Eliminować!

Strach ściska gardło. Patrzę na dwa biurka i cztery monitory. Z tyłu, przy stoliku, w siatce i na podłodze, trzy litry soku pomidorowego, dziewięć litrów wody, puszka ananasów, obiad do odgrzewania, ciastka, bułki i co tam jeszcze. Ten pokój ma się stać na najbliższe dni moją celą, samotnią, ziemią i niebem, powietrzem i limitem, obronnym zamkiem, grobem i powstaniem od martwych (oby).

Od czego zacząć, gdzie szukać początku nici, który chowa się gdzieś na magnetycznych taśmach zapisu z kamery. I potem iść jej tropem, mając w pamięci finał, który… powstał najpierwej, tu, w wyobraźni.

Na szczęście nie nagrałem tego wiele, nie będzie żal tego, czego już nie ma. Sztuka eliminacji – ktoś kiedyś powiedział – oto reżyseria!

To kolejne rozstania i powroty. Utrzymanie dystansu i zjednoczenie się z tworzywem. Ja, ale i nie ja, ja i ja obcy przede wszystkim sobie. Pan i sługa, sędzia i sądzony, budowniczy i rozwalający.

Od debila po idiotę, po drodze – kretyn

Skończył się spektakl, więc mogę pisać dalej.

Tak więc mając w pamięci zachowanie autora (z poprzedniego wpisu) obiecałem sobie, że nie popełnię jego błędu. Spróbuję nie pretendować do roli pieniacza.

Tak jak wczoraj, kiedy na stacji benzynowej (BP, to nie byle co) naiwnie byłem posłuszny strzałkom mówiącym – tu jest kolejka do kasy. Okazało się potem, że tych strzałek się nie przestrzega, i to jest reguła i zasada, która tu obowiązuje! Lecz ja, brnąc dalej w naiwność, przechodząc kolejne własne granice: głupoty, debilizmu i pieniactwa, oczywiście, zapytałem po co są te znaki, i czy są jakieś zasady kolejności, wedle których obsługuje się klientów. "Zasady ustala kierownik, którego można spotkać między 9:00 a 21:00". Cóż, była właśnie 22:30. Lecz ja, posuwając się dalej do kretynizmu, przypomniałem, że już dwukrotnie szukałem kierownika w tych godzinach, bezskutecznie. Na te słowa odwrócił się wyrostek przy kasie i zapytał "masz problem?" I tu okazałem się kompletnym idiotą, mówiąc mu "i pan właśnie wszedł bez kolejki". Tak, teraz należało tylko oczekiwać, że kiedy wyjdę za drzwi pogrążając się w chłodnej ciemności, dostanę w zęby.

Na tle tej atmosfery pojawia się postać Larsa Øyno, autora sztuk teatralnych i reżysera. Pierwotnie poznałem go tylko z nazwiska, gdy tworząc stronę internetową festiwalu miałem problem z uzyskaniem na ekranie litery Ø. W kontakcie bezpośrednim objawił się człowiek o arystokratycznej powierzchowności, czyniący wszystko z opanowanym spokojem, pod którym jednakowoż bardziej można się było domyślić niż wyczuć, wibrujące emocje. To właśnie on potraktował sztukę autora (o którym wspomniałem w poprzednim wpisie) z własnym rozmachem, bezwzględnością, pasją, bezkompromisowo. Połączenie zewnętrznego chłodu, spowolnienia, dystansu, z wewnętrznym wulkanem, a to wszystko szczerze i uczciwie, bez zmyły, mydlenia oczu i pokazywania siebie innym, niż się jest…

Jego postać staje mi przed oczami po chwilach moich słabości (czytaj: pieniactwa i robienia z siebie idioty). Szkoda, że nie wcześniej. Ale pracujemy nad tym…! 🙂

Określenia medyczne:

debilizm – najlżejszy stopień upośledzenia umysłowego objawiający się trudnościami w logicznym rozumowaniu, pozwalający jednak na uzyskanie wykształcenia podstawowego, wyuczenie się zawodu i prowadzenie samodzielnego życia

kretynizm, matołectwo – głęboki niedorozwój fizyczny i psychiczny spowodowany silną niedoczynnością tarczycy; łączy się z zahamowaniem wzrostu i zatrzymaniem rozwoju umysłowego na poziomie dziecka, czasem z osłabieniem słuchu i wzroku (nawet głuchotą i ślepotą)

idiota, med. – człowiek głęboko upośledzony umysłowo, który w swym rozwoju nie osiągnął zdolności mówienia

Idzie dalej…

Po kilku emocjonujących dniach. Po festiwalu Eurodramafest w mojej "firmie". Dwie nieznane grupy teatralne, wśród których kręciłem się z kamerą i aparatem od rana do wieczora. To zawsze jest fascynujące – o ile chce się do nich zbliżyć, odczuć. Ale te zbliżenia wyczerpują jakiś wewnętrzny akumulator. Sądzę, że to jest właśnie tego efekt – próbuję odespać już drugi dzień, bezskutecznie.

