Tydzień w innym świecie

Tydzień – spędzony na próbach teatralnych. Dwa razy dziennie, od 10 do 14 i od 18 do 22. W międzyczasie – przygotowania materiału muzycznego, praca przy komputerze, jedzenie, krótkie przerwy i… sen. Akcja sztuki ma miejsce w szpitalu dla psychicznie chorych, w środku ery komunizmu w ZSRR. Ale to nie historyczna opowieść. Ma swoją ponadczasową wymowę. Mówi o ludziach, zamkniętych w systemie, w jakimkolwiek systemie. W pewnym momencie okazuje się, że nie ma z niego wyjścia. Ale przynajmniej jedno wyjście jest zawsze…

Fascynująca podróż w wyobraźni, zwłaszcza w momentach, kiedy przedstawienie się tworzy, nie jest jeszcze gotowe. To, czy rozwiążemy szczegóły tak czy inaczej zależy jeszcze od nas, należy do przyszłości. Atmosfera tworzenia czegoś, co samo w sobie nie jest uchwytne, nawet jeśli krytycy będą poddawać je analizie i opisywać na różne sposoby. Rozróżnianie niuansów intonacji, podtekstów. Ten same kwestie można zagrać na dziesiątki, jeśli nie setki sposobów. Ich pierwotną wymowę można podkopać innym kontekstem, językiem ciała. Coś, co w tekście jest prawdą, na scenie, w przypadku konkretnego wykonania, może zabrzmieć fałszywą nutą. Ilość poziomów głębi, do których można dotrzeć, jest w zasadzie ograniczona tylko wyobraźnią reżysera oraz umiejętnością aktorów – zapanowania nad sobą, nad sytuacją, ich doświadczeniem – bardziej nawet życiowym niż czysto aktorskim.

Wczoraj, razem z moją córką, słuchaliśmy starej piosenki dla dzieci:

Fantazja, fantazja
bo fantazja jest od tego
żeby bawić się, żeby bawić się
żeby bawić się na całego…

Fantazja, wyobraźnia tworzą w naszych ludzkich głowach inny świat, albo raczej – inny obraz świata, który wszyscy znamy. To nie tylko zabawa, bo w świecie dorosłych, to w krańcowym przypadku sprawa życia i śmierci. Masakry w Ruandzie, rozdzielenie bliźniąt syjamskich, fantastyczne wykonanie Chopina przez Blechacza, mały krok do przodu dziecka chorego na Dawna – to dzięki fantazji i wyobraźni.

Nasz obraz świata może być on lepszy, może być straszny. Nic nie ma większego wpływu na nasz świat, jak nasza wyobraźnia. On w 90% jest właśnie taki, jak ona.

Jestem obserwowany

Sara w ogromnym tempie robi postępy. Za siedem dni kończy pięć miesięcy. Obserwowałem ją dzisiaj, kiedy siedzi w swoim leżaczku. Przed sobą ma rozpięte zabawki. Jeszcze półtora miesiąca temu nie wzbudzały w niej żadnego zainteresowania, nie mówiąc o próbach chwytania. Dzisiaj – chwyta je do woli, obraca w rękach i wkłada do ust stroną, która jest dla niej najbardziej wygodna.

Sara obserwuje też wszystko, co zwróci jej uwagę. Pobyt u lekarza lub u znajomych zwykle jest spokojny, ponieważ nowe otoczenie tak ją interesuje, że zapomina o swoich smutkach i niewygodach.

Przygląda mi się z takim spokojem, jakby była naukowcem. Wczoraj miałem wrażenie, że zaraz wyciągnie notatnik i zacznie coś w nim notować. Wśród nas, dorosłych, każde spojrzenie coś znaczy, ma jakiś powód. Nie patrzymy na innych ot tak sobie. Ale Sara tak właśnie robi. Patrzy bez skrępowania, a kiedy zauważy coś nowego, w jej oczach pojawia się ta dziwna mieszanka uczuć, o której już pisałem. Dominuje w niej jakiś napięte zainteresowanie, jakby przestrach. Jakby nie wiedziała, czy nowe zjawisko może jej zagrażać. Albo próbowała bezskutecznie zrozumieć, co się dzieje.

Trzymając ją na rękach podnosiłem do ust kanapkę. Najpierw myślała, że to dla niej – dostrzegłem ruch ręką, aby chwycić. Kiedy odgryzałem kęs i odkładałem bułkę na talerz, obserwowała wszystko z powagą.

Dużo się uśmiecha. Tak bardzo chciałbym jej zaszczepić pozytywny stosunek do wszystkiego, co ją otacza. Pomimo problemów i niedoskonałości, które z pewnością kiedyś dostrzeże, jeśli tylko będzie to jej dane.

