Zaporożce

Najmniej lubię wieszanie drobnej bielizny. Jest to bardziej pracochłonne niż np. rzucić na suszarkę parę koszul i spodni. Szczególnie, gdy w grę wchodzi bielizna dzieci. Skarpetki Beniamina tak małe, że nie chcą się trzymać metalowych drutów.

Wieszam "w ganku", jak to nazywamy, czyli na klatce schodowej. Jest tam uchylone okno, więc mogę się wsłuchiwać w szum przejeżdżających samochodów, bądź we własne myśli. Mam wybór. Ponieważ często mam dość kręcących się w kółko własnych myśli, wybieram samochody. W końcu własne myśli to przeważnie nic nowego.

Pamiętam, kiedyś mieliśmy z kuzynem po 5-7 lat i zgadywaliśmy marki nadjeżdżających samochodów słuchając ich dźwięków, zanim się pojawiły. Skoda 1000MB miała dźwięk nie do pomylenia, podobnie Zaporożec. Kiedy pojawiły się Maluchy, też trudno je było pomylić. Rozpoznawaliśmy Ziły, Kamazy, Jelcze. Ten cięższy tabor wprawiał w rezonans domowe szyby, nie to, co dzisiaj, kiedy idealnie szczelne okna nie odpowiedzą nawet mruknięciem.

Zaporożce… ja naprawdę pamiętam Zaporożce…

O Wieśku

Czasem przychodzi Wiesiek. Siadamy pod parasolem w ogrodzie, albo w cieniu garażu. Jego przyjście jest przeważnie związane z jakimś problemem, który go trawi. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale "plącze się w zeznaniach". Czasem otwieramy piwo, dla lekkiego rozwiązania języka.

Kilka razy obiecywałem sobie, że opiszę naszą rozmowę, ale doprawdy trudno mi się zebrać. Kiedy zaczynam układać w głowie zdania, wychodzą mi jakieś takie banalne. Ale jakież mogą być męskie rozmowy? Mogą być wulgarne. Ale to na pewno nie z Wieśkiem i ze mną. Tak, są raczej banalne… O męskich zmaganiach z kobietami… A może z nami samymi…

No właśnie, już sam zaczynam się plątać, jak w Wieśka stylu. Może dziś za dużo się nasłuchałem jego narzekań…

O obrotach zabawek dziecięcych

Beniamin… zafascynowany zwisającymi mu nad głową zabawkami… Jego wyraz twarzy odezwał się wspomnieniem…

Chyba w podstawówce, w klasie, w której mieliśmy najwięcej zajęć (geograficznej), wisiała nad tablicą reprodukcja Jana Matejki "Mikołaj Kopernik". Wpatrzony w niebo mistrz został "uchwycony" na ułamek sekundy przed momentem, w którym zrozumiał, na czym polega ruch Ziemi. Ten sam wyraz twarzy zobaczyłem dziś u Beniamina…

:-)))))

Fotoblog

Mogę chyba uznać, że mój fotoblog ruszył i będzie żył jakiś czas. Publikowanie codziennie jednego zdjęcia, która byłoby refleksją z dnia, to nie jest łatwe zadanie, ale skłania do systematycznej analizy życia za pomocą obrazu. W przeszłości też zdarzały się dni bez jednego zdjęcia, ale chcę to zmienić. Na razie, od 15 sierpnia, udało mi się zamieścić 11 zdjęć, pozostałe zdjęcia pochodzą z wcześniejszych lat.

Adres do fotoblogu znajdziecie w zakładkach obok. A oto "zajawka":

W starych samochodach

W starych samochodach – wiadomo – tym więcej trzeba naprawiać i wymieniać, im starszy jest samochód. Jest to kosztowne, ale nie to jest jeszcze największą zmorą. Największa zmora, która ostatnio pojawia się coraz częściej w nowszych i całkiem nowych samochodach to ta, że nie wiadomo, co się zepsuło. 

Garść cytatów Tomasza Jastruna

Dźwiękami rezonującymi u mnie zabrzmiał felieton Tomasza Jastruna w Newsweeku 31.08.2008.  Pozwolę sobie przytoczyć najbardziej rezonujące:

A przecież wiem, że to, co uważam za polską głupotę, to często tylko
gniew upokorzonych przez wolność. To musi się ujawnić i wypalić. A im
więcej teraz zgiełku, tym szybciej się wypali. Gdy się wypali, wtedy w
pełni ujawni się inny dramat. Stanie przed nami pustka duchowa naszej
cywilizacji, wyniszczające mechanizmy komercyjne. Czy jest to tylko
etap w rozwoju ludzkości, czy jej finał – tego nikt nie wie.

