Nasz Sylwester…

… u nas nieobecny. Dzień jak co dzień, a raczej jak w sobotę. Dziś spaliśmy dłużej. Powoli ze śniadaniem. Potem zdecydowaliśmy ostatecznie wyprowadzić z domu nasz komputer stacjonarny – zajmował już niepotrzebnie miejsce. Kopiowanie danych, porządkowanie dysku – sześć godzin: oddajemy go kuzynce-sąsiadce. O siedemnastej – Sara 37,8 stopni, więc jeszcze do lekarza. A tam – same dzieci, oraz jedna kobieta – po receptę na niezbędne leki. Kobieta około czterdzieści pięć lat, o delikatnych gestach, ruchach dłoni, skądś znanych. Zaniepokojona. Rozmowna. O sobie. Samotna?

Wczoraj na wyprzedaży kupiłem sztruksową czapkę z daszkiem. Te bez naszywek zawsze są droższe. Zmylił mnie szef, myślałem, że litery nie przeszyte na wylot. A jednak. Okazało się, gdy zacząłem odpruwać. Od wczoraj – ulubione zajęcie – to prucie. Pruję, pruję, i o niczym nie myślę – co za ulga. Od nożyczek palec do dziś zdrętwiały, a ja marzę o chwili spokoju, żeby popruć znowu. Błoga bezmyślność dzięki tej głupiej czapce za 12 zł 50 gr.

Nie będzie żadnej imprezy, nigdzie nie idziemy. Tylko rodzinna kolacja. To tak niezwykłe – mieć zwykły dzień – że właśnie to jest nasz Sylwester.

Straty

Źle się czuję wśród ludzi, unikam. Są takie dni, kiedy nie mam do nich cierpliwości. Jeszcze mogę wytrzymać, kiedy ktoś jest otwarty i szczery. Ale kiedy zaczynają kombinować, tuszować, kręcić, zmyślać, schlebiać… To po prostu tragedia. Człowieku, przychodzisz do mnie – mów tak, jak jest. Wtedy zawsze się dogadamy. Ale jak zaczynasz ściemniać, to nie licz na litość. Ściema zawsze wyjdzie na jaw, przecież sam na tym stracisz. Na ściemie nie pojedziesz daleko, jak możesz nie widzieć jej głupoty?

Co ciekawe, najłatwiej jest współpracować z prostymi, prostolinijnymi ludźmi. Najtrudniej – z zakompleksionymi, którzy na każdym kroku czują obowiązek ratowania swojej reputacji. Muszą ukryć, że czegoś nie zrozumieli, albo że się pomylili. A to wszystko i tak widać, jak na dłoni. Często są też zalęknieni i upatrują wokół wrogów, którzy nieustannie działają im na szkodę.

Źle się też współpracuje z tymi, którzy uważają, że muszą grać i uwodzić, żeby realizować swoje cele. Ukrywają swoje wnętrze, grają raz jedną raz drugą rolę, a w końcu te role im się mieszają i wychodzi jakiś klops. Nie należy próbować ich zrozumieć! To grozi paranoją.

Gdybym to ja był idealny, potrafił cierpliwie i do końca wysłuchać, zrozumieć, później spokojnie wytłumaczyć, dobrze dobierając słowa do poziomu intelektualnego oraz stanu emocjonalnego rozmówcy, gdybym mógł nie oczekiwać, że mnie od razu zrozumie…

Tragedią jest dla mnie brak wzajemnego zrozumienia. W postrzeganiu innych posługujemy się szablonami, to nieuniknione. Ale czasem trzeba poszukać prawdy o drugim człowieku. Na to trzeba jednak czasu. A czas to pieniądz. A prawda o drugim człowieku pieniędzy nie przynosi, więc jej poszukiwanie wydaje się stratą czasu.

zdjęcie tylko

Głowa i urywki myśli, ich początki, gubiące się w plątaninie innych, zanim dokończone. To o nie moja przyjaciółka-psycholog zapytała – czy masz gonitwę myśli? Tak, teraz wiem…

