„People get ready”

Przedwczoraj – na jam session z Juniorem Robinsonem, wokalistą Gospel. Wraz z zespołem śpiewał stary utwór, znany mi sprzed, jak się okazało, ponad dwudziestu lat, w wykonaniu Rodda Stewarda. Może niektórzy z Was pamiętają teledysk, w którym Jeff i Rodd jechali pociągiem towarowym, Jeff grał na gitarze.

Ale dopiero teraz dotarły do mnie słowa i zdałem sobie sprawę, że to proste i piękne przesłanie ewangeliczne, ubrane we współczesną formę tekstu i muzyki. Nawet jeśli aranżacja sprzed dwudziestu lat brzmi trochę archaicznie. Sam utwór ma jednak swój początek w latach 60-tych, u Curtisa Mayfielda.

Piosenki można posłuchać tutaj albo tutaj. Poniżej – tekst.

Od dwóch dni słyszę ciągle ten utwór w głowie. Szkoda, że nie słyszeliście, jak jazzowo, lekko i subtelnie zagrali to chłopcy na jam session.


Junior Robinson, Gospel singer


People get ready

People get ready
Theres a train a-coming
You dont need no baggage
You just get on board
All you need is faith
To hear the diesels humming
Dont need no ticket
You just thank the lord

People get ready
For the train to jordan
Picking up passengers
From coast to coast
Faith is the key
Open the doors and board them
Theres room for all
Among the loved the most

There aint no room
For the hopeless sinner
Who would hurt all mankind just
To save his own
Have pity on those
Whose chances are thinner
Cause theres no hiding place
From the kingdoms throne

So people get ready
For the train a-comin
You dont need no baggage
You just get on board !
All you need is faith
To hear the diesels humming
Dont need no ticket
You just thank, you just thank the lord

Im getting ready
Im getting ready
This time Im ready
This time Im ready

(curtis mayfield, 1964)
[with jeff beck, flash, 1985]
Wzięte z tej strony

Mgła

Mgła na drodze. Wracam samochodem do domu z pracy – jakby w innym świecie. Z CB radia płyną ostrzeżenia kolegów. Lubię to radio, czuję, że nie jestem sam. Kiedyś w górach, wieczorem wyszedłem ze schroniska. Była mgła. Zaledwie dziesięć, piętnaście metrów od świecącej samotnej żarówki, zaczynały się drzewa. Gdy doszedłem do pierwszego, otoczyła mnie ciemność i porażająca pustka. Mgła może być przerażająca, gdyż mózg, pozbawiony dopływu zwykłych informacji, zaczyna wytwarzać ułudy i zjawy. To niesamowite uczucie oderwania od rzeczywistości.

Mgła to jak nadejście ducha na nasz padół ziemski…

Niedookreślenie

Przesunąłem wzrokiem po ostatnim wpisie i zdałem sobie sprawę, że to echo Procesu Franza Kafki, który właśnie skończyłem czytać. Ominęła mnie ta lektura w szkole. Zresztą mam wrażenie, że w moich szkolnych latach niewiele rozumiałem z materiału, który próbowano w nas wtłoczyć. A przecież miałem szczęście do dość dobrych nauczycieli polskiego.

Ale to już teraz mało ważne. Ważne, że nie nie muszę zdawać na ocenę interpretacji utworu, że mogę go odczuwać i rozumieć sam tak, jak chcę i umiem. Echa jednych fragmentów odnajduję w sobie, inne są dla mnie niezrozumiałe, intrygujące. Ta niedookreśloność jest fascynująca.

Nie ma jasno określonego opisu świata. Dzieła, w których wszystko idealnie zamyka się w żelaznej konsekwencji, w których wszystko da się wyjaśnić, ujawniają prędzej czy później swoją słabość, ograniczenie.

Wracając do jesieni – niewiele z niej jest mi dane. Zamykam się w ścianach mojej pracy, pozostają przestrzenie ludzkich dusz do podróżowania. Ciekawe, że poznanie innych ludzi inspiruje do poprawy stosunków z tymi, których już znamy.