Gdy jestem na wsi, nocą siadam na krześle i patrzę na niebo rysowane
przez kosmiczne kamienie, które próbują się przedrzeć przez atmosferę.
Jakie by to było banalne, gdyby istniał reżyser tego spektaklu.

Przystanki autobusowe na naszych wsiach – jeśli wykonane z odpowiednio
wybrakowanego betonu – po latach przypominają dziurawe rzeźby Henry’ego
Moore’a, wzbogacone oryginalną grafiką naszych plemion tubylczych.

Olimpiada to obecnie za wiele dyscyplin, czasami doprawdy idiotycznych,
i nadmiar medali. Telewizja chce ogarnąć wszystko, więc już same tylko
finały stają się kolejnymi odcinkami komiksu. Właściwie taka impreza to
już może sobie trwać przez cały rok i 24 godziny na dobę.

Po niepowodzeniach naszej ekipy jest tragedia narodowa. Ale gdy
pojawiają się pierwsze medale, od razu narasta łatwa euforia – oto
nasza labilność emocjonalna, oparta na dużych ambicjach i nie
mniejszych kompleksach. A przegrani zaskakująco często źle mówią o
swoich trenerach. 

Czuję, że powinienem coś napisać na koniec, żeby nie zakończyć tym, co powyżej, ale jakoś nie przychodzi do głowy nic optymistycznego. W takim razie może jeszcze raz…:


Gdy jestem na wsi, nocą siadam na krześle i patrzę na niebo rysowane
przez kosmiczne kamienie, które próbują się przedrzeć przez atmosferę.
Jakie by to było banalne, gdyby istniał reżyser tego spektaklu.



Dziecięca paranoja

Z satysfakcją przeczytałem w Newsweeku artykuł o tytule "Dziecko w czasach paranoi", zaczynający się od słów:


My,
rodzice, wypowiadamy wojnę. Firmom farmaceutycznym, które straszą nas
śmiercią naszych dzieci, jeśli nie zaszczepimy ich przeciw pneumokokom.
Firmom elektronicznym, które straszą nas, że jeśli nie kupimy monitorów
oddechu, nasze dzieci uduszą się w czasie snu. Firmom medycznym, które
straszą nas, że jeśli nie pobierzemy krwi pępowinowej naszego dziecka
przy porodzie, nie przeżyje ono w przyszłości ataku groźnej choroby.

Mamy dość wmawiania nam, że musimy skończyć odpowiednie kursy, aby
stać się w miarę poprawnymi rodzicami. Mamy dość wpędzania nas w
nieustające poczucie winy. Dość wmawiania nam, że należy nałożyć
dziecku kask, kiedy stawia pierwsze kroki, żeby nie nabiło sobie guza,
oraz kupić dach nad wanienkę, żeby nie płakało, gdy naleci mu trochę
wody do oczu. Mamy dość wpędzania nas w opętańczą presję bycia mamą
idealną i idealnym tatą. My, rodzice, wypowiadamy wojnę wszystkim
złodziejom, którzy okradają nas nie tylko z pieniędzy, lecz także z
czegoś o wiele cenniejszego – z poczucia bezpieczeństwa. Won od naszych
rodzin!

tutaj dalsza część artykułu
Newsweek 31.08.2008

Ten rodzicielski manifest może wydawać się przesadzony, dopóki nie wejdzie się w rolę matki dziecka, szczególnie tego pierwszego, kiedy prawie wszystko jest nową niewiadomą i dylematem staje się każda sugestia babci, ciotki, przyjaciółki, lekarza oraz każdej osoby gotowej dawać "dobre rady". Fajny tekst, zainteresowanym polecam przeczytać 🙂

Uczymy się Beniamina


Dziś jedenasta rocznica naszego ślubu. Kupowaliśmy prezent ślubny dla kuzynów. Beniamin był dla nas łaskawy, albo po prostu lubi hałas, natłok świateł, kształtów i kolorów, ponieważ spokojnie przespał wszystkie wizyty w hipermarketach. Na chwilę przebudzony, przebiegał wzrokiem po półkach, gdy stawałem na drodze jego wzroku, nie widział mnie.

