Nie udało się

Kiedy doszedłem do siebie, zobaczyłem pochylone nad sobą twarze Ioany i taty. Padło zdanie, które bardzo mnie zadziwia w takich sytuacjach – straciłeś przytomność.

To strasznie głupie uczucie, kiedy trzeba sięgnąć do terminarza, żeby przypomnieć sobie jaki jest dziś dzień tygodnia i co robiłem w ciągu dnia.

Kłuć się, kłuć!

Mam nowy nakłuwacz! Tydzień tamu mój stary pękł wpół, zgnieciony gdzieś w głębiach torby, do której go wkładam codziennie. Po tygodniu kłucia się "ręcznie" wracam wreszcie do kłucia cywilizowanego. Takie proste – tak cieszy! Co za ulga!

No insulin – no meal

Nie mogłem przed chwilą znaleźć glukometru. Szukając w różnych pomieszczeniach w pracy zastanawiałem się, czy to możliwe, że zostawiłem w domu. Okazało się, że niestety, cała torebka z insuliną, glukometrem i zestawem ratunkowym leży sobie u nas w przedpokoju…

Trumf Trumf Misia Bela
Misia Kasia Konfacela
Misia A Misia B Misia
Kasia Konface

Mam szczęście – ktoś może podejść na przystanek i
wysłać mi ją autobusem, przez te czterdzieści kilometrów dzielących
mnie od domu. Będzie więc obiad! I kolacja!

Nie udało się tym razem

To co nie "udało mi się" w czwartek, udało mi się dzisiejszej nocy. Odjechałem, niestety, nad ranem, wśród śpiewów ptaków, witających radośnie dzień. Odzyskiwanie przytomności i pamięci to straszne, dołujące doświadczenie. Wystarczy powiedzieć, że byłem ogromnie zdziwiony, dlaczego moja żona jest w ciąży…

Teraz w końcu muszę już iść do pracy… Byle przetrwać.

Nie pisz o nieszczęściach

Kilka godzin po moim poprzednim wpisie, w nocy, zdarzyło się coś, co natychmiast przypomniało mi moje słowa. Gdzieś wewnątrz mnie rozbrzmiewa przestroga rodziców, że nie przewiduje się złych wydarzeń. Nie wierzę w moc sprawczą słów samych w sobie, natomiast z pewnością ona istnieje w powiązaniu z naszą psychiką, otoczeniem oraz… Bogiem.

Po siedmiu latach życia z drugą żoną, cukrzycą, kiedy budzisz się w środku nocy z poczuciem "tego czegoś", to od razu wiesz. Najtrudniejszy jest moment, w którym zaczniesz jeść coś słodkiego, bo w pierwszym momencie jest jeszcze gorzej. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest czysta glukoza. Zawsze mam wyrzuty sumienia, że, po pierwsze, moja dziewczyna dokładnie wyczuwa we śnie, że ze mną coś jest nie tak i budzi się natychmiast, po drugie – przeważnie zrywa się z łóżka i biegnie do kuchni, żeby mi pomóc, po trzecie – jest to dla niej stres, który trudno opisać.

Kiedy się budzę podczas nocnej hipoglikemii, to jest coś, co nie występuje przy niedocukrzeniu podczas dnia. Może jakiś lekarz mógłby to wyjaśnić. Kiedy budzę się w nocy i jest naprawdę źle, to muszę utrzymywać oczy szeroko otwarte. Jeśli je zamknę na ułamek sekundy, wstrząsają mną drgawki, jakby ktoś podłączył mnie do prądu. Nie mam pojęcia, dlaczego to zależy od otwarcia oczu – wszystko jedno czy w ciemności czy przy zapalonym świetle. Czasem zmuszenie się do otwarcia szeroko oczu jest dla mnie mordęgą. Ale muszę, bo tylko cienka granica dzieli mnie od odpływu. Jeśli skończy się odjazdem i blokadą mięśni, to zapewne w nadchodzącym dniu nie będę zdolny do niczego.

