Nienasycona

Tęsknię, choć nie wiem do czego. Bo nawet nie mam do czego tęsknić, wszystko mam. Mam przede wszystkim wspaniałych ludzi wokół. Mam dobre życie, które oszczędza mi szczególnych trosk. Mam ciekawe życie, sam nie wiem, jak się to dzieje – czy może jest ono rzeczywiście ciekawsze od innych, czy jakoś za ciekawe potrafię uznać zwykłe zdarzenia codzienności. Zwykłe czy niezwykłe, przecież to ja o tym decyduję. Może udaje się zwykłe interpretować jako niezwykłe? I patrzą na mnie ludzie i dziwią się, jaki to naiwniak, bo to przecież wszystko i normalne i nudne, a dla mnie – nie nudne.

A jednak tęsknię. Niepokorna, nienasycona duszo! Czy można karmić się tylko tym, co nieznane, zagadkowe? Czy to może uzależnienie. Nie wiem, po prostu nie wiem. Trzeba się zmusić i iść spać, żeby jutro tęsknić znów, od rana i w dalszym ciągu.


Wydaje mi się, że on też tęskni. 😉

Kapie kapie

Zakląłem wczorajszą notką tę odwilż. Przyszła z rana, zapowiedziana czerwonym wschodem słońca ponad dachami domów jednorodzinnych, rozciągających się po drugiej stronie ulicy. Czerwonego wschodu nie widziałem dawno, ach! Zapowiedź wiosny?

Przed południem woda zaczęła kapać z gniazdka elektrycznego w kuchni. Już wcześniej pousuwaliśmy prawie wszystko z parapetu, a teraz – to gniazdko. Wujek elektryk poradził, żeby go wykręcić i tak zostawić, przynajmniej nie będzie zwarcia. Kropelki wody pojawiały się na kablach i skapywały wprost do podstawionego na podłodze kubka.

Ha, o remoncie dachu pisałem, chyba, przed rokiem. Nie chciałbym o tym pisać znów za rok.

Zapach śniegu topniejącego na zwykłej ziemi, nie na żadnym bruku, asfalcie itp. Czy w dużym mieście da się go poczuć?

Ostatnie narzekania

W poprzednim wpisie zapowiadałem, że napiszę coś o walce o umieszczenie artykułu w jednym z dzienników krakowskich. Napisałem tutaj, jeśli chcecie – przeczytajcie.

Pisząc krótko i już z większej perspektywy – zrobiłem to z premedytacją – że próbowałem zaproponować tekst krakowskiej Wyborczej. Zrobiłem to, aby zorientować się, jak to się u nich kręci. Ale, jak to czasem bywa gdy robi się eksperyment, jego wynik zaskakuje, wręcz powala, zabija samego eksperymentatora. Podobnie było tym razem.

Temat był bardzo dobry i zasługiwał na publikację nie w lokalnej gazecie, ale takiej obejmującej przynajmniej pół Polski. Dlaczego jestem tego pewien? Bo kilka lat temu był już ten sam problem, i pisał o nim nie tylko Dziennik Polski, ale i Newsweek. Sam tekst był dobrze napisany, nie było się czego przyczepić ani wstydzić. Prawie zero mojej interpretacji, cały problem wypływał z wypowiedzi rozmówców.

Mając więc te solidne podstawy zapytałem w krakowskiej GW, czy ten tekst jest dla nich interesujący. Brak odpowiedzi, więc walczyłem – dzwoniłem, przypominałem się – do końca. Byłem ciekawy, co z tego wyniknie. Myślałem – coś może powiedzą o tekście, raczej odmówią, albo zaproponują publikację bez pieniędzy. Tymczasem – nic z tych rzeczy. Sam tekst, poruszany problem, nie miał zupełnie znaczenia. Byłem po prostu niechcianym, natrętnym "nikim", którego próbowano zignorować. I tego się nie spodziewałem – że ktoś rzuci słuchawką. To był ów "wybuch przy spokojnym eksperymencie".

Nie jestem masochistą, tylko dość często pcha mnie tam, gdzie węszę problemy. Może byłby ze mnie "dziennikarz śledczy"? :-)))) Ach, mam ochotę, na początek, wziąć jakąś redakcję. :-)))

Tęsknij

Jeśli tęsknisz – tęsknij!
Spokojna tęsknota to kropla na skałę.
Nie bój się tęsknić, choć to trochę boli.
Nie bój się trochę-bólu.

Tęsknij ludziom w twarz,
nie spuszczaj wzroku
to nic wstydliwego.
Że wierzysz,
że może być lepiej.