Łóżko – od niedawna przyjaciel

Od poniedziałku na zwolnieniu lekarskim…. Chyba po raz pierwszy – poczułem, że jest mi dobrze leżąc w łóżku. Na nic innego nie miałem siły, więc… ten spokój, ciepło i przytulność…

Jako chorowite dziecko spędzałem w nim wiele czasu, gromadząc wokół siebie, z każdym dniem, coraz większy stos zabawek i wszelkich atrakcji. Szalone dziecko, którego ciało zwykle nie nadążało za duszą, osadzone w pościeli…

Za moich czasów program telewizyjny rozpoczynał się około czwartej po południu. Chłonąłem wszystkie audycje "Mechanizacji rolnictwa" i NURTU – Nauczycielskiego Uniwersytetu Radiowo-Telewizyjnego. Dzisiaj – oglądam Planete, Discovery i National Geographic, przenosząc się myślą do starożytnego Egiptu, zgłębiając historię lotnictwa, albo rozwiązując zagadki szpiegowskie XX wieku.

Podzieliłem się moją obserwacją (o przyjacielskości łóżka) z moim tatą. Powiedział, że jeszcze nie doszedł do tego etapu. Ciekawe…

Ubolewałem, że w łóżku nie mam dostępu do sieci (netu). Ale owa boleść pierzchła skwapliwie, gdy rano odebrałem pocztę… odnalazłszy kilka list rzeczy "do zrobienia" – głównie z pracy, ale i od osobistych przyjaciół. Powlokłem się zatem napowrót do łóżka – przecież jestem na… zwolnieniu 😉

Szczerym być – to nie tylko chcieć, ale i umieć

Skrótowo i potocznie – szczerość, to wypowiadanie się, okazywanie na zewnątrz tego, co się naprawdę myśli, czuje. Szczerość wobec siebie to zdać sobie sprawę z prawdziwych pobudek, przyczyn, uczuć.

"Bądź ze mną szczery(a)" – to życzenie partnerów, "Będę z Tobą szczery" – można czasem od kogoś usłyszeć. Ale nawet szczera chęć bycia szczerym nie gwarantuje rzeczywistej szczerości. Gdyż by o czymś móc się wypowiadać, należy to coś przynajmniej w części poznać. By więc mówić o tym, o czym naprawdę myślimy i czujemy, musimy poznać siebie i wykształtować język, który jakoś to poznanie wyrazi.

Dodając do tego fakt, że człowiek jest obiektem zmieniającym się ciągle, to aby być szczerym, trzeba nadążać za tempem zmian we własnej osobowości, nadążać za własnym rozwojem (lub dekadencją).

Szczerość zatem jawi się jako efekt ciągłej analizy samego siebie i jednoczesnych prób opisania tego, co się w środku nas dzieje, za pomocą określeń zrozumiałych dla innych. Analizę tę można skrótowo przedstawić jako poszukiwanie odpowiedzi na pytania: dlaczego coś robię, dlaczego coś czuję. Szczególnie intrygujące

szczerość = chęć ujawnienia swojego wnętrza + autoanaliza + przełożenie wniosków na język zrozumiały dla innych

Chęć zatem jest jedynie pierwszym etapem, który może prowadzić do szczerości. Lecz następnie konieczne są umiejętności autoanalizy oraz przełożenia wniosków na język zrozumiały dla innych.

Umiejętności mają to do siebie, że nie pojawiają się nagle, lecz są wynikiem ćwiczeń, wysiłku. Im większe doświadczenie, tym łatwiej o szczerość. Można przypuszczać, że im bardziej rozwinięte osobowość i wrażliwość człowieka, tym większych umiejętności potrzeba, aby je wyrazić.

Tak więc nie oczekujmy natychmiastowej szczerości od innych, a jeśli jej nie otrzymujemy, nie posądzajmy o brak chęci. Gdyż od chęci bycia szczerym do prawdziwej szczerości jest długa droga.

😉

Niespanie po nocach

jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach jest głupie, zwłaszcza, jeśli następnego dnia czeka cię 13 godzin wytężonej pracy. Niespanie po nocach…

Sprzedać coś swojego

Różnica pomiędzy teorią a praktyką, szkołą a życiem, jest najbardziej odczuwalna dokładnie w momencie, gdy przechodzi się od tej jednej dziedziny, do drugiej.

Jeśli pracujesz na posadzie, na której Twoja praca nie jest ciągle poddawana ocenie z finansowymi konsekwencjami, jeśli nie musisz martwić się jak sprzedać Twoją pracę, to omija Cię jeden z ciekawszych aspektów życia biznesowo-socjologiczno-psychologiczno-moralnego.

Zrobić coś konkretnego, jak np. napisać książkę, namalować obraz, zrobić zdjęcie, nakręcić film, czy nawet naprawić samochód, położyć komuś płytki w łazience; ba, zrobić to dobrze, (nie mówiąc już – odkrywczo), to ciężka i wymagająca profesjonalizmu praca. Myślałbyś, że jeśli będziesz coś robił świetnie, to… klienci nie poskąpią wynagrodzenia. Jednak w przeważającej ilości przypadków tak nie jest, a o docenienie Twojej pracy musisz starać się sam. Dlatego nie bagatelizuj tego etapu 🙂

Czym są Twoje małe smutki… Niewygodne śpioszki, zapłakane oczy, odrzucona grzechotka. Są takie, jak nasze, mają taki sam kształt, fakturę, koloryt. Tak samo je przeżywasz, może trochę bardziej autentycznie, bo nie dusisz ich w sobie. Nasze są całkiem podobne, podobnie jak Twoje – często wyolbrzymione.