Chciałbym opisać rzeczywistość, poukładać, ale ona ciągle ucieka przede mną. Znaleźć złotą regułę, według której ułożą się kontakty z ludźmi, według której poprowadzę moje życie i będę mógł przyjmować spokojnie przeciwności. Chodzi o jakiś punkt równowagi, stan duszy, tryb życia… nie wiem, gdzie to jest, ale wyobrażam sobie, że znalezienie tego czegoś automatycznie ułoży wszystko inne w odpowiedniej hierarchii. Jak na razie – nie wiem… Na razie najlepszy – to chyba stan obserwatora, podróżnika, nie dziwiącego się niczemu i nikomu…

Spokój

Jesień. Mimo słońca i barw – nieruchomość i dziwne milczenie. Ruch uliczny, droga do pracy, spotkania, sklepy, ale wszystko podszyte tym spokojnym milczeniem. Jakby przed egzekucją, kiedy wiadomo, że wyrok już zapadł, pozwolono mi pożyć jeszcze tydzień, a ja ze spokojem robię to, co zawsze, jak gdyby nigdy nic. Tylko wewnątrz – ten spokój. 

Gwiazdy jak bańki mydlane

Geniusz pierwszej chwili. Sara jest w tym podobna do mnie. Zacofała się zupełnie w jeżdżeniu na rowerku. Dziś udało się ją znów przekonać. Popychałem ją lekko na nierównościach, popychałem wózek z Beniaminem. Dotarliśmy tam skąd widać dalekie pola, wychylające zza drzew, żółknących już. Tam jest moje miejsce, tylko nie rozumiem, dlaczego tak rzadko tam bywam.

Dziś w Wieliczce zlot zaprzyjaźnionych dzieciaków. Jak spokojnie może być choć w Wieliczce, w sobotnie popołudnie, może ostatnie ciepłe tego roku. Jakby ludzie, zdziwieni, że zagrzało słońce, znieruchomieli w ciszy. Zapamiętać, chwycić się kurczowo widoku drzew, odczucia ciepła, zapachu trawy.

Wróciliśmy nocą, Sara, wysiadając z samochodu spojrzała w niebo. Wielki Wóz… Miałem powiedzieć, że jest "bardzo daleko", ale przecież dla niej Wielki Wóz to jak bańki mydlane, które puszczała dziś popołudniem. Fizycznie tak odległe od siebie, ale wewnątrz nas – tak bliskie, podobnie nieuchwytne.

Ale powinno się stawiać po pręgierzem tych, którzy sprzątanie domu lub mycie samochodu przedkładają nad jedno spojrzenie na Wielki Wóz.

Odchodzące minuty

Niewidzialna kobieta, jesień, przybyła wieczornym oddechem. Gdy wysiadałem z samochodu przy Nowohuckim Centrum Kultury, poczułem ją na twarzy, wraz z obrazem szarzejącego dnia, i liści, jeden po drugim odrywających się od drzew. Ten obraz znam z czasów studiów, przesycony jest spokojną, przemożną samotnością.

Nie chcę odejścia lata, jeszcze nie teraz. Jeszcze nie wygrzało mnie upałem, nie  nasyciło, nie znudziło. Przeszło mimochodem, a raczej to ja przeszedłem obok niego. Może trzeba "opłakiwać każdą odchodzącą minutę dnia"…

Zaporożce

Najmniej lubię wieszanie drobnej bielizny. Jest to bardziej pracochłonne niż np. rzucić na suszarkę parę koszul i spodni. Szczególnie, gdy w grę wchodzi bielizna dzieci. Skarpetki Beniamina tak małe, że nie chcą się trzymać metalowych drutów.

Wieszam "w ganku", jak to nazywamy, czyli na klatce schodowej. Jest tam uchylone okno, więc mogę się wsłuchiwać w szum przejeżdżających samochodów, bądź we własne myśli. Mam wybór. Ponieważ często mam dość kręcących się w kółko własnych myśli, wybieram samochody. W końcu własne myśli to przeważnie nic nowego.

Pamiętam, kiedyś mieliśmy z kuzynem po 5-7 lat i zgadywaliśmy marki nadjeżdżających samochodów słuchając ich dźwięków, zanim się pojawiły. Skoda 1000MB miała dźwięk nie do pomylenia, podobnie Zaporożec. Kiedy pojawiły się Maluchy, też trudno je było pomylić. Rozpoznawaliśmy Ziły, Kamazy, Jelcze. Ten cięższy tabor wprawiał w rezonans domowe szyby, nie to, co dzisiaj, kiedy idealnie szczelne okna nie odpowiedzą nawet mruknięciem.