Po fascynacji, nawet euforii, przychodzi dołek. Wszelkie negatywy, problemy, wyostrzają się. Dziś zobaczyłem, jak pewien grafik potraktował moje zdjęcia w wydawnictwie i… szkoda. Bo widzę, że nie rozumiał zdjęć, które zamieszczał. Nie rozumiał sprawy ewidentnej…

Ale muszę się uspokoić, mając w pamięci sobotnie zachowanie autora sztuki, który zobaczywszy, jak jego dzieło potraktował reżyser, wyszedł nie doczekawszy nawet połowy przedstawienia. I nie pojawiając się na spotkaniu z widzami, na którym miał być obecny. Za to następnego dnia zamieścił w Internecie oświadczenie, że interpretacja sztuki to podszywanie się pod jego nazwisko i godziła w dobro widzów. Cóż, powołał się na widzów nie chcąc z nimi się spotkać i nie pytając ich o zdanie…

W kółko

Kierowca chciał wstąpić na chwilę do baru, do restauracji, był głodny, zmęczony może… Robił co mógł, z całym swoim doświadczeniem… Kręcił kierownicą, naciskał pedały…

Wszystko na nic. To, co próbujemy robić, jest tylko nędznym grzebaniem się w silosie, kręceniem w kółko.

Bzdura

Uwaga, będzie nudne dla tych, co nie kumają sieci komputerowych 🙂

W pracy od kilku miesięcy miałem ten problem, że bezprzewodowa sieć, której Punkt Dostępu (malutkie urządzenie) mam na sąsiednim biurku, działała tak wolno, że praktycznie nie działała. Dlaczego? Nie wiedziałem! Przecież sygnał sieci miałem w komputerze maksymalny…! A Internet praktycznie nie działał!

Kiedyś, kiedy administrowałem siecią, to zmagałem się z takimi problemami na co dzień. Byłem Sherlockiem Holmesem od komputerów. Tropiłem błędy polegające na jednym przecinku, po przestawieniu którego wszystko wracało do normy. I cieszyłem się z tego, jak dziecko. Choć nikt tego nie był w stanie zrozumieć.

A dziś mam już tego dość. I teraz jest to dla mnie wyzwanie, ale gdybym miał się zajmować takimi "bzdurami", to koniec pracy z animacjami, zdjęciami, montażem wideo itd. Co więcej – animację czy film może docenić każdy, a takie grzebanie w wirtualnych czeluściach pozostaje bzdurą dla wszystkich. "Działa? OK". I to jest cała "radość", na jaką można liczyć.

No lecz ostatnio wziąłem się za ten problem. Po pierwsze – ze starych notatek trzeba było wysupłać sposób dostania się do tego Access Pointa. Bo on ma swój sieciowy adres (jaki?), login i hasło (jakie?). To wszystko trzeba było wyczytać z notatek, które oczywiście kiedyś zrobiłem, jak konfigurowałem to urządzenie. A notatki są, muszą być, bo inaczej to klapa. Notatki są w odpowiednim miejscu, zabezpieczone, że nie każdy może tam zaglądnąć. To się nazywa – poufne dane :-))))

Ciekawostka, że do tego AP można logować się przez adres IP, który należy do zupełnie innej sieci niż ta, w której aktualnie pracuje. To tak, jakby mógł pracować naraz w dwóch różnych sieciach, jakby miał schizofrenię, innymi słowy! No dobrze, udało się "do niego dostać" i wreszcie na ekranie pojawił się panel sterowania urządzeniem. Swoją drogą – to niesamowite, że taki Punkt Dostępu WIFI (Access Point) ma swoją stronę www, na której można dokonywać wszelkich ustawień. Bajecznie proste, a kilka lat temu – koszmarnie trudne grzebanie się w cyferkach.

No i tam zmieniłem tylko jedno ustawienie: channel WIFI, było: 11, zmieniłem na: auto. I teraz działa fantastycznie… Jak na to wpadłem? W ogóle nie wpadłem. Gapiłem się w ekran pełen ustawień i tak mi przyszło do głowy, żeby to zmienić. Doświadczenie? Intuicja? Wyczucie, że akurat to może mieć znaczenie, wśród co najmniej kilkunastu innych ustawień…

No i rozumiecie coś z tego? Ja rozumiem, ale jakoś wcale mnie to nie cieszy. Takich problemów są w komputerach tysiące. Mnie by cieszyło, gdyby rozumieć jakąś sporą część, najlepiej całość. Rozumieć ideę, mechanizmy, warstwy… Ale we współczesnych komputerach można rozumieć jedynie drobny wycinek. Reszta jest jak ocean, i jeśli tylko faluje tak, że możemy na tym skorzystać, to lepiej tam nie zaglądać…

