Dręczy mnie obawa, że posiadam klucz do jego duszy, i mógłbym bez zbytniego wysiłku, ba – nawet przez nieuwagę – do niej sięgnąć, dotknąć, rozchwiać, zniszczyć… Doprowadzić jego emocje, tak podobne do moich, do szaleńczego rezonansu, bo on jeszcze bezbronny, nie zaprawiony w boju z nimi… Pozostaje nadzieja w dziecięcych mechanizmach obronnych, i w tym, że Opatrzność obroni dziecko przed jego własnym ojcem…
Doświadczenia nie można przekazać wprost
Beniaminie, płaczesz w nocy. Widząc mnie, żachnąłeś się, odwróciłeś. To nie mnie się spodziewałeś. Nie chcesz mnie, wolisz leżeć sam, i bym się do Ciebie nie zbliżał. A ja to rozumiem, Twój zawód, Twoją złość, żal, bunt. Nie złoszczę się na Ciebie. Mogę czekać, w odległym rogu pokoju, wiem, że na mnie patrzysz, i nie chcesz, żebym odchodził. Bo ja Ciebie dobrze rozumiem, dlatego się uśmiecham i zostaję z Tobą.
Meandry życia, ale na tyle subtelne, że nie da się ich wytłumaczyć słowami – komuś, kto ich nie przeszedł. Bolesny paradoks, ludzki los – sam, na własnej skórze przerabiasz materiał poszczególnych klas.
Przyjaciel Michał powiedział – szczęście, że doświadczenia nie można przekazać wprost drugiemu człowiekowi, że on musi sam do niego dochodzić, bo byśmy skrzywili komuś osobowość.
Dociera do mnie, że mój syn będzie szedł ścieżką podobną do mojej. A ja nie będę mógł mu uświadomić, co go czeka za kolejnym zakrętem. Bo moje "przepowiednie", instrukcje, mogą mu jeszcze bardziej utrudnić odnalezienie właściwej drogi.
Przygotowuję się do tego, aby z moim synem być, kiedy będzie przechodził te historie. I nawet mu za dużo nie mówić, zanim zapyta.
To wnioski niesamowite, dziwne, zaskakujące… Ale tak silnie stające mi przed oczyma…
Tacy sami
Patrzę na Beniamina i widzę, jak bardzo jest zależny od mamy. Dzisiaj Ioana pojechała na zakupy, ja zostałem z nim. Bawiliśmy się świetnie do momentu, gdy w aparacie fotograficznym pokazałem mu film z matką. Rozpłakał się, łkanie szarpało nim, a ponieważ Ioany nie było w pobliżu, chciał w kółko oglądać ten film.
W takich momentach wiele staje się dla mnie jasne. Olśnienie, oświecenie… Bo pod względem konstrukcji emocjonalnej i emocjonalnych odruchów jestem taki sam jak on. To jest przerażające z jednej strony – dowodzi, jak niewiele się zmieniamy. Kobiety mogą się tu pośmiać – no tak, mężczyźni to duże dzieci. Tak, pozostają dziećmi, o ile nie stawią czoła swoim emocjom i całej reszcie (również kobietom, tak…). Kobiety się rodzą, mężczyźni dopiero stają się mężczyznami. Możemy tylko się uczyć coś robić z naszymi odczuciami i odruchami, ale one są, pozostają, chyba do śmierci… Istotą męskości jest tak kombinować, żeby patrząc w twarz rzeczywistości, zdziałać to, co najlepsze.
Po drugie – czuję solidarność z moim synem, i chociaż jest jeszcze mały, to już widzę jego przyszłość… Drogę podobną do mojej. Ogarnia mnie przemożna chęć, żeby go "uchronić" tym i owym. Ale wiem, że ta chęć nie ma szans realizacji, a nawet gdybym próbował na siłę, to bardziej bym zaszkodził.
Gdy oświeca mnie świadomość tych mechanizmów, to pojawia się… bojaźń. W znaczeniu – że dotykam szczytu góry lodowej, pewnego innego świata, w którym chodzi nie tylko o przedłużanie gatunku, rozród, materialną egzystencję. Bo gdyby tak było, to wystarczyłby zwykły instynkt, jak u zwierząt. Wystarczyłyby "pigułki" na wszystko – stosujesz schemat nr 32457 i otrzymujesz dorosłego syna. Ale tak nie jest, jakby na przekór nam, ludziom kultury Zachodu, którzy chcieliby mieć algorytm na wszystko. I na wszystko gwarancję (może być np. na trzy lata, później i tak się zmieni na nowy).
