wspaniale.

Trzeba zawczasu odnajdywać źródła problemów, doszukiwać się najsłabszych punktów, symulować najgorsze scenariusze. I bezwzględnie tropić detale, które mogą zepsuć najpiękniejsze projekty.

Wydaje mi się, że na 100 ludzi mających świetne pomysły, co najwyżej kilku posiada potencjał, aby je zrealizować. Ci żyją rzeczywistością, pozostałym pozostaje żyć marzeniami.

Youtube

– Nie, nie nie!! Dlaczego nie chcę ci tego zrobić?! Ponieważ świetnie potrafisz mnie znaleźć, kiedy to TY masz interes. NAGLE(!), niby PRZYPADKIEM(!) spotykamy się – na ulicy, na korytarzu, w drzwiach. "Dzień dobry, jak się masz jak leci". Albo zaglądasz do mnie – "ponieważ przechodziłam" – "co u ciebie" – "jak rodzina". Po chwili zaczynam wierzyć, że rzeczywiście cię to interesuje.

Przechodziłem korytarzem naszego biura, kiedy usłyszałem te słowa. Dochodziły z któregoś z pokojów. Poznałem głos Wieśka. Pomyślałem, że krzyczy tak, że słyszą go przez ściany w całym biurze. Jego drzwi były zamknięte.

– Ale ty tylko na to czekasz. Świetnie potrafisz to wyczuć. Wtedy podsuwasz mi to coś, z czym naprawdę przyszłaś. Po co ta zabawa w ciuciubabkę?! Po co udawanie, że coś z mojego życia cię interesuje? Robimy interes, to róbmy interes!

Stanąłem pod drzwiami. Wahałem się, co zrobić.  

– Prosiłem o jedną małą rzecz. Zwodziłaś mnie, obiecywałaś. Trwało to tydzień dwa, miesiąc. Trwało to pół roku! Jak kamień w wodę, cisza, nie istniejesz. Wołami nie można cię zaciągnąć. Czy ty masz zaniki pamięci? Przepraszam, ale nie mogę współpracować z ludźmi, którzy mają zaniki pamięci! Za pięć minut po naszej rozmowie już nie pamiętasz, o co mi chodziło, ale świetnie wiesz, o co chodziło TOBIE. Telefony, rozmowy, prośby, przypominania. NA KOLANACH można cię prosić. Wszystko na nic. Zawsze: "tak tak, oczywiście, nie ma problemu, nie ma sprawy". I nic…! Nie stać cię nawet na jedną poważną rozmowę…. Szukaj innego jelenia, jucznego osła, z pewnością uda ci się go znaleźć, z twoimi możliwościami, warunkami… Wiem, moja przemowa nie zrobi na tobie wrażenia, spłynie jak po kaczce. Ale z pewnością znajdzie się ktoś, kto zaakceptuje taki układ, znajdzie się ktoś, nie musisz się martwić, i ja się też nie martwię. Nie martwię się, bo jednak choć trochę mi na tobie zależy. Znajdzie się jakiś mięśniak, z móżdżkiem niezdolnym do zauważenia, w czym tkwi, albo taki, któremu wszystko jedno, byle…

Przerwał bo… otworzyłem zdecydowanie drzwi. Był sam. ha, złapałem go! Zastygł – na środku pokoju, w pół kroku, z rękami podniesionymi do góry. Wykrzywioną twarz skierował w moją stronę… Po chwili powiedział martwym głosem:

– Nagrywałem film do youtube…

Zmiany

Najpierw chcemy żyć z ludźmi wyobrażając sobie, że możemy zmienić ich charaktery, przyzwyczajenia. Później, kiedy dociera do nas, że takie zmiany są w zasadzie niemożliwe, próbujemy zmieniać całych ludzi – jednych na innych. Trochę czasu zajmuje znów zrozumienie, że ten sposób i tak do niczego sensownego nie prowadzi. Pozostaje więc życie z tymi, którzy są… No i jakoś jest…