Dlatego zamieszczam zdjęcie, i tyle, na razie…

Mrożek pomaga…

…mi usnąć, już od 2-3 tygodni. Powoli sączę jego zbiór opowiadań. Ja, człowiek o wykształceniu technicznym, fascynuję się dopiero teraz różnymi rodzajami widzenia i wyobraźni artystów. Niesamowite jest porównywanie osobowości artystów poprzez to, co wydali z siebie. Na przykład znane ze szkoły "Wesele w Atomicach", pod względem języka oraz zawartości "naukowo-technicznej" odstaje znacznie od tego, co pisał Stanisław Lem. Styl Mrożka wydaje mi się generalnie mniej dbały o rytm, płynność (czy potoczystość), albo melodyjność. Lem jest dla mnie również dużo większym, wrażliwszym romantykiem.

Eeeech, ale co ja mogę powiedzieć o literaturze…

Pożeracz przestrzeni

Ja nim jestem. W poniedziałek na wyjeździe – w innym teatrze, wraz całą naszą teatralną ekipą. Inny teatr, na szczęście nie nowy, z zakamarkami, nieregularnymi korytarzami… Zaklęta atmosfera, a w niej ludzie – istota teatru.

Kiedyś nie czułem atmosfery miejsc. Dziś ona mnie napędza. Tak jak ta. Drewniane, z rozdeptanymi słojami, wklęśnięte od chodzenia progi, rozdzielające beton korytarza od linoleum garderób. Przy pokojach gościnnych – obrotowe liczniki prądu wraz z wkręcanymi okrągłymi, jednorazowymi bezpiecznikami. Ślady ludzi – tu byli, tędy przechodzili.

A ludzie tam na ulicach, w sklepach – życzliwsi. A to ludzie tworzą świat.

Niedziela rano

Temperatura na zewnątrz spadła poniżej zera. Rano nieśpieszno opuszczać ciepłą pościel. Zanim się przebrnie przez proces "uzdatniania do życia", oznaczający wc, glukometr, łazienkę, ubieranie z ew. prasowaniem, i wreszcie wrzuci coś na talerz ze stojącym obok kubkiem parującej cieczy, kończyny zaczną wołać z zimna. Herbata zalana piętnaście minut temu jest już chłodna.

Na zewnątrz śnieg. Akustycznie działa jak materiał wygłuszający, samochody i inne dźwięki brzmią ciszej, jest spokojniej. Zmienia się ta niewidzialna część aury, niewidzialna, ale jakie wywołująca wrażenie! Buszuje wiatr. Zawiewa. Przez dźwiękoszczelne okna przedostaje się tylko namiastka porywającego dźwięku…

Sukcesy

Zastanawiam się, jak o tym napisać, ale brak pomysłu, więc najprościej. Pomagałem pewnemu artyście scenicznemu w stworzeniu portfolio. Grę toczył on o niezłą stawką, termin był krótki jak zwykle zresztą, a praca zajęła nam trzy razy więcej czasu niż myślałem. Mimochodem wspomnę, że gorąco nalegał, by zapłacić za nasz wspólny obiad, a do proponowanego przeze mnie honorarium za pracę dorzucił 25 procent. Niemożliwe…? Ale zmierzam do czegoś innego. Gdy spotkaliśmy się dwa dni później, gdzieś na boku wyciągnął do mnie rękę i powiedział z błyskiem w oczach: "Gratuluję!" Cha! Więc sukces! Złapałem czym prędzej tę rękę!