Beniamin
Płakałeś tygodniami, w przerwach między snem i karmieniem. Pamiętam ten pierwszy raz, gdy przebudziłeś się, popatrzyłeś na nas, i zamiast wykrzywić usta w podkówkę, rozciągnąłeś je w szerokim uśmiechu. I choć płakałeś jeszcze przez następne dni, to ten uśmiech ci pozostał. I wydaje mi się, że już zostanie. Gdybym mógł mieć takie życzenie, że kiedy będziesz mnie żegnał, a ja już nie będę mógł ciebie zobaczyć to uśmiechnij się tym samym uśmiechem. Dobrze?
Teraz twoja twarz zdradza każdą twoją myśl, każde wrażenie. I muszą być one wesołe, bo śmiejesz bardzo często. Oprócz uśmiechów widać fascynację tym, co widzisz wokół. I zamyślenie. Gdy siedzisz naprzeciwko okna, wpatrzony w niebo, albo patrzysz gdzieś w dal. Gdy słuchasz muzyki – sam w pokoju. Jesteś często zajęty swoimi myślami. Wiesz, czego chcesz, prosisz o to, walczysz. I mówisz – czasem bez przerwy, nie bacząc na słowa, za to – z pełną intonacją, ze zdziwieniem, zapytaniem, ciekawością.
Złościsz się, a jakże. Nieprzeciętnie, z wrzaskiem przeraźliwym, pełnym żalu. Walczysz, szarpiesz się. Lecz umiesz zrozumieć, można cię przekonać. Przytulasz się wtedy, szloch szarpie twoją pierś, ale coraz wolniej.
W twoich ruchach masz to, co bardzo lubię – szybkość połączoną z łagodnością, zgrabnością i elegancją. Mówiąc krótko i banalnie – jesteś piękny.
Tajemnica
Twarze, szczególnych dla mnie, drogich mi osób… Stają przede mną, przenikają się… Jakby one wszystkie były tą samą osobą, tylko widzianą z różnych stron, w różnych momentach… Jakby wszystkie wiedziały o sobie nawzajem, i uzupełniały się. Ta osoba, złożenie wielu, zna mnie na wylot. Albo jakby one opowiadały sobie o mnie, i dlatego wiedziały wszystko – co mówiłem jednej, to ta powtórzyła drugiej. I ta druga już wie, i nie ma sensu tłumaczyć, ani ukrywać…
Jakby istniał tylko świat i ja. Świat miał jedną twarz, ustawioną naprzeciwko mojej, w jego oczy patrzę… Sam na sam. Ten świat to złożenie wszystkich mężczyzn i kobiet, z którymi coś mnie łączy. Cha, nawet kiedy mówię coś do ściany, w pustym pokoju, lecz w emocjach, mocnych, dramatycznych albo pięknych – to oni wszyscy słyszą to, i już wiedzą, i nie są już dla mnie tacy, jak przedtem. Nawet pomagają mi!
Sara do snu poprosiła o muzykę. Przyniosłem komórkę, ona usypiała z muzyką przy uchu. Sara to ja, z dzieciństwa, usypiający z radyjkiem. Dzieli nas przepaść czasu, role się zmieniły, teraz ja jestem tutaj… Dotykam tajemnicy, bo to nie jest wytłumaczalne. Gdybym jeszcze nie miał świadomości, był jak zwierzę… Po prostu przekazywał tylko geny, kontynuował gatunek… Ale do tego nie jest potrzebna świadomość. Świadomość, która teraz pyta – po co istnieje świadomość? Dlaczego? I boli, bo świadomie nie może znaleźć odpowiedzi. Odpowiedź jest gdzieś poza świadomością…? Nie wiem, nic nie wiem. Nie wiem nawet, czy obawiać się, że umrę z tą niewiedzą…
W poświacie…
Płaczesz, w łóżeczku ze szczebelkami, w poświacie nocnej lampki. Przychodzę do Ciebie, otwierasz oczy. Szukasz jej wzrokiem… wiem kogo. Ale i ja wiem dobrze, gdzie Cię boli, gdy wykrzywiasz usta w podkówkę i patrzysz na mnie błagalnym wzrokiem. I choć chciałbym zapłakać razem z Tobą, to uśmiecham się do Ciebie, przez szczebelki. Widzisz mnie w poświacie nocnej lampki. I kładę rękę tam, na Twojej piersi, gdzie Cię właśnie boli, bo ja ten ból znam. Zamiera spazm, oddychasz. I zasypiasz znowu.
Trochę o dzieciach
Ci dwoje to najpiękniejsze cuda, jakie mogły się nam przydarzyć.
Jak to się dzieje, że półtoraroczne dziecko ma w sobie tyle elegancji, godności. Beniamin, nawet kiedy śpi, wygląda poważnie, zdecydowanie. Jakby był świadomy wszystkiego, czego się podejmuje – kiedy je, jeździ samochodzikiem, wchodzi na krzesło… Nawet kiedy śpi – bo właśnie zaglądnąłem do sypialni.