Zaporożce… ja naprawdę pamiętam Zaporożce…

Kawałki z tygodnia

Może zyskam dystans, może uda się spojrzeć na siebie z boku. Dzięki urlopowi i całkowitej zmianie środowiska, odrywam się od codzienności. Dlatego jest szansa – na popchnięcie mojej osobowości w trochę lepszym kierunku. Na nowe postanowienia. Ciągle chodzi o to, żeby wspiąć się ponad małostkowość.

Marta, oprócz tego, że jest przyjacielem, jest psychologiem. Od dawna wiem, że lubię rozmawiać z psychologami – dlatego, że o wielu sprawach można mówić wprost. Ci, których znam, wstrzymują się od szybkich sądów, i zamiast mówić, co mam robić, zadają pytania. Odpowiadając na te pytania sam wskazuję sobie drogę.

Paul – prowadzi jednoosobową firmę fotograficzną, robi głównie portrety rodzinne. Próbuje mi wytłumaczyć jak zarobić na jednym zdjęciu 2000$ zamiast na 2000 zdjęciach po 1$. Śmieję się z tego, bo Ameryka to nie Polska, ale za 10 lat będzie u nas całkiem podobnie.

Daniel – potrafi z grupy amatorów wykrzesać siły dzięki którym są w stanie, po tygodniu lub dwóch tygodniach prób, zaśpiewać chóralny godzinny koncert. A to dzięki ogromnemu doświadczeniu, które pozwala koncentrować się na najważniejszych problemach muzycznych, i w odpowiedniej kolejności.

Michael, Stanislaw – przykłady menedżerskiego opanowania, pozornej powolności, która pozwala rozwiązywać trudne problemy, uruchamiać całą maszynerię ludzi, kontaktów i mechanizmów

Estera, Estera, Lilia – dziewczyny, które jeszcze niedawno miały po 50 cm wzrostu i chodziły z kokardkami we włosach, teraz nastoletnie, uśmiechnięte, pełne życzliwości prawie że kobiety

Sara – przyjaciółka, z którą przeżywam jej i moje niedole

Ioana – kobieta trzymająca w ręku cały dom, prawie-że-wszystkowiedząca – w co kogo ubrać, kiedy i co należy zrobić.

Oto niektóre inspirujące osoby, podtrzymujące na duchu…

Tydzień

Wakacje – fabryka wspomnień, które dojrzeją jesienią i zimą. Spotkania z ludźmi, którzy podobnie tęsknią. Spotkania od lat – od tylu lat, że ludzie mają już dzieci, coraz bardziej dorosłe, zaczynające żyć własnym życiem, organizujące własne spotkania. Refleksja nad nieuchronnym biegiem życia. Rodzice stają się dziadkami, dzieci – małżonkami i rodzicami. Spotykając się raz na rok, albo rzadziej, łatwiej dostrzegam zmianę osób i ich ról…

Tydzień przy muzyce – nie tylko na regularnych próbach rano i po południu, ale i w przerwach, również wieczorem – spontanicznie. Oprócz naszego koncertu w sobotę i w środę, ci z młodszego pokolenia śpiewają i grają w niedzielę.

Refleksja, błądzi gdzieś refleksja. Może nadejdzie, jeszcze za chwilę…

Teraz ja…

Idę w góry, albo biorę rower i gnam po bezdrożach. Albo zerkam w wpatrzone we mnie oczy niemowlaka i zastanawiam się, co on… Czy ten uśmiech, to uśmiech, czy jeszcze grymas… Grymas trwał bardzo długo, z rozciągniętych od ucha do ucha ust wypadł smoczek, zaciągnął się mgłą… Nigdy się nie dowiem.

Później próbuję o tym komuś opowiedzieć i łapię się, że to banalne. Że już to słyszałem – z innych ust, wiele razy. Znam te opowieści, te zwroty i westchnienia. Ale teraz to ja… Czyżby nic nowego…? Nie jestem Einsteinem, nie odkrywam niczego… Odkrywam dla siebie coś, co prawie wszyscy znają…


Beniamin


Sara