 

Jedna rzecz, ważna.
Mieć kogoś takiego, kto nie zostawi,
a jeśli już będzie chciał,
to przynajmniej się pożegna…

Szczęśliwy niepokojem

Napisałeś do mnie dziś: "bracie szczęśliwy niepokojem"… Dla mnie – odkrywcze i genialne podsumowanie! Aż tak dobrze mnie znasz… To komfort, szczęście wręcz – nie muszę ukrywać, udawać, grać, i nie odrzucasz…

Szczęśliwy niepokojem. Teraz rozumiem, skąd te nocne wyprawy wśród chaszczy, nocą, nad Wisłą, tam, gdzie rano zdarzało się znajdować wisielców. Wśród nasypów kolejowych Prokocimia, wielkich, po których toczyły się grzmiące pociągi. Przejść przez wiadukt, zanim pojawi się na nim pędząca lokomotywa. Jeden niepokój gasiłem innym niepokojem – wypraw w ciemności, pędzenia rowerem po Rynku o pierwszej w nocy, porannym witaniem Bagrów. Młodzieńcze łamanie praw, po czym strach nie pozwalał spać, wyrzucał w tułaczkę w ruszających dopiero tramwajach i autobusach o czwartej nad ranem…

Przyjaźni kobiety i mężczyzny

Z prywatnej korespondencji. Dla wyjaśnienia – pisze facet.

Są podzielone zdania,czy jest możliwa "bezpłciowa" przyjaźń pomiędzy mężczyzną i kobietą…
Zdania podzielone z wyraźnym wskazaniem na "nie".
Może nie to jest ciekawe. Ciekawsze jak się te kontakty statystycznie kończą.
U facetów narastającym pożądaniem.
U kobiet narastającą miłością (zakochaniem, czy jak tam zwać).

Kończy się źle, bo konsumpcja niszczy, oczywiście, dawny piękny kontakt do którego nijak wrócić, a seks to zbyt mało żeby coś trwalszego zbudować.

W miarę poznawania się i zbliżania coraz mniej obszarów ciekawości i fascynacji, przychodzi dzielić codzienność a to niewspółmiernie trudne.

Lekarstwo : niecodzienność kontaktów, niełapczywe zgłębianie drugiej duszy.

O dopasowaniu:
To, co w luźnych związkach jest wartością – dwa inne światy, małe dziwactwa, nieobliczalność itp. w codziennym życiu (małżeństwie) staje się utrapieniem.


Co o tym myślicie? Zgadzacie się?

Mało a dobrze

Mój przyjaciel Michał twierdzi, że najstraszniejsza jest codzienność. Chyba nie mam z nią problemu. Najgorszy jest dla mnie natłok, ba – ogrom drobnych czynności, które trzeba wykonać, aby coś większego doprowadzić do skutku.

Gosiu, tak, dzwoniłaś do mnie, a ja nie odebrałem. Ponieważ byłem skoncentrowany na czymś innym, i samo przeniesienie uwagi, później rozmowa, i powrót do poprzedniej czynności, zabiera czasem mnóstwo mentalnej siły.

Ostatnio kilka osób demonstrowało mi, jak potrafią zajmować się kilkoma rzeczami naraz. Tak, oczywiście to jest możliwe, a ci z Was, którzy mnie znają od lat, wiedzą, że nie jest mi to obce. 

Dziś jestem przekonany, że zajmowanie się wieloma rzeczami naraz bardzo wyjaławia mózg. Można tak funkcjonować, ale nie przez cały dzień i 7 dni w tygodniu. Szczególnie szkodliwe są nagłe, niespodziewane bodźce – nagłe wywrócenia zatwierdzonego już planu, nagłe telefony, nagłe odwiedziny – coś, co wytrąca z przyjętego rytmu i zmusza do zajęcia się czymś innym.

MOŻNA zajmować się wieloma sprawami, ale nie jednocześnie, tylko jedna po drugiej. Dzieli się zadania na małe etapy i teraz zajmuję się tym, za chwilę – czymś innym, później jeszcze czymś innym. W danej chwili robię jedną rzecz, a nie kilka naraz. Zamykam w głowie pewien etap, i mogę przejść do czegoś innego. To jest bardzo ważne – aby nie pozostawiać urwanych w pół myśli i odczuć.

Robienie wielu rzeczy naraz ma jeszcze jedną właściwość – sprawdza się przy powierzchownych problemach, ale nie pozwala wgłębić się w subtelności, zbadać czegoś dokładnie. Kreatywność w tym systemie jest licha, pozorna.

Dziś być może modne jest być wprost rozszarpywanym przez dziesiątki ludzi i spraw Ale, moim zdaniem, najwyższa półka funkcjonowania – to jedna rzecz w jednym czasie, to oddech, spokój, poukładanie. Mało, a dobrze.