Dzwonią do mnie ludzie…

Szok. Dzwonią do mnie ludzie, przychodzą, z różnymi pytaniami, najróżniejszymi. Zawodowymi, osobistymi i tak dalej. Mówią – jest tak i tak, pytają – no i co ja mam zrobić? Przez długi czas próbowałem coś odpowiadać, dziwnie się czułem, bo spora ich część jakby mnie nie słuchała, albo moje odpowiedzi wzmagały ich zniecierpliwienie. Aż okazało się, że właśnie o to im chodzi. Mam przytaknąć, zrozumieć, współczuć, i mam się nie przejmować, że nie dopuszczają mnie do głosu, bo i tak, jak powiem dwa słowa, to już im wystarczy. Porwą je ze sobą i wycisną z nich co tylko można, do cna, jednocześnie nie przyznając się, być może nawet przed sobą, że coś im te słowa dały…

Podniebne szlaki

Ziemskim szlakiem wędruję, Panie,
nade mną rozpostarłeś nieba strop.


Zawsze wycinek – z tego co było, i tego co będzie. Uczciwie przyznać trzeba, że niewiele wiemy. Ci, którzy uważają, że wiedzą sporo, tak naprawdę wiedzą jeszcze mniej od tych, co wiedzą, że niewiele wiedzą. W zasadzie wiemy tylko tyle: jest mi źle. Albo: jest mi dobrze. Tylko od konstrukcji psychicznej zależy, czy więcej jest pierwszych stwierdzeń czy drugich. Świat zewnętrzny ma niewielki na to wpływ, choć powszechnie uważa się, że jest inaczej.

Być zadowolonym

Są takie obszary ludzi, w których do dobrego zwyczaju należy (przepraszam, ale to jest cytat), "napieprzanie" na wszystkich dookoła, i skrupulatne opisywanie, jak to wszystko jest "do dupy". I jeszcze w dodatku – "ch..". Obowiązują kwaśne, zbolałe miny, a wesołość należy czerpać z powodujących wymioty anegdot.

Jeśli nie nap…….. razem z nami, nie jesteś jednym z nas. Wspólną elementem nas łączącym jest nap………. Nasza wspólna krzywda i niesprawiedliwość. Jeśli nie czujesz się skrzywdzony, to albo jesteś naiwnym durniem, albo trzymasz z tymi, którzy nas krzywdzą. "Nie lubię, jak się ludzie cieszą" (cytat z kabaretu POTEM), bo jak można się cieszyć, jak jest tak podle?

Majstersztykiem jest nap………. z panem X na pana Y, a potem z panem Y na pana X. Ktoś, kto posiądzie tę umiejętność, staje się przyjacielem i powiernikiem wszystkich. Każdej krzywdzie przytaknie, z każdą skargą się zgodzi. Każdego zranionego zrozumie.

A skoro już ktoś ma dobry nastrój, to można mu dorzucić żwiru na plecy. Niech pomoże zgnębionym, niech się solidaryzuje. Egoista jeden, samolub, niech zobaczy, jakie jest życie.

"Ja tak lubię z tobą pracować!" I tak w ogóle "lubię cię bardzo". Ponieważ więc cię lubię, zrób to dla mnie, i jeszcze tamto, i gdybyś miał wolną chwilę, to jeszcze. Nie zdążyłeś? Ale powiedziałeś, że zrobisz. To na kiedy? Nie wiesz teraz? A kiedy będziesz wiedział? Acha, to nawet nie wiesz, kiedy będziesz wiedział. A przecież ja cię tak lubię.

Od części z tych rzeczy udało mi się uwolnić. Tym gorzej, kiedy wracają, jak alergen. Koniecznie trzeba być zadowolonym. Źródło zadowolenia odnaleźć niezależne od humorów i uznania innych ludzi, od pieniędzy, od sytuacji. To jest cała wiedza, sztuka wręcz…

Z prywatnej korespondencji

Zachwyt, zdziwienie, fascynacja – myślałem, że jestem w tym niezły. Ale ktoś napisał coś takiego:

…mnie najpierw zachwyca to, że coś potrafi mnie zachwycić. To jakby zdziwienie tym najpierw, a potem ten zachwyt…

To jest zachwyt "do kwadratu"………

Nie myśleć!

Kluczową sprawą jest nie myśleć przy czynnościach, przy których myślenie nie jest wymagane. A to po to, aby zachować siły myślenia na moment, kiedy będą potrzebne.

Na przykład – przegrywanie materiałów wideo z kamery na DVD. To jest małpia robota. Próbuję ruchem od niechcenia zmieniać kasetki i nie poświęcać temu zadaniu ani odrobiny myślenia, a już na pewno – emocji.

Przez ponad pół godziny szukałem błędu w kodzie php strony www naszej f…irmy. Myślę z pasją – co ja jestem, Scherlock Holmes? Dawno już przestało mnie to bawić. A to dlatego, że tej roboty nigdy koniec, a i mało kto ją potrafi zauważyć. W sumie – błędu nie było, tylko jedna funkcja działała trochę inaczej, niż myślałem.