Nie możesz zasnąć, coś Cię dręczy. Mama już zasypia przy Tobie, a Ty ciągle ściskasz kołderkę malutkimi dłońmi. 

Nigdy nie dorośnij

Dzisiaj przez chwilę miałem wrażenie że wiem, dlaczego rodzice czasem nie chcą, żeby ich dzieci dorosły. Moja czteromiesięczna córka jest tak słodka, tak ufna i zależna od nas, że przez chwilę zapragnąłem, żeby to się nigdy nie zmieniło. Wyobraziłem sobie chwile, w którym będzie zamknięta w sobie, będzie się nam sprzeciwiać, działać po swojemu i na przekór.

Czułem to tylko przez chwilę 😉

Niespodzianka człowiek

Wczoraj:

Wychodzę z pracy kilka minut po 22. Oddaję klucze i… tutaj zaczyna się rozmowa! Czas mija, wiem, że w domu czekają na mnie, a jednak wiem też, że nie mogę tak przejść obojętnie.

Ciągle nieczęsto spotkać człowieka, z którym można porozmawiać na temat Pisma Świętego. A raczej – może jest coraz mniej właśnie takich ludzi. Porozmawiać nie tylko z powodu ciekawości, spierania się, oceniania różnych grup religijnych, reklamowania własnej. Bardzo rzadko można znaleźć kogoś, kto mówi tak po prostu o swojej wierze, swoich przeżyciach, wewnętrznej walce, sukcesach i porażkach. Kogoś, kto jest tym przejęty – ale nie tylko – kogoś, kto o tym rozmawia.

Pomijając tych, którzy sprawy ogólnie pojętej wiary pozostawiają zupełnie na boku (nie licząc wiary w podwyższenie wskaźników giełdowych), są ludzie, którzy wierzą, a jednak nie chcą albo (jak mi się wydaje), nie umieją u swojej wierze rozmawiać. Wygląda to trochę tak, jak blokada werbalna staroświeckich rodziców, gdy dziecko pyta o sprawy związane z seksem.

A szkoda. W każdej dziedzinie potrzebny jest kontakt z tymi, którzy się nią zajmują. Fotograf bez kolegów fotografów przestaje mieć punkt odniesienia, inżynier – traci kontakt ze współczesnością technologiczną itd. Wierzący pozostawiony sam sobie dziwaczeje albo dogasa, jak węgielek wyrzucony z ogniska. To w grupie ("gdzie dwóch lub trzech zgromadzi się w Jego imię") wspierają się nawzajem członkowie, motywują się, jak również moderują nawzajem swoje różne pomysły i "wyskoki". Dzieje się to niejako automatycznie, a warunkiem jest – zafascynowanie wiarą, chęć służenia Bogu, i zgłębianie najstarszego punktu odniesienia – Pisma Świętego, listu pozostawionego od Boga. To genialny i dobrze funkcjonujący mechanizm.

W niedzielę, po skończnej pracy, spotkało mnie szczęście tej pięknej rozmowy.

Dlaczego – brak pretekstu?

Od ostatniego wpisu zastanawiam się intensywniej właśnie nad tym, co w nim napisałem. Być może właśnie dlatego, że wyartykułowanie pewnych problemów ułatwia inne na nich spojrzenie…

Czego powodem jest zamarcie, choćby na chwilę, możliwości refleksji nad życiem…? Seria drobnych sukcesów w pracy…? Drobnych, ale posuwających historię (moją historię) do przodu, sprawiających, że do starego myślenia, działania, do poprzedniej mojej pozycji w tzw. otoczeniu (environment) nie będzie już, na szczęście, powrotu. Lepsze zorganizowanie się, które owocuje większym spokojem, stabilnością emocjonalną.

A jednak – chwil, w których rodzą się refleksje, nie można do końca zorganizować. Są efektem tzw. tracenia czasu – momentów, w których umysł może wyrwać się spod nawet idealnie działającego kieratu.

Jest poniedziałek, rozpoczynam nowy tydzień, a w zasadzie nie zakończyłem poprzedniego. Bo koniec czegoś, choćby tygodnia, powinien objąć także właśnie pewne podsumowanie, chwilę refleksji i oderwania się od tego, co zajmowało głowę. Pracując, choćby tylko wieczorami, w sobotę i w niedzielę, trudno było się od tej pracy oderwać.

A może jednak znalazłoby się coś – jakaś namiastka podsumowania? Przeczytajcie następną notkę 😉