Tym razem się udało. Jeszcze raz 😉

Zdążyłem

W mojej pracy realizuję dźwiękowo przedstawienia teatralne. Dzisiaj, pół godziny przed spektaklem, wyszedłem do sklepu oddalonego o może 30 metrów od teatru. Będąc w środku poczułem, że coś jest nie tak. Wyciągnąłem cukierka, których kilka zawsze noszę przy sobie. Po nim – następnego, i następnego. Niestety, czułem się coraz gorzej. W końcu przysiadłem gdzieś w sklepie mając świadomość, że w tym stanie nie przejdę tych 30 metrów z powrotem. A czas mijał – z pół godziny pozostało piętnaście minut do przedstawienia.

Ponieważ przysiadłem przy lodówkach, musiałem się przesunąć, kiedy jakaś dziewczyna (w zasadzie – kobieta, ciągle nazywam dziewczynami kobiety które są moimi równieśniczkami) chciała kupić jogurt. Wrzucałem w siebie po kolei "krówki" i czekałem na efekt.

Atmosfera w sklepie była wesoła, zresztą ja też. Byłem dobrej myśli, w końcu 10 minut powinno mi wystarczyć. Sprzedawczynie proponowały mi pomoc, ale podziękowałem. Dziewczyna (kobieta), bardzo sympatyczna, wychodząc, z uśmiechem spytała:
– Hipoglikemia?
– Tak – odpowiedziałem.
– Ja też to mam – uśmiechnęła się już w drzwiach. Pomyślałem – jakże miło spotkać kogoś, z kim ma się wspólną chorobę. Zawołałem za nią:
– To poproszę o wizytówkę – będąc jednocześnie zły, że nie mam własnej przy sobie.
– Ale ja nie leczę – odkrzyknęła.
Wiem, że nie leczy, bo tego nie da się wyleczyć. Dobry dowcip, prawda?

Pozostało 5 minut do spektaklu i wiedziałem, że zaraz zaczną mnie szukać. Wyszedłem więc ze sklepu, ale w połowie drogi znów pociemniało mi w oczach. Nigdy nie zobaczysz momentu, w którym stracisz przytomność. Pomyślałem, że może już zaraz, teraz. A wtedy – będzie afera, spektakl się opóźni albo będą musieli odwołać. Może zabiorą mi prawo do realizacji przedstawień… Koszmar!

Obok stał mój samochód, chciałem wejść do niego i poczekać, ale… zaryzykowałem. Dowlokłem się do holu kasowego, było tam cieplej. Ludzie wchodzący na spektakl nie zwracali uwagi na mnie, siedzącego na posadzce. Za chwilę – przecisnąłem się do holu i siadłem na podłodze przy bufecie, tutaj też nie ma krzeseł. Kasia, zobaczywszy mnie, załamała ręce.
– Jeszcze chwila, i będzie lepiej – powiedziałem. Podała mi Colę, jeden z najlepszych środków na hipoglikemię.
Kiedy dotarłem do realizatorki, wołano mnie przez interkom. Zdążyłem.

Zmagania z cukrzycą

Dzisiejszy dzień to zmaganie się z hipoglikemią, co w skrócie oznacza – nadchodzące fale osłabienia, podczas których odpływam od rzeczywistości. Jest to deprymujące, rozbijające, kiedy trzeba się nad czymś skoncentrować, gdzieś iść, a ja akurat przestaję widzieć, ciemnieje mi w oczach. Nadchodzi uczucie strachu – to adrenalina, mająca u zdrowego człowieka pobudzić wewnętrzne wydzielanie cukru. Ale u cukrzyka to raczej daremne, bo sam musi sobie go dostarczyć.

To coś, czego inni ludzie nie znają – mieć towarzysza życia, na którego trzeba ciągle uważać, który żyje gdzieś pod skórą. Nie ma od niego ucieczki, jest bezlitosny i konsekwentny w punktowaniu błędów, a czasem – jest zupełnie nieprzewidywalny. Jest sposób, żeby go trochę uspokoić – to planowany, ustabilizowany tryb odżywiania się, rozłożenia wysiłku i odpoczynku, oraz częste kłucie się i upuszczanie krwi z palca na paski testowe glukometru.

Czy pomiary cukru są obciążeniem? Jeśli są ludzie, którzy np. ciągle poprawiają i czyszczą okulary, którzy mają zwyczaj trzymać torebkę w ręku i o niej pamiętać, albo zawsze noszą przy sobie np. aparat fotograficzny, to można również przyzwyczaić się do mierzenia cukru we krwi. To może stać się odruchem jak sznurowanie butów, przełączanie biegów w samochodzie.