Artyści sceniczni… Doprawdy, ilu wam pomagałem, ale palców jednej ręki na wspomnienie wystarczy…

——

Leży przede mną album "Ludzie w VOGUE stulecie portretów". VOGUE to magazyn, którego pod względem nie tylko zdjęć nie trzeba przedstawiać fotografom. Robić portrety i nie znać m.in. tego pola to nie dająca się wybaczyć ignorancja. Mogłem nawet przystać na cenę na okładce – 119 zł, lecz po podejściu do kasy okazało się, że jest to ostatni egzemplarz. Tak więc oprócz historii portretów VOGUE miałem nabyć historię kartkowania, przeglądania, wyciągania i stawiania na półce owego albumu dokonaną przez nie dającą się określić w wielkości rzeszę szperaczy Empiku. Kasjer sam zaproponował mi obniżenie ceny, a po konsultacjach z kierownictwem przedstawił mi zawrotną propozycję… 49 złotych!!

———

Sukcesem jest wywinięcie się po raz trzeci tej jesieni z ostrego przeziębienia. Oscillococinum plus inne tajemne sposoby oraz ćwieczenia z medytacji, kontroli umysłu i ciała – dały w sumie przetrwaniowy efekt. Teraz najbardziej dokucza mi kręgosłup…

———-

Czuję, że Sara weszła na kolejny poziom komunikacji. Rozmawiamy już w inny sposób niż przed miesiącem. Zmiany nie zachodzą tak szybko, jak kiedy była młodsza, ale dalej przynoszą dreszcz radości. Zaś u Beniamina najbardziej doskwiera nam jego… nuda. Jest wtedy trudny do zniesienia. Ioanie brakuje pomysłów, mnie nie ma w domu. Trudny okres, gdy dziecko już wyciąga ręce do otoczenia, ale jeszcze nie jest w stanie się samo przemieszczać.

———–

Może już wystarczy tych sukcesów. Sukcesem są dla mnie ludzie, z którymi się rozumiem, z którymi mogę wymienić porozumiewawcze spojrzenie, które często wystarczy. Sukces to móc pozwolić sobe na komfort spojrzenia z boku na siebie i na to, w czym tkwię. "To nie ja, to ktoś inny, to mnie nie dotyczy, nie muszę niczego ratować, z czymś walczyć, czegoś udowadniać – choć przez chwilę, choć na teraz." Sukces to dzisiejsze spojrzenie na słoneczne Planty…

Banicja cd.

Przeziębienia dalszy ciąg. To, co może mi pomóc najbardziej, to sen i bezczynność – rzeczy, do których trudno jest mi się zmusić. Idealnie byłoby leżeć i patrzeć za okno na falujące na lekkim wietrze jesienne liście. Czuję, że nawet oglądanie telewizji jest wysiłkiem.

Jeszcze kilka lat temu nie dostrzegałem jak wyczerpuje mnie skupienie myśli oraz wiązanie emocji z pracą. Teraz czuję że moje siły są ograniczone i że wyczerpują mnie różne zadania, do których zwykle nie mogę nie podchodzić kreatywnie i dogłębnie.

Nieważne

Zmęczony, pełen wrażeń, z których na pierwszy plan wysuwają się te nieprzyjemne. Niestety. Choć już zamknięte formalnie, powinny być zamknięte i we mnie. Nieważne. Nieważne. Już nieważne.

Jak iść spać…

To był dzień pełen wrażeń. I raczej zwycięstw, ale na pewno – ciekawych ludzi i chwil. A pomimo tego czuję niespełnienie, i trudno jest mi pójść spać. Czasem myślę, że mógłby mi dać ktoś w głowę tępym narzędziem, bym padł i obudził się rano, rześki… Gdybym pracował fizycznie, to po prostu padłbym sam z siebie. A tak – ciało jeszcze nie zmęczone, a mózg się wyrywa…

Acha, dokończyłem serię zdjęć z Ukrainy, można zobaczyć ją tutaj. Próbowałem być konsekwentny w obróbce oraz spojrzeniu. To jest mój zupełnie "free style" – zdjęcia nie robione na żadne zamówienie, w stylu takim, w jakim akurat czułem, bez wysilania się, dywagowania. Zrobione sercem i spontanem, odzwierciedlenie moich wrażeń. Obróbka specjalnie przekontrastowana, po prostu taka…