Mam wrażenie, że uczymy się Beniamina, a on się uczy nas, jakbyśmy byli obcymi sobie ludźmi. Próbuję odnaleźć choć cienką nić łączącą mnie z nim. A może raczej próbuję na razie ją zawiązać. Jakbyśmy wołali do siebie przez grubą ścianę, często dramatycznie, gdy np. nagle, z krzykiem, bezradnie rozrzuca ręce i ze strachem w oczach nie może złapać oddechu.

Czasem wydaje się, że można powtórzyć jakieś jego przytrzymanie, kołysanie, które go uspokoi. Później powtórzyć jeszcze raz, dwa razy, aż wreszcie jakimś sposobem do niego dotrze, że to oznacza: bezpieczeństwo.

Dziś rano, gdy leżał, podałem mu palec i pociągnąłem. Odwrócił się z pleców na brzuch, zorientował się, że trzeba pociągnąć nogi wraz z tułowiem. Przy odwracaniu go jest jeden moment przełomowy, moment równowagi, po przejściu którego ciężar ciała sam pociągnie dziecko dalej. Ten moment jest kluczowy i decydujący, wyczucie go jest najważniejsze. Widziałem, jak Beni "zaczyna rozumieć, co jest grane", jak łapie ten moment i "orientuje się", co to znaczy ciężar ciała i próbuje z nim walczyć. Widzę to jak na dłoni, choć dzieciak sam nie rozumie i nie wie, co robi.

To jest fascynujące. Gdzieś w człowieku zapisany jest mechanizm popychający go do przodu, nawet wtedy, kiedy nie istnieje jeszcze świadomość. Jest coś takiego, jak nauka bez udziału świadomości, to oczywiste. "Nawet nie wiesz, że to umiesz". Albo jak powiedział Mistrz z Akademii Pana Kleksa: "ja po prostu pootwieram Wam głowy i ponalewam oleju". "Człowiek więcej wie niż rozumie".

Patrzę na pierwsze wysiłki małego i nie mogę powstrzymać się od uogólnień. Wyczucie "punktu przegięcia", "odpowiedniego momentu", "momentu kluczowego" – jest jedną z najważniejszych kwestii w życiu. Wiąże się to ze zrozumieniem sedna problemów, a tym samym – z umiejętnością ich rozwiązywania. Te momenty często są najbardziej stresujące – patrzę na strach w oczach, gdy przewraca się znów na plecy. Ale wkrótce się z tym obędzie, a stres pójdzie w zapomnienie.

Rankiem jeszcze cicho

Rankiem jeszcze cicho. Zza okna odgłos samolotu… Szum ubrania zbieranego z suszarki i składanego. Jeszcze nietrudno rozróżnić skarpetki Sary i Beniamina, w przyszłości pozostanie chyba tylko kolor…

Uśmiecham się

Wrzucam moje zdjęcia na Trekearth i uśmiecham się widząc, że nie ma odzewu. Domyślam się, że forumowicze albo uważają je za nieudane (tzw. gnioty) albo nie bardzo wiedzą co o nich myśleć. Przypominam sobie czasy, kiedy sam nie wiedziałem, co myśleć o moich zdjęciach, zazdrościłem innym "pięknych" zdjęć. Jednak teraz, po sześciomiesięcznym kontakcie z fotografikami, zaczynam sam poznawać wartość moich obrazów, i uniezależniam się od innych w ocenie. Zaczynam też rozumieć, jak przekazać coś więcej niż "dobry kontrast, kolor i ostrość". Ale i tak, oprócz przekazu, pozostaje zabawa formą, w której ukazać się może kunszt, lata doświadczeń, pomysłowość, dowcip, kreatywność twórcy.

Twórczość to piękna podróż wgłąb – siebie, ludzi wokół, świata wokół. To rozpoznawanie, odkrywanie przede wszystkim w sobie stanów, wrażeń, ale i myśli, opinii.

Najbardziej porusza historia ludzka. "Wszystko, co mógłbyś wymyśleć, nigdy nie będzie tak niespodziewane, jak rzeczywistość". W tym kontekście reportaż nie ma konkurencji. Ludzkie zmagania, radości, smutki, oczekiwania, rozczarowania, zwycięstwa. Uczucie przede wszystkim.