Beniamin, można tak powiedzieć, wyprzedza nasze wychowanie. On sam pierwszy zainteresował się nocnikiem. On ciągle mówi, komentuje to, co robi, jakby myślał na głos. I powoli poszerza swój niewielki na razie słownik wyrazów. Fantastyczne, kiedy z jego bełkotliwego potoku sylab można czasem wyodrębnić konkretne słowo. Powtarzamy je wtedy razem – raz on, raz my – aż do znudzenia. Jego język, podobnie jak świadomość, to jakby wyłanianie się konkretnych kształtów z falującego oceanu, przybierającego raz taką raz inną formę. (Przypominam mi się "Solaris" Lema.)
Sara ma świat już zarysowane ogólne kierunki swojego świata, teraz go poszerza. Sara potrzebuje więcej "materiału", w tym momencie dostarcza go przedszkole. Ale mam wrażenie, że to za mało. W potoku codziennych spraw i zabaw przydało by się szersze urozmaicenie…
Kurki 30 lat temu
Beniamin. Choć ma prawie półtora roku, pierś jest ciągle jego ulubionym źródłem pokarmu. Zaczęliśmy w końcu odzwyczajać go od usypiania przy mlekopoju. Pierwszy wieczór był straszny, gdyż chłopak walczył do upadłego. Serce nam się kroiło. Lecz pogodził się dość szybko, szybciej, niż Sara w jego wieku.
Dziś, jeszcze przed chwilą, gdy wychodziłem z sypialni, Beniamin nudził się w łóżeczku, przeplatając nogi i ręce między szczebelkami, kręcąc się wokół, przewracając z pleców na brzuch i na wszystkie boki. W końcu rozłożył się jakby na plaży, z ręką pod głową, i wpatrzony w sufit zaczął nucić coś, w czym rozpoznałem melodię naszej domowej-dziecięcej piosenki "Gwiazdko gwiazdko jasno świeć" (melodia "Kurek trzech" Mozarta), dorabiając oczywiście własne sylaby (bo słowami trudno to nazwać).
Trudno mi uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Te dzieci to jakaś bajka, jakby nie rzeczywistość. A ja – jakbym wracał trzydzieści pięć lat wstecz.
Beniamin
Skoro wylał sok, bo obrócił kubek-niekapek do góry dnem, to niech ściera sam. Eksperymentować mu się zachciało, nie pierwszy raz. Lubi patrzeć, jak woda wypływa – z kranu, kubka, butelki… Wie, gdzie jest ścierka – w łazience. W łazience jest ciemno? Poradzi sobie. Z łazienki dociera jęk i pisk. Ścierka zaklinowała się. No dobrze, pomogę mu, ale tylko wyciągnąć.
Jak byliśmy na spacerze, to miał fory. Chodziliśmy gdzie tylko chciał. To on prowadził. Na piechotę, na rowerze, na zjeżdżalni, na schodach. Kiedyś kończy się sielanka. Można dziesięć razy tłumaczyć, by nie wylewał soku na podłogę. Może jak będzie musiał pościerać, to usłucha… Nic z tego. Ścieranie – to dla niego nowa atrakcja. Czy będzie wylewał częściej?
Beniamin do przodu
Beniaminowi udało się już zrobić właściwy użytek z nocnika. Niesamowite bo nikt go do tego specjalnie nie namawiał. Tyle, że czasem nietrudno zgadnąć, że syn gotuje się do zrobienia kupki. Zapytaliśmy go przy takiej okazji, czy chce na nocnik, i odpowiedział, że tak. Oczywiście trzeba mu pomóc, nie rozbierze się sam. No i usiadł i zrobił. Następny krok – gdy sam zaczął domagać się nocnika. Nie jest w stanie tego powiedzieć, ale daje znaki i mówi w tonie "domagającym się".
Rozmawiamy z Beniaminem, choć nie rozumiemy żadnego z jego słów. Ale jest w tej rozmowie intonacja, są pytania i odpowiedzi. Bez skrępowania płyną sylaby, całe zdania, nawet złożone. To fantastyczne, a z drugiej strony – jaka bariera nas dzieli, jednych od drugich. Język to trudne narzędzie komunikacji, to jak przeciskanie zwiniętych, zapisanych karteluszków z pokoju do pokoju przez dziurkę od klucza…
Fascynujące jest obserwować, jak mały człowiek poznaje. Wygląda w tym jakby naprawdę pracował. Męczy się, więc potrzebuje spać, ale po półtorej godziny wstaje i znów na nowo, niestrudzenie. Nie znosi się nudzić. Że też mu się tak chce. Mógłby przecież poleżeć na kanapie pół dnia, przecież go nakarmią, przebiorą, opiorą. I później – leżeć znowu.