Na własne życzenie

W czwartek rano miałem epizod utraty świadomości. Minęły już cztery dni, ale we mnie pozostało złe samopoczucie i zdołowany nastrój, wzmacniany przez rzeczywiste czy wyimaginowane dodatkowe powody. Może to ból pokaleczonego języka przypomina ciągle o tamtym momencie – gdy otwierałem oczy, mając wpatrzoną we mnie twarz mojej dziewczyny. Badawczą, napiętą, smutną. 

Zbagatelizowałem sytuację. Naiwnie zapomniałem, że momentu utraty świadomości nie można niezawodnie wyczuć. Zbagatelizowałem, bo po porannym wstrzyknięciu insuliny czekałem za długo ze śniadaniem. Uchodziło mi to na sucho wiele razy, nie uszło tym razem.

Życie jest niebezpieczne, cha cha! W każdym z nas są chyba setki substancji, które, gdyby nieznacznie zwiększyć ich stężenie, szybko zabiłyby nas. Nasz istnienie mieści się między wieloma cienkimi granicami, że wydaje się nieprawdopodobne, że rzeczywiście jeszcze istniejemy.

Sam jestem sobie winien

Krzyśku, gdzie jesteś… brakuje mi naszych rozmów. Mam wrażenie, że w ludziach wokół mnie próbuję szukać tej nici porozumienia, ale…


Zdanie na dziś:
Nigdy nie wiesz, kto kiedyś Ci pomoże, więc zawszasu nie eliminuj twórców twojego sukcesu.


Obudziłem się dzisiaj po 2 dzwonkach oraz nadesłanym smsie. Powlokłem do wc, zabrawszy ze sobą mój zestaw cukrzyka. Mierzę glikemię – przekroczona prawie 3 krotnie… A niech to…

Przez tych kilka godzin snu cukier niszczył moje naczynia krwionośne, nerki, oczy, nerwy… To moja wina. Kolacja jedzona o 23:00 to dla cukrzyka kryminał. Podobnie jak jej finał – kremówka i piwo. Moja dyscyplina i konsekwencja rozeszła się gdzieś, zostaje jej wrak. Teraz trzeba spodziewać się opuchniętych dziąseł, bólu przewlekle chorego gardła, ogólnego osłabienia i senności. Sam jestem sobie winien.

Nowa armia diabetyków

(Kasiu – żyję, żyję… i piszę, choć nie lubię pisać, kiedy nie mam przekonania, że mam co napisać)

Jeden z moich linków prowadzi do forum diabetyków.
Zaglądam tam ostatnio częściej. Niestety, również częściej pojawiają
się tam tematy nowych forumowiczów, pt. "Czy takie objawy to cukrzyca?"
Ludzie piszą o tym, co znam z własnego doświadczenia. Przeżywają to, co
ja kiedyś – niektórzy z nich jeszcze lekkomyślni (pójdę na badania za 3
tygodnie, nie mam czasu), niektórzy przerażeni, inni niepewni…

Cukrzyca to jak współmałżonek. Ale nie opuszcza nawet wtedy, kiedy
idziesz do pracy. Zasypiając – myślisz o niej – czyli o tym, czy cukier
w nocy nie spadnie i nie obudzisz się zesztywniały, bezsilny. Idziesz
na basen – myślisz o niej. Idziesz w góry – modyfikujesz dawki insuliny już dzień wcześniej.

Czytając to, co ci jeszcze nie wszyscy świadomi do końca, nowi cukrzycy czują, przeżywam to razem z nimi. Nigdy nie będzie już tak, jak kiedyś. Być może kiedyś nie będziemy musieli żyć jak szpiedzy-agenci we własnym ciele. Ale mnie dzisiaj nie przychodzi już do głowy zastanawiać się, jak by to było bez mierzenia cukru, ważenia jedzenia i liczenia węglowodanów. Nie ma nad czym ubolewać, to staje się takie, jak poranne ubieranie się, droga do szkoły czy pracy, jak przestrzeganie przepisów drogowych na ulicy. Musisz to robić, lepiej lub gorzej, by przeżyć. Bo życie jest piękne. 🙂